Oczywiście,
że tak. Każdy to robił, robi i będzie robić :) Pamiętam jak będąc dzieckiem wymyśliłam sobie taką zabawę z piekarnikiem. Otwarłam go i z
drzwiczek zrobiłam sobie stolik. Na tymże stoliku bawiłam się zapałkami: chodziło o to, by jak najdłużej utrzymać palącą się zapałkę. Przerażenie mojego
taty, gdy mnie zobaczył, było z serii MasterCard :)
Zabawy
z ogniem to nie tylko domena dziecinnej naiwności, czy młodzieńczego poczucia
niezniszczalności. Im jesteśmy starsi, tym ogień bardziej nas fascynuje,
tańczy, migocze, kusi. Niewinnie hipnotyzuje nas swoim czerwonym okiem.
Wpatrujemy się w niego bo czujemy, że niby nad nim panujemy, ale tak naprawdę
wystarczy chwila, zła decyzja, a rozpęta się piekło trawiącego żaru.: „(…)
wysoki na sto stup słup ognia, który przetacza się przez Amerykę, zmieniając rzeki w parę, a miasta w dymiące ruiny; hula na zgliszczach farm i unosi w w czarne niebo popioły siedemdziesięciu milionów ludzkich istnień. (...) trzyma w dłoni siłę, zdolną tworzyć i niszczyć; gotować pożywienie, rozświetlać ciemność, topić metal i ranić ludzkie ciało." [R. McCammon "Łabędzi śpiew" , Wyd. Papierowy Księżyc, 2013, s 11]
Uwielbiam
ciepły blask świecy, uspokaja mnie, ale nigdy bym przy nim nie zasnęła – nie ufam
mu. Często zapominamy, że to co ujarzmione, kiedyś odzyska wolność, ukazując cały
swój stłumiony potencjał.
Urokliwa,
retro okładka utrzymana w kolorach sepii, już od jakiegoś czasu przyciągała
moją uwagę. Surowy krajobraz zagłady nad którym dominują kłęby radioaktywnych
chmur wydaje się mówić sam za siebie – „Czytaj mnie, mam dla ciebie zaskakującą
historię.” Właśnie zaczynam czytać „Łabędzi śpiew” Roberta McCammona. Historia ma zwyczajny początek: tankujesz na stacji, jesz śniadanie, albo piszesz egzamin, gdy naga
cały świat zaczyna się obrzucać bombami nuklearnymi. Zagłada jest nieunikniona,
ale czy na pewno to wszystko jest takie proste?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz