czwartek, 19 czerwca 2014

Rzeczywistość bez horroru, to kłamstwo!


Za nami pięknie słoneczny, choć trochę kapryśny, wolny dzień. W moim przypadku był wypełniony całkowitym chilloutem. Kiedyś w końcu trzeba odpocząć nie tylko od pracy, ale i domu :) dlatego najlepiej wyjechać, ciesząc się nicnierobieniem. No chyba, że robieniem grilla :D Sezon w pełni, więc cieszmy się skwierczącym szczęściem. A co najlepiej czytać do grilla? Ja postanowiłam nadrobić zaległości związane z prasówką.



FANBOOK #2/2014

Na początek kwietniowo-majowy FANBOOK pod hasłem: „Czytaj i chudnij”. Redakcja pyta:  ile trzeba kupić książek o dietach żeby schudnąć? Cóż, ja myślę, że dość sporo. Problem tkwi w tym, że nie zdajemy sobie sprawy, iż odchudzanie to zmiana sposobu odżywiania na c a ł e życie. Niektórym się wydaje, że wystarczy spuścić na wadzę, a potem jakoś to będzie. Nic bardziej błędnego. Najpierw trzeba się zdecydować jaką dietę wybrać, jaka pasuje do naszego sposobu życia i funkcjonowania. Moim zdaniem odchudzanie to połączenie sfery psychicznej z fizyczną. Ja szukałabym więc takiej książki, która jest jednocześnie traktatem filozoficznym :) Istnieją jednak różne diety i ich motywacje: o podłożu naukowym, religijnym, diety dla sybarytów, podróżnicze i wiele innych. Wniosek: czytajcie, szukajcie, a znajdziecie i schudniecie. Oczywiście pod warunkiem, że porzucicie wszystkie dotychczasowe przyzwyczajenia na rzecz nowego stylu życia :) bo jak nie, to i Chodakowska, ani Boże, ani Szatan nie pomoże ;)

Biorąc pod uwagę, że dziś był dzień grillowania, to temat trochę mi nie podszedł. Niestety jestem bekonożercą :) Dlatego drugi temat w numerze wciągnął mnie bardziej. Zastanawialiście się dlaczego niektóre książki są bestsellerami? Cóż, temat rzeka. Na początku zawsze jest zapalnik, czyli pozycja, która stanowi absolutną nowością na rynku, jest czymś, czego do tej pory nie było – zapełnia próżnię rynkową. Rynkowy sukces zależy więc w dużej mierze od talentu autora i innowacji, jakie swoim dziełem wprowadza. Nie ma jednak co się oszukiwać, bestsellery to nie zawsze książki, które zasłużyły na uwagę. Bardzo często to marketingowe wytwory jadące na aktualnej tendencji sprzedażowej. Myślę, że w przypadku książek, podobnie jak filmów, im większe nazwisko na okładce, tym słabsza książka :) Analogicznie jest w mechanizmem powoływania się: „Książka dla wszystkich fanów czegoś tam” - to tylko marketing. Nie zapominajmy, że książka jest produktem i jak milion osób powie nam, że jest świetna, ona wcale świetna być nie musi. Po prostu, milion osób poddało się alchemii manipulacji. Mnie top 10 sieciówek nie przekonuje. Owszem zwracam na nie uwagę, pomacam i odkładam, bo niemal nigdy nie ma tam nic dla mnie :) Co to jest więc bestseller? To książka, która bardzo dobrze się sprzedaje, ale czy oznacza to, że jest warta czytania? Biorąc pod uwagę, że dorosły człowiek ma tak naprawdę niewiele czasu na czytanie, bo 48 książek rocznie to dla większości niemożliwość, trzeba dużej wiedzy na temat literatury, rynku i bieżących wydarzeń, by podjąć decyzję, co przeczytamy i nie mieć potem poczucia zmarnowania czasu. Dlatego cenię ostrych krytyków, bo albo coś jest dobre, albo odgrzewane. Może pora zacząć oszczędzać cenny czas i przestać go tracić na czytanie przetworzonej papki. Trzeba mieć w życiu pewne autorytety. Bestseller to trochę obca dla mnie kategoria wyboru… 

KSIĄŻKI. Magazyn do czytania #2 (13)

Najbardziej wartościowym punktem magazynu jest wywiad z Philipem Rothem, który postanowił złamać pióro. Pisanie to nieustająca walka, z czasem może to człowieka wykończyć. Dla niego pisanie było kwestią przetrwania, walki z czymś złym, co na niego czyhało. Teraz czuje się jak ptak wypuszczony z klatki, czuje ulgę i nie martwi się o nic. Rothem radzi, że czasem pisarz powinien przeczytać wszystkie swoje dzieła, zaczynając od pierwszego, do ostatniego i sprawdzić, czy nie marnuje czasu. O tym, dlaczego pisarz jest maleńkim trybikiem w wielkim kole wyobraźniowego świata literatury, przeczytacie właśnie wywiadzie Daniela Sandstroma z Philipem Rothem. Polecam.

„Harlequiny nauczyły nas czytać. Wharton pokazał nam, czym jest rodzina, Kryminały pomogły wymyślić lepsze społeczeństwo. Co przyniesie epoka horrorów?” – pyta Przemysław Czapliński w „Po co pop”. Na początek przypomina nam, o kilku fazach kształtowania się czytelniczych gustów w Polsce. Przeszliśmy już okres realistycznej obyczajowości, tanich horrorów, lit. rosyjskiej, romansów, lit. emancypacyjnej, Whartona, kryminałów. Tak jak kształtowało się społeczeństwo, tak zmieniało się zapotrzebowanie na gatunki literackie. Dla fanów horrorów na pewno znaczące były lata 80 i 90. To też okres, w którym ja sama zaczęłam czytać horrory i te pozycje, które wtedy były na rynku, ukształtowały mój gust literacki, jeśli chodzi o ten gatunek. Przyznam się, że oderwanie od tego typu literatury było trudne, ale z czasem rynek zaczął się rozszerzać, to i mój gust zaczynał się zmieniać. Nadszedł bowiem moment, gdzie kultura wysoka przestała panować nad popkulturą. To pop sprawił, że przełamano bariery tabu. Nagle krytycy przestali być autorytetami w skutek czego zaczęła rosnąć samodzielność czytelników. Jak pisze autor artykułu: „Literatura popularna jest bowiem nie tylko zbiorem książek, ile sferą wolnego wyboru”.

Dla mnie współczesny horror jest (powinien być) czymś, co można czytać na wiele sposobów. Problem nadal jeszcze tkwi w tym, że przeważająca jest grupa czytelników, którzy nie potrafią być aż tak wszechstronni. Na dodatek, szkoły generują kolejne pokolenia bezmyślnie schematycznie interpretujących ludzi… Mimo to horrory cieszą się coraz większą popularnością. Trzeba zwrócić uwagę na to, że jest to gatunek silnie związany z emocjami i stanami psychicznymi, a nie z elementami poznawczymi. Horrory pozwalają nam zidentyfikować skrywane głęboko pragnienia, obawy, lęki, fascynacje, nasze problemy. Ukazują tą problematykę również na skalę globalną. Każda epoka miała swoje potwory. My też mamy, więc zacznijmy wydobywać je na światło dzienne – zbiorowa tożsamość jest źródłem największych lęków. Nie powiecie mi, że się nie boicie…


Dla mnie czytanie horrorów z lat 80 i 90 to rytuał, który wprowadza spokój i harmonię w moje życie. Dziwne - dlaczego? Czasem liczy się sam akt czytania, a nie jego treść :) Pomijając jednak ten fenomen, pragnę zwrócić uwagę na to, że współczesny horror ewoluuje i odchodzi od swojej klasycznej formy. Nie warto więc kalkować klasyków, bo to zalatuje odgrzewanymi kotletami. Kolejne antologie opowiadań tylko potwierdzają, że młodzi pisarze nie za bardzo wiedzą, co robić ze zmieniającą się tendencją. Teraz nadchodzi nowy okres dla horroru, który nadal pozostanie w strefie popkultury, ale zaczyna swoimi treściami mówić o rzeczach ważnych. Robią to już Joanna Bator, Patrycja Pustkowiak, Olga Tokarczuk, Igor Ostachowicz, czy Łukasz Orbitowski. Oni zauważyli, że wszystko to, co staramy się zepchnąć w otchłań zapomnienia, powraca w potwornej odsłonie. Wizualna efektowność horroru wydaje się schodzić na drugi plan, zaczyna być ważne to, co leży na samym dnie, pod stertą trupów, flaków i hektolitrów krwi.

Ja wciąż jestem głodna nowych tendencji w grozie. Można nawet powiedzieć, że wygłodniała :) Grill był przepyszny, a lektura magazynu KSIĄŻKI okazała się wisienką na torcie, albo bekonie, jaka kto woli. Zachęcam więc do zakupu tej prasóweczki. Czytelnik grozy nie może zamykać się w ramach jednego gatunku. W oczekiwaniu na rewolucyjną erę horrorów, szukajcie nowych inspiracji i  trendów.

Na koniec zacytuje nagłówek jednego z fragmentu artykułu „Po co pop”: ŚWIAT BEZ GROZY, TO KŁAMSTWO!


długich dni i zaczytanych nocy

Alicya Rivard


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz