niedziela, 24 kwietnia 2016

O trzech takich dziewczynach, co nie chciały dawać za darmo.

Trylogia Miasteczko Palokaski jest przykładem tego, co potrafi dobry marketing, jak duży ma wpływ na to co czytamy oraz jak bardzo "inni" próbują nam wmówić, co jest dobre, a co złe. Na całym świecie w trylogię Palokaski zainwestowano mnóstwo pieniędzy, aby wykreować ją na nowe Twin Peaks. Atmosferę podgrzewać miała informacja, że prawa do adaptacji wykupiono tuż po publikacji tomu pierwszego. Otrzymaliśmy więc produkt ładnie opakowany w domysły. Co tak naprawdę znalazło się w środku? Na początek sino szare, obrzmiałe ciało ślicznej młodej dziewczyny o imieniu Laura. Nie wszyscy wierzą w teorię o samobójstwie nastolatki. Tylko Miia, psycholog policyjny, zdaje sobie sprawę, że aby rozwikłać zagadkę trzeba najpierw dowiedzieć się co spotkało inną zaginioną dziewczynę, Venlę. Dobrze się zaczyna? Cóż, nie wszystko co dobrze się zaczyna, dobrze się też kończy.   

„Laura” jest powieścią o niewinności bombardowanej presją alternatyw, z pośród których ciężko odróżnić jaka jest dla nas dobra. Miasteczko Palokaski stanowi alegorię współczesnego społeczeństwa, gdzie zamiast spokoju i równowagi panuje fałsz i przemoc, gdzie możliwość uwolnienia się od tego wykracza poza możliwości jednostki, która zostaje skazana na indywidualne i zbiorcze cierpienie. Na to nie chce się godzić ani Laura, ani Noora. Tom drugi to opowieść o tym, jak bardzo pragniemy być kimś innym, by być sobą. „Noora” Jest najlepiej zbudowaną historią z całej trylogii, ma najciekawszą bohaterkę, która pokazuje, jak to blogowanie staje się utratą niewinności. Ostatnią dziewczyną, która tak naprawdę zapoczątkowała całą historię, jest Venla. Wszystkie trzy dziewczyny, (Venla, Laura i Noora), nie chciały takiego życia, jakie miały. Pragnęły czegoś więcej, szukały spełnienia i możliwości. Teraz wszystkie nie żyją, a łańcuszek z aniołkiem jest jedynym tropem, który prowadzi do prawdy, która kryje się w przeszłości. „Venla” to miał być ten tom, kulminacyjny, wyjątkowy, spajający wszystko w całość. Okazał się jednak najbardziej rozczarowujący, a tym samym pokazał, jak słabą historią jest tajemnica miasteczka Palokaski.

7 GRZECHÓW GŁÓWNYCH PALOKASKI

Czasem myślę sobie, że pisarze powinni najpierw wiedzieć jak skończy się ich powieść, a dopiero potem wymyślać jej początek. Najgorsze jest bowiem to, jak po dobrej historii dostajemy słabe zakończenie. Palokaski kończy się dziwne, jakby pośpiesznie, zostaje masa pytań i niedokończonych wątków. Całą jednak powieść za dobrą uznać też nie można. Z tą trylogią jest trochę jak z piękną dziewczyną w nocnym klubie, gdy zapomnimy sprawdzić dowód, rano okazuje się, że jest jednak trochę za młoda. Laura, Noora i Venla grzeszą, choć grzeszyć nie powinny, podobnie jak ich twórcy. Powieść jest niedopracowana pod wieloma względami, chaotyczna, miejscami niezrozumiała, nielogiczna i pozbawiona oryginalności. Mimo wszystko pomysł na fabułę jest ciekawy. Autorzy go nie udźwignęli, ale ratunek tkwi właśnie w zrobieniu z tego serialu, pod warunkiem, że scenarzysta napisze wszystko od nowa. Nie wybiegajmy jednak w tak odległą przyszłość, bo grzechy J. K. Johannson są tu i teraz. Nie rozwodząc się zbytnio wymienię 7 rzeczy, które po prostu wypalały oczy, gdy się je czyta.

1. FABUŁA i AKCJA: Dobra akcja sama się nakręca, a w Palokaski jest ona jak zbyt szybko puszczona pozytywka. Tempo jest nierówne, a niektóre watki prowadzą w ślepy zaułek. Momentami bywa zwyczajnie nudno. Autorzy mieszają wątki, chaotycznie ujawniają fakty z życia bohaterów, zapominają o oczywistych elementach i często nie podążają podjętymi w poprzednich tomach motywami.

2. ŚLEDZTWO: Policjanci próbujący rozwiązać zagadkę śmierci Laury niewiele robią, kręcą się w kółko jak zbite z tropu psy.  Na koniec zagadkę rozwiązuje ktoś zupełnie niepozorny.

3. BOHATERKA: Miia dostrzega zależność między zgonami nastolatek, a zniknięciem swojej siostry, jednak wszystko co robi przychodzi jej jakby przypadkiem. Nie odkrywa niczego sama, lecz dzięki innym postaciom, które podsuwają jej rozwiązania. Jest jak pies, któremu wkłada się kość do pyska. Z jakiegoś powodu, po tomie pierwszym autorzy odsuwają panią pedagog na boczny tor. To trochę niepokojący zabieg, bo potem nie za bardzo wiadomo kto jest bohaterem tej opowieści. Ostatecznie Miia zlewa się z innymi bohaterami, staje w jednym rzędzie i robi sobie ślubne zdjęcie. Tej postaci najbardziej mi szkoda, bo świetnie się zapowiadała.

4.POSTACIE: Autorzy wprowadzają dużo postaci, które pojawiają się i znikają. Żaden bohater nie jest charakterystyczny, a ich prywatne historie są zwyczajnie nieciekawe. Czasem wprowadzenie nowego bohatera jest bezsensowne jak w przypadku policjantki Emillii („Venla”), która jest całkowicie zbyteczna dla fabuły. Równie dobrze bez niej sprawy potoczyłyby się tak samo, tylko może trwałoby to nieco dłużej.  Podobnie jest z postacią dziennikarza (Pasi Tikka) o którym z biegiem historii się zapomina, a to właśnie do niego będzie należał finał powieści. Przypomina mi się powieść Jonathana Carrola „Kraina Chihów”. Spokojnie, nie linczujcie mnie za to porównanie, bo to porównanie nie jest, a kontekst. Kontekst, który pokazuje, że dobry pisarz jest jak bóg spod którego palców małomiasteczkowa społeczność zostaje uwikłania w niesamowite wydarzenia. Słaby pisarz powoduje, że mieszkańcy będą poruszać się groteskowo, jak marionetki na zbyt grubych sznurkach.

5.PERSPEKTYWA: W każdym z tomów jest postać centralna wokół której nakręca się historia, jednak z jakichś dziwnych powodów nie koniecznie jest to główny bohater. (Właściwie trudno powiedzieć kto nim jest.) Na dodatek do tego galimatiasu perspektyw autorzy w tomie trzecim dorzucają retrospekcję losów Venli, której mroczna historia przeradza się ostatecznie w nielogiczny absurd.

6. TWIN PEAKS: To zniewaga porównywać Palokaski do Twin Peaks. Autorzy sprytnie jednak kamuflują swoją idee odejścia od elementów grozy. Po pierwszym tomie ma się jednak nadzieję.

7. KLIMAT: Duszny, mroczny i ciasny od nagromadzonych postaci. Obfituje w emocjonalne skoki, niejasności i nielogiczne wydarzenia.  Jedyne co w powieści budzi grozę i ma surrealistyczny wymiar, to logika jaką posługują się autorzy.

Po skończeniu ostatniego tomu Palokaski zamknęłam książkę i zapytałam siebie: co właściwie skłoniło mnie, by po to sięgnąć? Powody były trzy: lubię historie o małych społecznościach, mroczne kryminały i Lyncha.  Jednak, jak pisał Gaiman w „Trigger warning”: literatura to zawsze ryzykowna przygoda. Nigdy nie wiemy czy obietnice zostaną spełnione, czy nie spotka nas coś złego. Takie jednak ryzyko jest wkalkulowane w bycie czytelnikiem.  Czasem nie słuchamy głosu rozsądku i ignorujemy dziwne zgrzyty, dlatego przytrafiają nam się słabe książki.

Jak daleko stąd do TWINPEAKS

Czy wielbiciele grozy z Twin Peaks będą usatysfakcjonowani czytając trylogię Palokaski?  Nie, zdecydowanie nie. Wszystko tu bowiem dzieje się na granicy; na granicy gwałtu, prawdy, na granicy śmierci, na granicy rzeczywistości. Czasem jednak dojście do samej granicy to za mało, czasem trzeba ją przekroczyć, a w Palokaski ani razu się to nie dzieje. Autorzy nie mieli odwagi zabrać czytelnika na drugą stronę rzeczywistości, w mroczną część ludzkiej duszy, tam gdzie zbrodnia przeraża, a to co za nią stoi jest czystym szaleństwem. Autorzy po tomie pierwszym zrezygnowali z możliwości pójścia w elementy surrealistyczne lub pełne grozy, co jednak nie spowodowało, że postawili na głębię psychologiczną. Nie ma więc karłów biegających po szachownicy, ani czerwonej kotary, nie ma wielkich dramatów i zwichrowanych bohaterów.  W miasteczku Twin Peaks, granica rzeczywistości miejscami jest cienka i przejawia się drobnymi nieścisłościami, dziwnym zachowaniem lub czymś co odbiegało od normy.  Wydaje mi się, że autorzy chcieli aby taką rzeczywistością alternatywną w Palokaski był Internet. Cóż, nie tylko im nie wyszło. Odniesienia do Twin Peaks są w tej historii liczne, ale rozszyfrują je jedynie osoby bardzo dobrze znające serial Lyncha i to wszystko. Tropy prowadzące donikąd. Jak daleko z Palokaski do Twin Peaks? W ch#%, bo chyba inaczej tego ująć się nie da. W Palokaski nie ma ani jednej sceny, wydarzenia czy postaci, która zapadnie w pamięć, a po przeczytaniu nie ma się ochoty krzyczeć:  „Ogniu krocz za mną!”.

Dostrzegam, że autorzy się starali, chcieli pokazać niejednoznaczne sytuacje moralne oraz zagrożenia płynące z możliwości globalnej komunikacji.  Szkoda tylko, że poszli w najbardziej banalne rozwiązania, stąd pełno tu kiczu i stereotypów. Jednak po coś one tutaj są. Kicz i stereotypy to najprostszy, bez wysiłkowy sposób myślenia o świecie. Przyjmuję schemat i go powielam. Z tego właśnie powodu Palokaski jest tak złe, że aż dobrze się je czyta. To „małomiasteczkowa” rozrywka dla weekendowych czytelników.  Jeśli macie trochę zbędnego czasu i potrzebę zresetowania mózgu, to zaproście w piątek wieczorem Laurę, w sobotę Noorę, a w niedzielę Venlę. Gwarantuję, dziewczyny są niewymagające, a wy będziecie zadowoleni niezobowiązującym towarzystwem. Ambitniejsze rzeczy poczytacie na trzeźwo.

Po przeczytaniu „Laury” naprawdę miałam duże nadzieje. Szkoda, że Palokaski okazało się tak wielkim rozczarowaniem. Nie takiego miasteczka Twin Peaks oczekiwałam. Dawno jednak nic tak bardzo mnie nie zawiodło, więc w jakiś sposób zapamiętam Palokaski i ze względu na owo rozczarowanie stawiam je na półce z moimi ulubionymi trylogiami. Doskonałość widać w pełni tylko wtedy, gdy dostrzegamy skazę.  Długich dni i zaczytanych nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz