czwartek, 28 stycznia 2016

Kolejna BRAMA do fantastycznych światów otwarta!

BRAMA nr 2/2015
Po raz kolejny BRAMA do fantastycznych światów została otwarta. Mamy już drugi, a właściwie trzeci numer tego czasopisma. Mroczny kościotrup Wojownik wpatruje się w nas pustymi i mrocznymi oczami, a gdzieś tam za jego plecami kryją się nowe niesamowite opowieści. BRAMA jest niskonakładowym kwartalnikiem kierowanym do fanów fantastyki, grozy i gier bez prądu. Wszystkich zainteresowanych tymi tematami zachęcam do zapoznania się z nim, a jeszcze bardziej do współpracy i aktywnego uczestnictwa przy jego tworzeniu. 

Na sam początek muszę powiedzieć, że zajechało kontrowersją. Redaktor naczelny nie napisał wstępniaka. Tak, to skandal niemały. Zastąpił go Ryszard Brzeziński z zespołu redakcyjnego magazynu. Tłumaczył kolegę dość sensownie i faktycznie raz wybaczyć takie faux pas mogę. Ale panie Redaktorze, choćby noc zarwać, a do czytelników zwrócić się trzeba, tego wymaga honor i obowiązek tej funkcji. Nie wyobrażam siebie, że w trzecim numerze zabraknie wstępniaka od naczelnego dowódcy. Jeśli trzeba, to stawiam zgrzewkę powera. Ok, konwenanse zostawmy już w spokoju i zerknijmy co jest za Bramą w tym numerze... 

W bieżącym numerze znajduje się osiem opowiadań. Z pośród nich moją uwagę przykuła piątka szczęśliwców.  Pierwszy z tekstów to  „EDEN 02”, jego autorem jest Grzegorz Gajek. Historia ma doskonale wyważoną proporcję między enigmatycznością świata przedstawionego, a tym co jest konieczne by czytelnik wiedział i mógł wczuć się w ów świat. Niby prosta opowieść sci-fi, a jednak coś w niej jest. Drugie opowiadanie to „MIECZ REBELII” Adama Kubiaka, czyli kolejny smaczny kawałek tortu sci-fi. Pełnokrwiste postacie, które przyciągają uwagę,  niezwykła dynamika wydarzeń oraz wielowątkowość. Naprawdę czytała z zapartym tchem. Trzecia historia, która skradła moje serce to „CYLINDER”  napisany przez Aleksandrę Brożek-Sala. Cóż, na wstępie usprawiedliwię się, bo można czasem mnie łatwo kupić: dając mi klucz, częstując sushi lub prowadząc rozmowę o Alicji. Pani Aleksandra mnie skusiła na niesamowitą randką z szalonym kapelusznikiem, tajemnicę, nieprzewidywalną namiętność z nutką grozy, a właściwie koszmaru, który zaczął się niewinnie, a skończył makabrycznym wybudzeniem. Agnieszka, bohaterka historii, jest jak prawdziwa Alicja: "Młoda i naiwna. A przy tym strasznie wybuchowa i niegotowa na kompromis". Niestety, jak każda Alicja dostaje nauczkę. Ostatnie opowiadanie, które mnie uwiodło zostało napisane przez Juliusza Wojciechowicza i nosi tytuł „LEGION”. Kiedy o nim myślę, uśmiecham się nieco, ale  moje rozbawienie nie wynika z humorystycznego charakteru tej historii, a z niepokoju jaki wywołało zakończenie. Lubię groteskę i surrealizm, szczególnie w wydaniu bizarro. Poza tym "żłobek makabry" zapisałam sobie w notesie. Dobra robota panie pisarzu, doceniam poświęcenie.

W czasopiśmie znajdują się jeszcze cztery inne historie, którym mniej lub bardziej czegoś brakuje. Carla Mori i jej „OSTATNIE CIĘCIE”  coraz mocniej utwierdza mnie w przekonaniu, że nie każdy psychopata jest wyjątkowy. W opowieści o takich ludziach muszą wywoływać w czytelniku jakieś poruszenie. Może to być kwestia brutalności, wymyślności, przebiegłości, charakteru głównego bohatera, albo najzwyczajniej zaskoczenia wynikającego z fabuły. Niestety kiedy się czegoś domyślam, przestaje mnie to podniecać. Nie ma nic gorszego, niż przewidywalny psychopata. Myślę, że z tego samego powodu nie da się przebrnąć przez „Eleganckiego mordercę” Cezarego Łazarewicza. Sprawę przekombinował też troszkę Michał Grabowski w opowiadaniu „MARTWE ECHA WSPOMNIEŃ”. Co my tu mamy?  Zombie, zombie, wszędzie zombie. Taki krótki epizod z „The Walking Dead”. Sentymentalny, niejednoznaczny, ciężki. Nie jestem zwolenniczką aby czystej śmierci przypisywać jakieś moralizatorskie dyrdymały. Żałuję, że zombie tak jak wampiry zostały pochłonięte przez machinę nadmiernej interpretacji. Kiedyś stworów z kaset VHS można się było bać, a teraz? Niestety ciężko jest się bać czegoś, co się zaczyna rozumieć. Strach rodzi się jedynie w zetknięciu z niepojętym. Na odejście od naturalizmu z kwestii zombie trzeba mieć pomysł i dobry powód, by to zrobić. Nutka „duchowości” w martwych ciałach ewidentnie lepiej wyszła w „Mieście zombie”  B. Keena, czy „Komórce” S. Kinga.

„CHROBOT, KTÓRY MNIE KOCHA” w wykonaniu Pawła Mateja ma jeden element, który wyjątkowo lubię: gdy autor potrafi przywołać ze wspomnień czytelnika jakieś doznanie i uczynić z niego punkt zaczepienia dla opowieści. Jak komuś może się podobać słodki zapach gnicia owoców? Intrygujący element, przywołanie zapachu i sprawienie by stał się przyczyną gęstniejącej atmosfery wokół głównego bohatera. Od samego początku historia spowita jest duszącymi oparami zgnilizny. Niestety przeszkadzała mi zbyt duża ilość barwnych przemyśleń bohatera, które sprowadziły akcję niemal do zera. W efekcie wyszło smutne i przytłaczające opowiadanie o umieraniu. Czy taki miał być efekt?

Na sam koniec Redakcja serwuje „CZARĘ GNIEWU” autorstwa Lecha Muchy. O ile w przypadku "Leginu" moje rozbawienie było nerwowe i pełne niepokoju, to "Czara gniewu" wywołała je poprzez zbyt poważne potraktowanie kary za grzechy.   Ja idę w stronę "Przebudzenia" S. Kinga i uważam, że nie istotne co jest po drugiej stronie, to co najgorsze może nas spotkać, to sama śmierć (pomijając czytanie kiepskich opowiadań). Poza tym największym mankamentem tego tekstu jest to, że historia kończy się tak naprawdę w połowie, tylko dlatego, że autor zdradza imię pasażerki, co każdego czytelnika naprowadza na miejsce i sens podróży, po co czytać dalej.  Jeśli istnieje Piekło, to w jego bibliotece można wypożyczać tylko takie opowieści.

Gdy zobaczyłam informację, że na łamach BRAMY ma się ukazać cykl autorstwa Marka Zychli, pisnęłam z radości. Po przeczytaniu pierwszego tekstu z serii, trochę zrzedła mi mina. Autor postanowił wyciągnąć od ludzi zasłyszane lub doświadczone przez nich samych historie o duchach i innych zjawiskach nadprzyrodzonych. Świetny pomysł, myślę, że jednak trochę gorzej z wykonaniem. „Wakacje z duchami” to sentymentalna podróż w czasie, moim zdaniem aż nazbyt sentymentalna. Myślałam, że tu chodzi o duchy, a nie „przygasanie” i  wspominanie. Ja oczekiwałam czegoś w stylu „Czynnik PSI” albo „Nie do wiary”. A może z prawdziwymi historiami jest tak, że nie zawsze bywają ciekawe. Nie wiem, ale chętnie się przekonam, co ukaże się w kolejnej odsłonie.

Jeśli chodzi o teksty publicystyczne i artykuły to w BRAMIE znajduje się ich trochę mało. Jednym z nich jest „Panteon bogów z Theros” Pauliny Rzeszutek. Zgrabnie opisała bogów ze świata Magic the Garhering. Tekst jednak kierowany jest raczej do początkujących graczy. Duży potencjał ma „Apokalipsa według Hollywood” Ryszarda Brzezińskiego, gdzie porównuje on do siebie filmy „Mad Max. Na drodze gniewu” oraz „Terminator”. Tekst dobrze się zaczyna, ale jego iskra szybko przygasa i ostatecznie nie wnosi nic w temacie, o którym pisze. Jeśli chodzi o mroczne klimaty, to jak zwykle Anna Dymna przygotowała swoją niezwykłą opowieść. Tym razem o domu, w którym mieszkał Edgar Allan Poe. Bardzo mi się podoba, że tekst obrazują zdjęcia jej autorstwa. W końcu coś z odrobiną zaangażowania i emocji autora. 

Jak już zwróciłam uwagę, trochę w czasopiśmie mało jest artykułów, przez co widać znaczną dysproporcję miedzy częścią literacką, a publicystyką. W tej drugiej wciąż brakuje tekstów niosących treści nie tylko rozrywkowe, ale takie które rozpoczynają ważne dyskusje, relacjonujące jakieś ciekawe wydarzenia lub opisujące mało znane tematy. Brak zróżnicowania merytorycznego tekstów powoduje, że starsi czytelnicy mogą nie znaleźć nic ciekawego dla siebie. Czekam na takich autorów i takie teksty, które sprawią, że będę miała ochotę z kimś o nich porozmawiać. 

Za wrotami drugiego numeru BRAMY znalazła kilka fajnych opowiadań. Niestety, mimo iż okładka robi wrażenie, to obietnica jaką składa, pozostaje bez pokrycia. W środku panuje rozgardiasz, pośród którego nie da się odnaleźć nic wyjątkowego.  Nie można jednak powiedzieć, że załoga nie zrobiła postępów. W kwestiach technicznych na pewno posunęli się do przodu. Czekam na kolejny numer, bo słyszałam, że ma być w nim nie lada rewolucja. Wieść niesie o przegrupowaniu się i przybyciu świeżej krwi. Mam nadzieję, że rąk do pracy nie zabraknie. Będzie to trzeci numer BRAMY i mam co do niego spore wymagania. Najwyższa pora się ogarnąć technicznie, określić w kwestii tematyki, grupy odbiorców oraz wyznaczyć pewien poziom zarówno tekstów literackich, jak i publicystycznych. Ten numer powinien być inny od poprzednich. Pora pokazać klasę. Trzymam kciuki, aby poszło jak najlepiej, bo jeśli nie to będzie mi smutno.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz