„Rook” Grahama Mstertona został opublikowany po raz pierwszy w 1996 roku. Aktualnie dzięki Wydawnictwu Replika Horror mamy możliwość przeczytać powieść w nowej odsłonie. Czy książka ma szansę zyskać zainteresowanie nowych pokoleń miłośników grozy? Czy powrót do tej historii po latach pozwoli odkryć w niej coś nowego?
STOWARZYSZENIE UMARŁYCH WYZNAWCÓW VOODOO
Jim Rook jest trzydziestoczteroletnim
nauczycielem w West Grove Community Collage, który poza pracą jakoś nie ułożył
sobie życia towarzyskiego, choć jednak z koleżanek w pracy ewidentnie jest nim
zainteresowana. Praca
jest dla niego priorytetem, od
siedmiu lat ma pod opieką II klasę specjalną, co oznacza, że zajmuje się
przypadkami uczniów wykluczonych z normalnego trybu nauczania. W pełni angażuje
się w swoją misję pragnąc pomóc podopiecznym i trzeba przyznać, że idzie mu
całkiem nieźle biorąc pod uwagę, jakie postępy poczynili jego uczniowie. Dzieciaki
wręcz go kochają za pasję i czas jaki im poświęca. Właściwie klasa Jima, to jak
druga rodzina, której często im właśnie brakuje. Pewnego dnia dwoje chłopaków z
klasy specjalnej wdaje się w bójkę. Kilka godzin później jeden z nich zostaje
znaleziony martwy w szkolnej kotłowni. Jim nie daje wiary, że któryś z jego
uczniów byłby zdolny do morderstwa. Tym bardziej, że zauważył tajemniczego mężczyznę
ubranego na czarno, który kręcił się po szkolnym boisku. Problem w tym, że tylko
Jim go widział i policja nie daje wiary jego zeznaniom. Bycie nauczycielem, to przede wszystkim powołanie, dlatego postanawia
on prowadzić śledztwo na własną rękę, nawet jeśli przeciwnikiem okaże się potężny
kapłan voodoo.
Fabuła „Rooka” nie jest skomplikowana, nie ma w
niej zbyt wiele tajemnicy, ani niedopowiedzeń. Jest jednak bardzo wartka i ani
na chwilę nie przystaje. Wszystko toczy się szybko tak, że nawet sam bohater nie ma
czasu się zastanowić nad wszystkim. To duży plus, bo czytelnik też się nie
zastanawia. Właściwie nie ma też zbytnio nad czym, bo wątków, które zmusiłyby do refleksji
tutaj zbytnio nie ma (chyba, że po wszystkim mamy ochotę wrócić do fragmentów z
interpretacją wiersza).
Powieść nie epatuje przemocą, jest jej tak akurat w sam raz :) Jedną z genialnych scen, które od razu przypomniały mi plecowy poród Manitou, jest samo-pochłonięcie się ciała pani Vaizey - klasyczne i mocne.
Powieść nie epatuje przemocą, jest jej tak akurat w sam raz :) Jedną z genialnych scen, które od razu przypomniały mi plecowy poród Manitou, jest samo-pochłonięcie się ciała pani Vaizey - klasyczne i mocne.
Trzeba też przyznać jedno, że Umber Jones jest dość słabym kapłanem voodoo i niewymagającym antagonistą. Jim ma w sobie jakieś zdolności, ale tak naprawdę więcej w tym jego zwycięstwie szczęścia. Umber z początku pokazał, że zna kilka niezłych numerów jak samo-zjadanie się, podróż astralna i ożywianie zmarłych, ale w jego działaniach nie widać potęgi czarnej magii, a jego władza nie budzi w nas lęku. Tak naprawdę jest słaby i uzależniony od kooperacji z Jimem. Jako szaman absolutnie nie oddał mroku, jaki kryje w sobie religia Voodoo. W powieści to właśnie najbardziej brakowało mi strachu. Voodoo to niepojęta mroczna magia, która powinna przerażać, a tu jest tylko kłodą pod nogami. Wygląda na to, że postać negatywna została zbyt słabo zbudowana. Nie przypuszczam by Umber Jones przyśnił się komuś w nocy.
VOODOO – PRZEWODNIK DLA POCZĄTKUJĄCYCH
Religia voodoo jest
niezwykle wdzięcznym źródłem natchnienia dla horrorów, w końcu to jej
zawdzięczamy zombie.
Gdy pierwszy raz przeczytałam „Rooka”
zaczęłam głębiej dociekać czym w ogóle jest voodoo. Dlatego wszystkim początkującym
poszukiwaczom polecam książkę "Tajemnice Voodoo" A. Devine. To bardzo prosty przewodnik. Przeczytamy w niej historię tej religii, przejawy jej współczesnego
kultywowania. Autor omawia panteon bogów oraz porusza
podstawową problematykę rozróżnienia voodoo od hoodoo. Książka zawiera również mały dodatek z prostymi zaklęciami (oczywiście
tylko informacyjnie, ale ja nikogo nie oceniam i jak będzie chciał zrobić proszek miłosny to
wystarczy mu 1/2 łyżeczki cukru, łyżeczka mięty pieprzowej i łyżeczka starej kandyzowanej skórki pomarańczy, które należ rozpuścić w szklance wina i podać delikwentowi, a zakocha się bez pamięci / s 109/ :) Książka wyszła nakładem Wydawnictwa KIRKE w 2002 roku. Z serii poświęconej
magii i ezoteryce. Myślę, że dla początkujących poszukiwaczy tajemnej wiedzy to
podstawowa lektura. Niecierpliwym polecam odwiedzić http://www.klatwa-voodoo.pl/ a w międzyczasie obejrzeć wzruszającą historię w poniższym filmiku.
GDZIE NAUCZYCIELE Z DAWNYCH LAT?
GDZIE NAUCZYCIELE Z DAWNYCH LAT?
Patrząc na Rooka trudno było mi się oprzeć skojarzeniu go z Johnem
Ketingiem, bohaterem filmu „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”. Nie będę jechać tu sentymentem do tego utworu,
chodzi mi o podobieństwo ideologiczne miedzy bohaterami. Rook jest
nauczycielem, który jak Keting próbuje zaszczepić w swoich uczniach wiarę
we własne możliwości. Dostrzega w każdym z nich potencjał i wartość, której oni
nie widzą. Dzięki swojej charyzmie i pasji udaje mu się zmienić światopogląd swoich uczniów. Piękne i wzruszające, choć w wersji Toma Schulmana, a potem Nancy H. Kleinbaum
o wiele bardzie porywające. Jednak mimo to, że Jim wydaje się zlepkiem opowiedzianych już historii, budzi ogromną sympatię i jego osoba przyciąga nas do tej opowieści.
W historii „Stowarzyszenia
umarłych poetów”, jak i „Młodych
gniewnych” jest sporo mroku, w książce Mastertona też, ale nie ma on wymiaru
dramatycznego, lecz realistyczny. Pozwalam sobie
również na przywołanie „Młodych gniewnych”,
bo pierwszy rozdział i scena z bójką w szkole aż prosi się o wspomnienie tego
przełomowego dzieła. Rook pracuje w analogicznie ekstremalnych warunkach do
pani Louanne Johnson: „W ciągu siedmiu
lat nauczania przystosowawczego został dźgnięty śrubokrętem w kark i stracił
dwa zęby. Ponieważ jednak przez ten czas miał do czynienia z prawie trzema
tysiącami trudnych, zapóźnionych w rozwoju lub dyslektycznych dzieciaków,
uważał, ze i tak miał szczęście. Jego poprzednikowi przestrzelono płuco” /s
11/. Masterton bierze więc dwa dramatyczne schematy i robi z nich horror. Kto
ma ochotę na taki fix-mieszankę z lat dziewięćdziesiątych,
proszę pić duszkiem i na zdrowie.
MARTWY CHŁOPIEC
Wspomniałam,
że w powieści nie ma zbyt wiele miejsca na refleksję. Podtrzymuję to, ale
pragnę zauważyć również, że Masterton zacytował w książce dwa piękne wiersze:
Emili Dickinson oraz Johna Crowe’a Ransoma. Nad tą poezją warto się pochylić i
sięgnąć głębiej. Zadać sobie pytanie o wagę dziedzictwa w kontekście kultury i
indywidualności jednostki oraz czy śmierć jest rodzajem nieskończoności, przejściem
do wieczności, a może niekończącą się podróżą?
Trochę
dziwne wydało mi się, że cytowane
wiersze nie mają wyraźnie zaznaczone skąd pochodzi wersja tłumaczenia. Moim zdaniem to duże zaniedbanie, bo nie jest takie oczywiste, że wiersze są w translacji tłumacza książki, choć patrząc na nie przypuszczam, że tak jest...
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
Ponowne przeczytanie „Rooka” przywołało we mnie wspomnienia
pierwszych fascynacji horrorem. Chyba dlatego też kupiłam książkę, która i tak stoi
na mojej półce w dwóch innych wydaniach. To, co fascynowało mnie na samym
początku przygody z grozą, to prostota fabuły, niesamowitość potworów oraz uwypuklona przemoc
idąca w parze z seksualnością. Dlatego w
tamtych czasach królował u mnie Masterton :) Niestety nie da się dwa razy
przeżyć czegoś tak samo – wszystko płynie –
i już nigdy nie będziemy tacy sami. Czas przyniósł sentyment, ale i uwypuklił niedostrzegalne dawniej mankamenty historii. Wcześniej nie zauważyłam jak nielogicznie
postępuje główny bohatera, momentami jest wręcz groteskowy. W samej powieści
czegoś mi trochę zabrakło, jakby była za krótka i za szybko mknęła do przodu. Przyznaję
więc, że ponownie „Rook” nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak przed laty, choć naprawdę miło się to czytało. Moja ocena wynika z tego, że sama
historia na dzień dzisiejszy, nie zaspokoiła mojego apetytu w pełni. Z perspektywy
czasu, opowieść o Voodoo wydaje mi się być przeźroczysta jak papierek
lakmusowy. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale i człowiek staje się bardziej
wymagający.
Powrót do przeszłości to
zawsze przyjemna podróż, bez względu na to czy jakieś wspomnienia upadną, czy
nie. Czytając ponownie powieść nie doznałam jakiegoś olśnienia, nie odnalazłam ukrytego przejścia, ani świecącej błyskotki. Trudno. „Rook” pozostał jednak lekturą przyjemną, lekką rozrywką na jeden
wieczór, bez zobowiązań i nadmiernych obciążeń emocjonalnych. To czasem też bardzo potrzeba rzecz. Jima obdarowałam dużą
sympatią i do końca śledziłam jego losy, które z czasem rozwijają samego bohatera
ukazując go w innym świetle. Aktualnie cykl liczy osiem tomów, z czego
planowane są jeszcze dwa. Rook nie powiedział więc wszystkiego, co miał do
powiedzenia, dlatego liczę na to, że skoro Replika powiedziała „a”, to wyda cały
cykl jego przygód - chętnie skompletuję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz