poniedziałek, 22 września 2014

[R] Stowarzyszenie umarłych wyznawców Voodoo


„Rook” Grahama Mstertona został opublikowany po raz pierwszy w 1996 roku. Aktualnie dzięki Wydawnictwu Replika Horror mamy możliwość przeczytać  powieść w nowej odsłonie. Czy książka  ma szansę zyskać zainteresowanie nowych pokoleń miłośników grozy? Czy powrót do tej historii po latach pozwoli odkryć w niej coś nowego?

STOWARZYSZENIE UMARŁYCH WYZNAWCÓW VOODOO

Jim Rook jest trzydziestoczteroletnim nauczycielem w West Grove Community Collage, który poza pracą jakoś nie ułożył sobie życia towarzyskiego, choć jednak z koleżanek w pracy ewidentnie jest nim zainteresowana. Praca jest dla niego priorytetem, od siedmiu lat ma pod opieką II klasę specjalną, co oznacza, że zajmuje się przypadkami uczniów wykluczonych z normalnego trybu nauczania. W pełni angażuje się w swoją misję pragnąc pomóc podopiecznym i trzeba przyznać, że idzie mu całkiem nieźle biorąc pod uwagę, jakie postępy poczynili jego uczniowie. Dzieciaki wręcz go kochają za pasję i czas jaki im poświęca. Właściwie klasa Jima, to jak druga rodzina, której często im właśnie brakuje. Pewnego dnia dwoje chłopaków z klasy specjalnej wdaje się w bójkę. Kilka godzin później jeden z nich zostaje znaleziony martwy w szkolnej kotłowni. Jim nie daje wiary, że któryś z jego uczniów byłby zdolny do morderstwa. Tym bardziej, że zauważył tajemniczego mężczyznę ubranego na czarno, który kręcił się po szkolnym boisku. Problem w tym, że tylko Jim go widział i policja nie daje wiary jego zeznaniom. Bycie nauczycielem, to przede wszystkim powołanie, dlatego postanawia on prowadzić śledztwo na własną rękę, nawet jeśli przeciwnikiem okaże się potężny kapłan voodoo.

Fabuła „Rooka” nie jest skomplikowana, nie ma w niej zbyt wiele tajemnicy, ani niedopowiedzeń. Jest jednak bardzo wartka i ani na chwilę nie przystaje. Wszystko toczy się szybko tak, że nawet sam bohater nie ma czasu się zastanowić nad wszystkim. To duży plus, bo czytelnik też się nie zastanawia. Właściwie nie ma też zbytnio nad czym, bo wątków, które zmusiłyby do refleksji tutaj zbytnio nie ma (chyba, że po wszystkim mamy ochotę wrócić do fragmentów z interpretacją wiersza).

Powieść nie epatuje przemocą, jest jej tak akurat w sam raz :) Jedną z genialnych scen, które od razu przypomniały mi plecowy poród Manitou, jest samo-pochłonięcie się ciała pani Vaizey - klasyczne i mocne. 


Trzeba też przyznać jedno, że Umber Jones jest dość słabym kapłanem voodoo i niewymagającym antagonistą. Jim ma w sobie jakieś zdolności, ale tak naprawdę więcej w tym jego zwycięstwie szczęścia. Umber z początku pokazał, że zna kilka niezłych numerów jak samo-zjadanie się, podróż astralna i ożywianie zmarłych, ale w jego działaniach nie widać potęgi czarnej magii, a jego władza nie budzi w nas lęku. Tak naprawdę jest słaby i uzależniony od kooperacji z Jimem. Jako szaman absolutnie nie oddał mroku, jaki kryje w sobie religia Voodoo. W powieści to właśnie najbardziej brakowało mi strachu. Voodoo to niepojęta mroczna magia, która powinna przerażać, a tu jest tylko kłodą pod nogami. Wygląda na to, że postać negatywna została zbyt słabo zbudowana. Nie przypuszczam by Umber Jones przyśnił się komuś w nocy.

VOODOO – PRZEWODNIK DLA POCZĄTKUJĄCYCH

Religia voodoo jest niezwykle wdzięcznym źródłem natchnienia dla horrorów, w końcu to jej zawdzięczamy zombie. Gdy pierwszy raz przeczytałam „Rooka” zaczęłam głębiej dociekać czym w ogóle jest voodoo. Dlatego wszystkim początkującym poszukiwaczom polecam książkę "Tajemnice Voodoo" A. Devine. To bardzo prosty przewodnik. Przeczytamy w niej historię tej religii, przejawy jej współczesnego kultywowania. Autor omawia panteon bogów oraz porusza podstawową problematykę rozróżnienia voodoo od hoodoo. Książka zawiera również mały dodatek z prostymi zaklęciami (oczywiście tylko informacyjnie, ale ja nikogo nie oceniam i jak będzie chciał zrobić proszek miłosny to wystarczy mu 1/2 łyżeczki cukru, łyżeczka mięty pieprzowej i łyżeczka starej kandyzowanej skórki pomarańczy, które należ rozpuścić w szklance wina i podać delikwentowi, a zakocha się bez pamięci / s 109/ :) Książka wyszła nakładem Wydawnictwa KIRKE w 2002 roku. Z serii poświęconej magii i ezoteryce. Myślę, że dla początkujących poszukiwaczy tajemnej wiedzy to podstawowa lektura. Niecierpliwym polecam odwiedzić http://www.klatwa-voodoo.pl/  a w międzyczasie obejrzeć wzruszającą historię w poniższym filmiku. 




GDZIE NAUCZYCIELE Z DAWNYCH LAT?

Patrząc na Rooka trudno było mi się oprzeć skojarzeniu go z Johnem Ketingiem, bohaterem filmu „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”.  Nie będę jechać tu sentymentem do tego utworu, chodzi mi o podobieństwo ideologiczne miedzy bohaterami. Rook jest nauczycielem, który jak Keting próbuje zaszczepić w swoich uczniach wiarę we własne możliwości. Dostrzega w każdym z nich potencjał i wartość, której oni nie widzą. Dzięki swojej charyzmie i pasji udaje mu się zmienić światopogląd swoich uczniów. Piękne i wzruszające, choć w wersji Toma Schulmana, a potem  Nancy H. Kleinbaum o wiele bardzie porywające. Jednak mimo to, że Jim wydaje się zlepkiem opowiedzianych już historii, budzi ogromną sympatię i jego osoba przyciąga nas do tej opowieści.  


W historii „Stowarzyszenia umarłych poetów”, jak i „Młodych gniewnych” jest sporo mroku, w książce Mastertona też, ale nie ma on wymiaru dramatycznego, lecz realistyczny. Pozwalam sobie również na przywołanie „Młodych gniewnych”, bo pierwszy rozdział i scena z bójką w szkole aż prosi się o wspomnienie tego przełomowego dzieła. Rook pracuje w analogicznie ekstremalnych warunkach do pani Louanne Johnson: „W ciągu siedmiu lat nauczania przystosowawczego został dźgnięty śrubokrętem w kark i stracił dwa zęby. Ponieważ jednak przez ten czas miał do czynienia z prawie trzema tysiącami trudnych, zapóźnionych w rozwoju lub dyslektycznych dzieciaków, uważał, ze i tak miał szczęście. Jego poprzednikowi przestrzelono płuco” /s 11/. Masterton bierze więc dwa dramatyczne schematy i robi z nich horror. Kto ma ochotę na taki  fix-mieszankę z lat dziewięćdziesiątych, proszę pić duszkiem i na zdrowie. 

MARTWY CHŁOPIEC

Wspomniałam, że w powieści nie ma zbyt wiele miejsca na refleksję. Podtrzymuję to, ale pragnę zauważyć również, że Masterton zacytował w książce dwa piękne wiersze: Emili Dickinson oraz Johna Crowe’a Ransoma. Nad tą poezją warto się pochylić i sięgnąć głębiej. Zadać sobie pytanie o wagę dziedzictwa w kontekście kultury i indywidualności jednostki oraz czy śmierć jest rodzajem nieskończoności, przejściem do wieczności, a może niekończącą się podróżą?

Trochę dziwne wydało mi się, że cytowane wiersze nie mają wyraźnie zaznaczone skąd pochodzi wersja tłumaczenia. Moim zdaniem to duże zaniedbanie, bo nie jest takie oczywiste, że wiersze są w translacji tłumacza książki, choć patrząc na nie przypuszczam, że tak jest... 

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

Ponowne przeczytanie „Rooka” przywołało we mnie wspomnienia pierwszych fascynacji horrorem. Chyba dlatego też kupiłam książkę, która i tak stoi na mojej półce w dwóch innych wydaniach. To, co fascynowało mnie na samym początku przygody z grozą, to prostota fabuły, niesamowitość potworów oraz uwypuklona przemoc idąca w parze z seksualnością. Dlatego w tamtych czasach królował u mnie Masterton :) Niestety nie da się dwa razy przeżyć czegoś tak samo – wszystko płynie  – i już nigdy nie będziemy tacy sami. Czas przyniósł sentyment, ale i uwypuklił niedostrzegalne dawniej mankamenty historii. Wcześniej nie zauważyłam jak nielogicznie postępuje główny bohatera, momentami jest wręcz groteskowy. W samej powieści czegoś mi trochę zabrakło, jakby była za krótka i za szybko mknęła do przodu. Przyznaję więc, że ponownie „Rook” nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak przed laty, choć naprawdę miło się to czytało. Moja ocena wynika z tego, że sama historia na dzień dzisiejszy, nie zaspokoiła mojego apetytu w pełni. Z perspektywy czasu, opowieść o Voodoo wydaje mi się być przeźroczysta jak papierek lakmusowy. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale i człowiek staje się bardziej wymagający. 


 Wydawnictwo Replika postanowiło wznowić kilka starszych powieści Mastertona. Czy „Rook” ma więc szansę przyciągnąć nowych czytelników do samego pisarza? Wydaje się, że tak, ale będzie mu ciężko, bo nowe pokolenia horrormaniaków wyrastają już na zupełnie innej kulturze grozy, z innymi schematami i swoją „klasyką”. Powieść "Rook" utrzymana jest w klimatach starych horrorów klasy B i wydaje mi się, że w dużej mierze przyciągnie raczej tych, co właśnie takie proste klimaty lubią oraz tych, co już dobrze Mastertona znają i kochają.  Czy na tej powieści można się rozczarować? I tak, i nie. Po pierwsze, autor jest pisarzem niezwykle płodnym, ale i szalenie nierównym, więc obok świetnych powieści znajdziemy stos gniotów - tendencję widać również w samym cyklu Rook. Po drugie, książka o której piszę ewidentnie należy do popularnego nurtu rozrywkowego horrorów - nie można więc od niej oczekiwać egzystencjalnych wynurzeń i wnikliwych analiz mrocznych stron naszej psychiki.

Powrót do przeszłości to zawsze przyjemna podróż, bez względu na to czy jakieś wspomnienia upadną, czy nie. Czytając ponownie powieść nie doznałam jakiegoś olśnienia, nie odnalazłam ukrytego przejścia, ani świecącej błyskotki. Trudno. „Rook” pozostał jednak lekturą przyjemną, lekką rozrywką na jeden wieczór, bez zobowiązań i nadmiernych obciążeń emocjonalnych. To czasem też bardzo potrzeba rzecz. Jima obdarowałam dużą sympatią i do końca śledziłam jego losy, które z czasem rozwijają samego bohatera ukazując go w innym świetle. Aktualnie cykl liczy osiem tomów, z czego planowane są jeszcze dwa. Rook nie powiedział więc wszystkiego, co miał do powiedzenia, dlatego liczę na to, że skoro Replika powiedziała „a”, to wyda cały cykl jego przygód - chętnie skompletuję :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz