niedziela, 29 maja 2016

Nic nie dzieje się przypadkiem, powiedziała biała mewa, gdy wyszła z mojego telewizora.

Sodoma i Gomora to biblijna przypowieść o rozpuście, zepsuciu i moralnym upadku. Bóg postanawia zniszczyć dwa kananejskie miasta, gdyż niegodziwość ich mieszkańców przechodzi wszelkie granice. Wybrańcem w tej historii jest Lot wraz ze swoją rodziną, których przed katastrofą ostrzega Anioł. Do bohatera „Sodomy” Wojciecha Wolskiego przychodzi, a właściwie wychodzi z telewizora, mewa i przepowiada Tolowi koniec świat jaki ma niedługo nastąpić. Stawia przed nim również zadanie, od którego wykonania zależy los miasta Amodos: w ciągu 3 dni musi odnaleźć 10 osób (bardziej dobrych, niż złych). W 10-milionowym mieście wydaje się to proste, tym bardziej, że Tol ma nadprzyrodzoną zdolność widzenia ludzkiej aury. Cóż, kto uważał na lekcjach religii wie, że w Bożym planie nigdy nie ma rzeczy prostych i nic nie dzieje się przypadkiem.

Anatol Willer, bohater powieści, jest jak duch miasta, przemyka nie widząc własnego cienia ani odbicia w szybach witryn sklepowych. Odniósł w życiu sukces, ale nie czuje się szczęśliwy. Kiedyś odsiedział wyrok za zbrodnie, której nie popełnił, wtedy też odkrył w sobie dar, a po wyjściu z więzienia szybko przekuł go zysk otwierając własną działalność paranormalną. Gdy go poznajemy, od jakiegoś czasu męczą go koszmary, bardzo realne i przerażające. Zmęczenie, dezorientacja i dziwne wizje nasilają się z każdym dniem. Podczas jednego z ataków bólu głowy z telewizora wychodzi mewa-niemewa i oznajmia Tolowi, że za kilka dni skończy się świat. Po krótkiej dyskusji teologicznej bohater postanawia iść na pewien układ, by jednak uratować świat przed zagładą. Zadanie wydaje się Tolowi łatwe, gdyż posiada nie tylko dar jasnowidzenia, ale i postrzega ludzką aurę, na podstawie której może stwierdzić, kto jest dobry. Cóż, nic bardziej mylnego. Wśród 10 milionowego miasta Amodos bardzo ciężko znaleźć kogoś bardziej dobrego, niż złego. Amodos ma wielu mieszkańców, ale to miasto ponure, pełne szemranych dzielnic i wysypisk śmieci, a tam na próżno szukać w ludziach dobra.

„Sodoma” nie rozpoczyna się jednak od zadania, jakie otrzymał Tol, ale od historii Claire Hastings. Claire jest sierotą (przynajmniej tak jej powiedziano) i jako podopieczna Fundacji B&B wychowuje się na Wyspie, gdzie przebywają same kobiety. Claire szybko zauważa, że różni się od innych, jest bardziej dociekliwa, widzi i analizuje więcej. Wciąż pragnie chłonąć wiedzę, a ta na Wyspie okazuje się ograniczana. Dzięki swojemu sprytowi udaje jej się dotrzeć do najbardziej zakazanych książek: Starego i Nowego Testamentu. Lektura Biblii bezpowrotnie zmienia jej sposób patrzenia na rzeczywistość, a w szczególności dostrzegać jej sztuczność i fałsz. Postanawia dowiedzieć się czym tak naprawdę jest Wyspa. Tajemnica, jaką skrywa okazuje się gorsza niż wszelkie przypuszczenia.

Anatol i Claire są najbardziej wyrazistymi postaciami w powieści. Pozostali Sprawiedliwi, jaki i ci Niesprawiedliwi, stanowią dla ich losów jedynie tło. Tol dość szybko kompletuje 10 Sprawiedliwych, ale równie szybko ta ekipa mu się rozpada, co implikuje szereg pełnych akcji pościgów, włamań i spisków. Sprawiedliwi, których odnajduje bohater nie są święci, choć dość blisko im do św. Tomasza z Akwinu. Między innymi jest wśród nich była aktorka porno Magdalena Sarinelli, sędzia Ernest Scholl, który lubi zajrzeć do kieliszka i nie przepada za łapówkami, oraz profesor Hans Reichenbach wierzący, że nauka nie koliduje z wiarą. Sprawiedliwi są zbieraniną ludzi różnych od siebie pod każdym względem, co teoretycznie mogłoby stworzyć w powieści filozoficzną mieszankę wybuchową.  Autor jednak aż tak głęboko wchodzić w bagno apokalipsy nie zamierzał. Każda jednak postać, jeśli wziąć ją pod lupę powie nam coś ciekawego o wierze: od jednej dowiemy się, że wiara bywa ostatnim ratunkiem przed popadnięciem w szaleństwo, od innej, że wiara nie jest tylko dla głupców oraz że żadna nauka nie może wykluczyć niczego z całkowitą pewnością. Wolski pokazuje swoimi bohaterami, że nie ważne co robiliśmy, ważne co robimy teraz. Dobro jest bowiem stanem, który należy nieustannie podtrzymywać.

GDZIEŚ W CENTRUM SODOMY

Mewa-niemewa, ptak posłaniec jest doskonałą wizytówką
dla tej powieści.  
Miasto Amodos zostało osadzone w realnej rzeczywistości, jednak autor nie podaje  żadnych informacji o czasie akcji, nie poświęca też dużo miejsca na jego opis. Wiadomo jedynie, że obok secesyjnych kamienic dzielnic XlX-wiecznych stoją współczesne drapacze chmur.  Mimo 10 milionów mieszkańców miasto sprawia wrażenie opustoszałego. Wszędzie pełno wraków samochodów, śmieci, porzuconych rzeczy, rzadko na ulicy można kogoś spotkać, a jeśli już to przemyka on najszybciej jak się da do bezpiecznego miejsca. Amodos zostało ukazane jako ponura groteska naszej cywilizacji. Wolski twierdzi nawet, że nazwać je Babilonem, to urągać Babilonowi /s 82/, bo od nadmiaru złej energii, perwersji, rozwiązłości i odoru kręci się w głowie. Tutaj zło wypełnia i oblepiaj sobą całego człowieka. Jego zgniliznę i upadek widać gołym okiem, a jednak ma w siebie coś, co powoli kusi i przyciąga do siebie. Amodos to nic innego jak ucieleśnienie poglądu, że przyjemność i korzyść płynie z braku ograniczeń. Wolski ukazał wolność jako chaos, który można opanować tylko dzięki zasadom,  wartościom czy normom.

I ANIOŁ WYJDZIE Z WASZYCH TELEWIZORÓW

Powieść „Sodoma” ma przede wszystkim wymiar teologiczny. Opisuje świat, w którym nastąpił upadek wartości, gdzie Pismo Święte jest zakazane, wspólnoty religijne opierają się na interesach, które akceptują wszystko, jeśli przeznaczy się datek. In vitro poszło w dość nieoczekiwanym kierunku i teraz ludzi produkuje się na sprzedaż. Piękne kobiety są hodowane tylko po to, by zostać sprzedane jako dziwki lub do haremów. Następuje brak poszanowania dla ludzkiego ciała i wolnej woli. Kwitnie handel ludzkimi organami, a eutanazja jest powszechna, do tego stopnia, że rodzice mogą decydować o życiu i śmierci niepełnoletniego dziecka. 

Wolski pokazuje horror przyszłości i daje mu nazwę: WOLNOŚĆ. Ukazuje zły potencjał, jaki kryje się w wolności podejmowania decyzji: eutanazja (przymusowa i dobrowolna), aborcja (pre- i postnatalna), przeszczepy organów (dobrowolne oraz od łowców organów), tolerancja religijna (jako różnorodność bez wartości), broń masowego rażenia, eksperymenty na DNA (tworzenie ludzi na zamówienie), eugenika. Wolski w swojej krótkiej powieści ukazał największe ślepe zaułki w jakie współczesne społeczeństwo może się sam zapędzić, gdyż już teraz widać, że podejmowane przez nie decyzje zmierzają do degeneracji. Nonkonformizm w tej powieści to bycie dobrym, prawym, kierującym się wartościami moralnymi i godnością drugiego człowiekaWielka Karta Swobód i Gwarancji zamiast stać na straży, obraca świat wartości do góry nogami.

O FURTKACH, KTÓRE OTWIERAMY NA SIŁĘ

Czy nasz świat będzie faktycznie kiedyś tak wyglądał? Czym jest dla nas religia? Czy wolność i tolerancja może stanowić dla nas niebezpieczeństwo? Czy stając przed lustrem postrzegamy siebie jako bardziej dobrych czy bardziej złych? Dlaczego sztuczność jest piękniejsza od oryginału? W powieści pada wiele pytań, na które autor nie przynosi odpowiedzi. Wielość tych pytań, przywołanych zagadnień i wątków sprawia, że można posądzić „Sodomę” o nieprzemyślany chaos. "Chaos" widać również w budowie utworu, w nagromadzeniu motywów i gatunków literackich, jest tu: apokaliptyczna wizja końca świata, chrześcijańskie symbole, ezoteryczne, nadprzyrodzone zdolności, zaawansowane technologicznie wynalazki, inteligentne owady, roboty, a gdyby coś się nie zgadzało to zawsze w pobliżu jest deus ex machina, bo bohaterowie muszą pojawić się w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze. Inaczej jednak być nie może. Czasem logika i szukanie sensu są wrogiem fikcyjnych powieści, bo zbyt mocno analizując, zapominamy by dać się ponieść temu, co przygotował autor. A jest się czemu dać ponieść: wartka akcja, pościgi, strzelaniny, mroczne tajemnice, szemrane interesy. Cała akcja związana z rozprawą sądową jest sensacyjnym majstersztykiem. Z zapartym tchem czyta się poczynania Sprawiedliwych, gdy „zapędzony do rogu szczur okazuje się wilkiem” /s 257/ To historia, w której ludzie zwyczajni muszą dokonać niezwyczajnych rzeczy. Zakończenie powieści również jest porywające (grzmoty w oddali brzmią niczym zakończenie jakiejś przerażającej uwertury /s 306/) i jeśli nie było się uważnym, to może zaskoczyć. 

Autor powieści Marcin Wolski.
„Sodoma” wpisuje się w nurt theological fiction oraz satyry i mówi, że otwieranie pewnych furtek sprawia, że człowiek szybko przerabia je na bramy. Wolski zastosował w swojej historii schemat dosłownej metafizyki i dość odważnie wykorzystał niektóre symbole religijne. Mimo swojej satyrycznej wymowy, autor przedstawił bardzo wiarygodny koniec świata: dramatyczny, morderczy, błyskawiczny, bez możliwości ratunku. Nie mogę jednak powiedzieć, że „Sodoma” to rodzaj historii, która poszerza horyzonty wyobraźni, a po jej skończeniu zapada się w zadumę. Wolski napisał taki literacki koktajl: wziął elementy rozrywkowe oraz refleksyjne, dodał odrobinę metafizyki i szczyptę sceptycyzmu, a wszystko zamknął w pudełku satyry, potem  mocno wstrząsnął. Autor słynie z tworzenia takich alternatywnych smaczków literackich, w których zawsze podejmuje kontrowersyjne tematy. I „Sodoma” też taka właśnie jest, przez co stanowi mieszankę dziwną i trudną w interpretacji. Wielu może nie przypaść do gustu smak koktajlu o nazwie Amodos. Nie jest to powieść dla zamkniętych umysłów bez poczucia humoru. Moim zdaniem w „Sodomie” bardziej chodzi o dobrą zabawę, patrzenie na rzeczywistość w krzywym zwierciadle, niż próby udzielenia odpowiedzi na fundamentalne problemy naszej cywilizacji. To satyra lekkostrawna, która wyśmiewając nasze poczynania ostrzega, ale nie moralizuje. Jeśli więc jesteście bardzo głodni wartkiej rozrywki i szukacie samoczytacza weekendowego, to jak najbardziej polecam „Sodomę”. Autor dobrze przygotował obsadę tej historii i przemyślał zakończenie. Wystarczy dać się ponieść nieznanemu, a kartki tej powieści same będą się przewracały. Nie zapomnijcie też trochę zluzować biegi i dodać dużo lodu, bo „Sodoma” na zimno ewidentnie smakuje najlepiej. Czasem dobrze wrócić do znanych opowieści, odświeżyć je, zinterpretować na nowo,  dodać im jakiś dotąd nieznany wariant. Wolski bardzo dobrze opowiedział historię, którą wszyscy znamy, historię o której nie powinno się zapominać. Długich dni i zaczytanych nocy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz