Dwie
kobiety biorą się do współpracy - jedno opowiadanie, jeden „Głód”. Czy duet
Mori-Król potrafił zgrać się na tyle, by zaspokoić apetyt na horror, tak jak
doskonale wyszło to męskiemu tandemowi Radecki-Cichowlas?
„Głód” jest krótkim opowiadaniem,
które ukazał o się jako dodatek do trzeciego numeru „Horror Masakry”. Paulina Król wraz z Carlą Mori wydały na świat
tekst niezwykle dopracowany literacko, jednak równie mocno rozczarowujący. Lubię czytać twórczość obu Pań, robię to dość regularnie. Jednak po przeczytaniu
historii Tomasza, jakoś nie było mi ani tak jak przy „Krew, pot i łzy”, ani jak na blogu „W Świecie Słów”. I to mnie zabolało, że powinno być dobrze, a
wyszło całkiem poprawnie. Niestety dla mnie przeciętność zawsze będzie miała
negatywne zabarwienie. Oczywiście chyba muszę to po raz kolejny zrzucić na karb
moich wygórowanych oczekiwań, choć jak ich nie mieć… Eksperyment był odważny, nawet jeśli zrodził się z czystej spontaniczności, to obu autorkom przyniósł wiele radości i satysfakcji ze wspólnej pracy. Wyzwania są po to by je podejmować, a wyniki po to, by je poprawiać. :)
Ogólne ocena, dotyczące strony literackiej opowiadania, jest bardzo dobra, bo całość zadziwia swoim dopracowaniem, wielowątkowością i spójnością. To klasyczne opowiadanie o budzącym się w człowieku instynkcie.
Czasem jednak coś, mimo perfekcyjnego mechanizmu, nie zadziała tak, jak powinno. Już na samy początku „Głodu” pojawia się dość niepokojąca tendencja do snucia niemal obyczajowych opowiastek, a pojawiające się w międzyczasie elementy horroru, dopasowują się do niego, zamiast niszczyć ład owej realności. Poznajemy Tomasza, który jest spokojnym, niczym nie wyróżniającym się facetem. Jest też wegetarianinem, który wkroczył na drogę bez powrotu… Po dojściu do połowy opowiadania, coś mnie zastanowiło. Czytam i czytam, choć czyta się bardzo fajnie, to nie czuję napięcia ani grozy. W końcu następuje skok i akcja przyśpiesza ku finalnym wydarzeniom, jednak nawet one pozostają jakieś nieosiągalne... Przykre jest to, że łatwo było się domyśleć, o co w całym opowiadaniu chodzi. Autorki nie snuja przed nami tajemnicy, czy intrygi, wszystko podane jest na tacy i to może stanowi element psujący posiłek. Czyż nie jest rozkosznie, gdy zanim pożremy ciepłe danie, w całym domu unoszą się aromatyczne zapach, które kuszą nas i drażnią perwersyjnie zmysły. Domyślamy się, co będzie podane, ale nie widząc tego przed sobą, czujemy się bardziej głodni i zniecierpliwieni. Często bywa tak, że gotując sama, gdy skończę nawet nie jestem głodna. Podjadałam w trakcie gotowania i to sprawiło, że posiłek stał się dla mnie nieatrakcyjny. Podobne jest z "Głodem". Czyżby element zaskoczenia czytelnika w grozie wyszedł z mody?
Mori
i Król dopracowały tekst pod wieloma względami. Fabuła jest spójna i posiada liczne wątki poboczne. Poszczególne wydarzenia mają obszerne, dokładne opisy, które pozwalają nam z precyzją przyjrzeć się koleją losu
bohatera. Opowieści o wegetarianizmie, niedźwiedziach i stygnących flaszkach tworzą realną otoczkę wydarzeń. Horror zawsze powinien bazować na rzeczywistości, ale musi w pewnym momencie się od niej oderwać, przekroczyć jej granice. "Głód" jest stanowczo za mało zadziwiający. Analogicznie do Tomasza, którego życie jest nudne, nie ma w nim nic, co sprawiłoby, że stałby się on ciekawym dla czytelnika elementem opowieści. Może to właśnie problem, owa bezpłciowa przeciętność
bohatera przekłada się na akcję. Mam sceny rozszarpywania ciała, zwierzęcego
pożerania mięsa, perwersyjnych aktów seksualnych. Jednak przy ani jednym z nich
nie czułam wstrętu, obrzydzenia, zaniepokojenia, grozy, nie mówiąc już o
strachu. Zastanawiam się więc, gdzie w fabule miała być zrealizowana art-groza?
Jedynym, co mogłoby obronić ten tekst to napięcie, ale jego też tu nie ma zbyt wiele. Niestety
poszczególne ruchy bohatera dają się przewidzieć, co ostatecznie rodzi
poczucie, że może na koniec szykuje się jakaś bomba – nic bardziej mylnego. Wciąż
dziwi mnie jak można stworzyć tekst technicznie dobrze napisany, który tak mało oddziałuje na czytelnika...?
W duecie Radecki i Cichowlas można zobaczyć jak
wspaniale połączyć swoje atuty w jedną całość, tak by dwoje charyzmatycznych
ludzi nie musiało rezygnować z wyrażania swoich osobowości. W przypadku Mori-Król jest literacko wszystko dobrze napisane, jest
pomysł i cały świat gra jak w zegarku, ale zabrakło pewnej mrocznej iskry, która by to ożywiła. Z jednej strony nie można się przyczepić do „Głodu”, gdyż ma wszystkie elementy, które w grozie i horrorze
powinny być. Z drugiej, to efekty jakie wywołują te elementy w grozie są ważniejsze, niż
one same. Nie zawsze wystarczy wymieszać składniki, by otrzymać potrawę…
"Głód przywołał mi na myśl film "Wilkołak" (1994) z rolą J. Nicholsona. Mamy tu plejadę emocji i poruszeń: budzenie się instynktu, niezaspokojone potrzeby, pożądanie, strach, uświadomienie sobie nieuniknionego, głód. W bestię można zamieniać się dosłownie lub metaforycznie, jednak zawsze ten proces jest szalenie nabuzowany emocjami i wydarzeniami. Czy "Głód" pokazuje nam choć skrawek owego szaleństwa jakiego doświadcza Tomasz? Chyba, że wszyscy weganie są tacy spokojni w obliczu wybebeszania człowieka... Nie wiem, jadam głównie mięsko, więc jestem wyjątkowo spokojną osobą :)
"Głód przywołał mi na myśl film "Wilkołak" (1994) z rolą J. Nicholsona. Mamy tu plejadę emocji i poruszeń: budzenie się instynktu, niezaspokojone potrzeby, pożądanie, strach, uświadomienie sobie nieuniknionego, głód. W bestię można zamieniać się dosłownie lub metaforycznie, jednak zawsze ten proces jest szalenie nabuzowany emocjami i wydarzeniami. Czy "Głód" pokazuje nam choć skrawek owego szaleństwa jakiego doświadcza Tomasz? Chyba, że wszyscy weganie są tacy spokojni w obliczu wybebeszania człowieka... Nie wiem, jadam głównie mięsko, więc jestem wyjątkowo spokojną osobą :)
Postaram się zakończyć jednak optymistycznie, słowami Carli Mori z wywiadu jaki udzieliła blogerce awioli:
„(…) nie przestawajcie czytać! Czytajcie
to, co lubicie i to, co Was inspiruje, czasem nawet to, o czym wiecie, że jest
do bani, żeby wiedzieć, jakich błędów nie powielać.”
„Głód” jednak warto przeczytać, bo najpiękniejsze w literaturze jest
to, że każdy przeżywa ją inaczej - taka potencjalna szansa jest zawsze.
Ja mam zgagę (chyba po Świętach), ale Wam życzę smacznego!
Wnioskuje, że książka przeciętna. To Twoja pierwsza recenzja. która sprawia że mam mieszane uczucia c do książki. Nie wiem czy chciałbym ją przeczytać, czy też nie. Jak czytam, że brakuje instynktu śmierci to już za przeproszeniem dupa zbita.
OdpowiedzUsuńWidzisz, zagubienie czasem jest dobre, bo pozwala się zastanowić nad pewnymi kwestiami. Czytanie to proces, z którego zawsze coś wynika. "Głód" albo nasycenie - przeczytaj i sam zadecyduj :)
UsuńOjej, ojej, ojej. No cóż - przykro! ;) Ale dziękuję za rzeczową argumentację i konstruktywną krytykę - i tu chyba mogę się wypowiedzieć także w imieniu Carli Mori - nie zaprzestaniemy prób dojścia do absolutu! ;) Ta recenzja wzbudziła we mnie przekorę... jeszcze Ci pokażemy, Alicyo Rivard! ;) Dzięki.
OdpowiedzUsuńŻadne przykro :) Nie wyszedł efekt, ale za to pokazałyście, że umiecie pisać. Trzeba mieć odwagę i fantazję, aby eksperymentować. Obie jesteście gotowe na szerokie wody horroru i jeśli chcecie płynąć tam razem, to jak sama stwierdziłaś, musicie się dotrzeć :) Jak najbardziej czekam na kolejne opowieści Król-Mori bo czuję, że nie pokazałyście wszystkiego, co potraficie. "Głód" można uznać za rozgrzewkę, prawda? ;)
Usuń"Głod" to przystawka. Danie główne jeszcze przed nami. A po nim pewnie i deser ;)
Usuń