środa, 11 czerwca 2014

Wampir na weselu, czyli czasem od miłości trzeba odpocząć


Każda pasja, jakiej poświęcamy się w życiu, to czas, a jak wiadomo czas jest okrutny, podobnie jak miłość. Koło się zamyka.

W miniony weekend byłam na weselu. Powiem szczerze, że sama siebie zaskoczyłam. Jeśli miałabym wybrać jakieś przyjęcie okolicznościowe, którego unikam jak ognia, to właśnie wesela. Zaczynając od swoich form wizualnych, po wszelkiego typu przejawy zabaw grupowych, po rodzinną żenadę kończąc, nie znoszę wesel. Nie rozumiem ich braku intymności, tak ważnego wydarzenia dla dwojga ludzi. To dzień młodej pary, a cała impreza i tak zawsze jest dopasowana do gości (szczególnie muzycznie). Poza tym finansowo się to nie opłacają, a towarzysko też raczej wiele nie zmienia. Chyba tylko pod względem socjologiczno-psychologicznych obserwacji wesela mogą być ciekawe. Każda taka impreza stanowi plejadę osobowości, co zabawne, zawsze tych samych. Jest Pani, która mimo wieku uważa, że powinna nosić krótkie obcisłe sukienki w rażących kolorach.  Jest też zawsze Pani przodująca w wygibasach na parkiecie, która mocno wierzy, że potrafi tańczyć. No i jest zawsze jakaś ciocia, co ma lub miała ostatnio urodziny. Albo matka obładowana dziećmi, które tacha za sobą jak worki kartofli. Poza tym istnieje jeszcze kilka innych standardowych wyposażeń osobowościowych wesel, ale nie o nich chciałam mówić.  Podczas tego wesela spotkałam nietypową parę. Zwróciłam na nich uwagę przed kościołem. Stali dostojnie w cieniu drzew. Ona w długich wiśniowych włosach pokręconych w loki, które doskonale zgrywały się z ciemną zgniłozieloną sukienką. On również miał długie włoscy o głębokim kolorze czerni. Najbardziej jednak przykuwał uwagę jego strój:  steampankowa marynarka i fenomenalna biała koszula z szerokimi rękawami. To, że nie pasowali do reszty, jest oczywiste, ale nie o brak dopasowania chodziło. Było w nich coś magnetycznego gdy tak siedzieli w najodleglejszym końcu sali i obserwowali. Sposób poruszania się mężczyzny był niezwykle dostojny, płynął a nie szedł. Czy można się zakochać w parze od pierwszego widzenia? Z całym kontekstem perwersyjnym, najwyraźniej tak. Mieliśmy więc co obserwować, tak jak oni nas, tak my ich…

Wampir na weselu jest z pewnością niecodziennym widokiem. Choć dla Johnny'ego Walkera śluby wampirów to najnormalniejszy rytuał. Jednak o tym, czy wampiry są jak ludzie, opowiem chyba innym razem... W życiu liczy się przygodność, odstępstwo od reguły, nowość i świeżość, co wcale nie wyklucza stabilizacji i bezpieczeństwa. Zdrada to brzydkie słowo, negatywnie nacechowane etycznie, jednoznaczne. Ale czy na pewno?  Czy brak systematyczności jest czymś złym? Kreatywność wymaga przygodności, infantylności i elastyczności. Jeśli w tłumie weselnych osobowości potrafimy dostrzec wampira, to wszystko jest dobrze, gorzej, jeśli go nie widzimy. Wampir zawsze bowiem pożąda świeżości.


Właściwie, po co to piszę? Chciałam pisać o miłości, bo moja przyjaciółka takową odnalazła, są więc aktualnie w fazie nierozłącznego, przemiodnego zlepienia :) Miłość to piękna i smaczna rzecz, ale ulec jej zaślepionemu pędowi, to głupota. Czasem jest tak, że za dużo słodkości wpływa źle na układ trawienny i część musi zostać zwrócona. Ostatnio doświadczyłam czego takiego. Nie ważne jak silna jest nasza pasja do czego, przychodzi moment „przejedzenia”. To tak jak w związku: rozłąka sprzyja uczuciu bądź zapomnieniu. Bywają okresy, że czytam non stop: w autobusie, przed praca, po pracy, do spania i w wannie. Ale jak to w miłości bywa, trzeba od niej odpocząć. Często na rzecz czegoś innego. Chyba nikt nie żyje w jednym wymiarze, prawda? Z dramatyczną nutą porzuciłam „Lisią dolinę” CH. Link, która jest świetna, ale tak ciężka od kobiecych emocji, że aż przygniata. To był znak pierwszy, gdy z łatwością jest nam nie dokańczać zdania. Potem „Pan na Wisiołach. Mroczne siedlisko”  P. Kulpy notorycznie mnie usypiało i jakoś niechętnie nam się współpracowało. Znak drugi stanowi znudzenie i monotonia. Niechętnie odwiedzałam księgarnie oraz szperałam na aukcjach. Nawet „Panowie Salem”  B. K. Evensona, R. Zombie i nowy-stary „Rook”  G. Mastertona pozostawali nietknięci. Przyszedł czas posuchy, przejedzenia weselnym tortem, niestrawności po kiepskich opowiadaniach, zwyczajny brak apetytu. Normalna rzecz. Ale co się świeżej krwi napiłam, to moje :) Kto nie odpoczywa od ukochanej pasji, nie może poczuć jej pragnienia na nowo. 


długich dni i zaczytanych nocy


Alicya Rivard

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz