wtorek, 22 kwietnia 2014

[R] Niezaspokojony "Głód" weganina - Król i Mori podają do stołu


Dwie kobiety biorą się do współpracy - jedno opowiadanie, jeden „Głód”. Czy duet Mori-Król potrafił zgrać się na tyle, by zaspokoić apetyt na horror, tak jak doskonale wyszło to męskiemu tandemowi Radecki-Cichowlas?

„Głód” jest krótkim opowiadaniem, które ukazał o się jako dodatek do trzeciego numeru „Horror Masakry”. Paulina Król wraz z Carlą Mori wydały na świat tekst niezwykle dopracowany literacko, jednak równie mocno rozczarowujący. Lubię czytać twórczość obu Pań, robię to dość regularnie. Jednak po przeczytaniu historii Tomasza, jakoś nie było mi ani tak jak przy „Krew, pot i łzy”, ani jak na blogu „W Świecie Słów”. I to mnie zabolało, że powinno być dobrze, a wyszło całkiem poprawnie. Niestety dla mnie przeciętność zawsze będzie miała negatywne zabarwienie. Oczywiście chyba muszę to po raz kolejny zrzucić na karb moich wygórowanych oczekiwań, choć jak ich nie mieć… Eksperyment był odważny, nawet jeśli zrodził się z czystej spontaniczności, to obu autorkom przyniósł wiele radości i satysfakcji ze wspólnej pracy. Wyzwania są po to by je podejmować, a wyniki po to, by je poprawiać.  :)

Ogólne ocena, dotyczące strony literackiej opowiadania, jest bardzo dobra, bo całość zadziwia swoim dopracowaniem, wielowątkowością i spójnością. To klasyczne opowiadanie o budzącym się w człowieku instynkcie.  


Czasem jednak coś, mimo perfekcyjnego mechanizmu, nie zadziała tak, jak powinno. Już na samy początku „Głodu” pojawia się dość niepokojąca tendencja do snucia niemal obyczajowych opowiastek, a pojawiające się w międzyczasie elementy horroru, dopasowują się do niego, zamiast niszczyć ład owej realności. Poznajemy Tomasza, który jest spokojnym, niczym nie wyróżniającym się facetem. Jest też wegetarianinem, który wkroczył na drogę bez powrotu… Po dojściu do połowy opowiadania, coś mnie zastanowiło. Czytam i czytam, choć czyta się bardzo fajnie, to nie czuję napięcia ani grozy. W końcu następuje skok i akcja przyśpiesza ku finalnym wydarzeniom, jednak nawet one pozostają jakieś nieosiągalne... Przykre jest to, że łatwo było się domyśleć, o co w całym opowiadaniu chodzi. Autorki nie snuja przed nami tajemnicy, czy intrygi, wszystko podane jest na tacy i to może stanowi element psujący posiłek. Czyż nie jest rozkosznie, gdy zanim pożremy ciepłe danie, w całym domu unoszą się aromatyczne zapach, które kuszą nas i drażnią perwersyjnie zmysły. Domyślamy się, co będzie podane, ale nie widząc tego przed sobą, czujemy się bardziej głodni i zniecierpliwieni. Często bywa tak, że gotując sama, gdy skończę nawet nie jestem głodna. Podjadałam w trakcie gotowania i to sprawiło, że posiłek stał się dla mnie nieatrakcyjny. Podobne jest z "Głodem". Czyżby element zaskoczenia czytelnika w grozie wyszedł z mody?

Mori i Król dopracowały tekst pod wieloma względami. Fabuła jest spójna i posiada liczne wątki poboczne. Poszczególne wydarzenia mają obszerne, dokładne opisy, które pozwalają nam z precyzją przyjrzeć się koleją losu bohatera. Opowieści o wegetarianizmie, niedźwiedziach i stygnących flaszkach tworzą realną otoczkę wydarzeń. Horror zawsze powinien bazować na rzeczywistości, ale musi w pewnym momencie się od niej oderwać, przekroczyć jej granice. "Głód" jest stanowczo za mało zadziwiający. Analogicznie do Tomasza, którego życie jest nudne, nie ma w nim nic, co sprawiłoby, że stałby się on ciekawym dla czytelnika elementem opowieści. Może to właśnie problem, owa bezpłciowa przeciętność bohatera przekłada się na akcję. Mam sceny rozszarpywania ciała, zwierzęcego pożerania mięsa, perwersyjnych aktów seksualnych. Jednak przy ani jednym z nich nie czułam wstrętu, obrzydzenia, zaniepokojenia, grozy, nie mówiąc już o strachu. Zastanawiam się więc, gdzie w fabule miała być zrealizowana art-groza? Jedynym, co mogłoby obronić ten tekst to napięcie, ale jego też tu nie ma zbyt wiele. Niestety poszczególne ruchy bohatera dają się przewidzieć, co ostatecznie rodzi poczucie, że może na koniec szykuje się jakaś bomba – nic bardziej mylnego. Wciąż dziwi mnie jak można stworzyć tekst technicznie dobrze napisany, który tak mało oddziałuje na czytelnika...? 

W duecie Radecki i Cichowlas można zobaczyć jak wspaniale połączyć swoje atuty w jedną całość, tak by dwoje charyzmatycznych ludzi nie musiało rezygnować z wyrażania swoich osobowości. W przypadku Mori-Król jest literacko wszystko dobrze napisane, jest pomysł i cały świat gra jak w zegarku, ale zabrakło pewnej mrocznej iskry, która by to ożywiła. Z jednej strony nie można się przyczepić do „Głodu”, gdyż ma wszystkie elementy, które w grozie i horrorze powinny być. Z drugiej, to efekty jakie wywołują te elementy w grozie są ważniejsze, niż one same. Nie zawsze wystarczy wymieszać składniki, by otrzymać potrawę…

"Głód  przywołał mi na myśl film "Wilkołak" (1994) z rolą J. Nicholsona. Mamy tu plejadę emocji i poruszeń: budzenie się instynktu, niezaspokojone potrzeby, pożądanie, strach, uświadomienie sobie nieuniknionego, głód. W bestię można zamieniać się dosłownie lub metaforycznie, jednak zawsze ten proces jest szalenie nabuzowany emocjami i wydarzeniami. Czy "Głód" pokazuje nam choć skrawek owego szaleństwa jakiego doświadcza Tomasz? Chyba, że wszyscy weganie są tacy spokojni w obliczu wybebeszania człowieka... Nie wiem, jadam głównie mięsko, więc jestem wyjątkowo spokojną osobą :) 

Biorąc do ręki „Głód” oczekiwałam horroru lub ewentualnie opowieści grozy. Z duetu Król-Mori nie zrodziło się nieposkromione dziecko ciemności czujące tylko głód, ale bardzo przeciętny Tomasz, który potrafił wydymać faceta w szyję i eksplodować. Czy można uznać to za zadowalające? Jak dla mnie, to nie.  Zabrakło instynktu śmierci. Opowieść nie porwała mnie, nie przestraszyła, nie zafascynowała, nie poruszyła. Moje serce ani razu nie drgnęło od przypływu adrenaliny… Mam jednak nadzieję, że tandem nadal postanowi wspólnie wyprawiać się w odmęty ciemności. Im więcej się razem pisze, tym bardziej zaczyna się łapać rytm. W obu Paniach podziwiam otwartość na krytykę, bo łatwo jest przyjmować pochwalne laury, trudno zastanowić się nad tym, dlaczego coś nie poszło tak jak powinno. Należy bowiem pamiętać, że uczymy się na błędach, a nie na pochwałach.

Postaram się zakończyć jednak optymistycznie, słowami Carli Mori z wywiadu jaki udzieliła  blogerce awioli: „(…) nie przestawajcie czytać! Czytajcie to, co lubicie i to, co Was inspiruje, czasem nawet to, o czym wiecie, że jest do bani, żeby wiedzieć, jakich błędów nie powielać.”

„Głód”  jednak warto przeczytać, bo najpiękniejsze w literaturze jest to, że każdy przeżywa ją inaczej - taka potencjalna szansa jest zawsze.

Ja mam zgagę (chyba po Świętach), ale Wam życzę smacznego! 


długich dni i zaczytanych nocy

Alicya Rivard




5 komentarzy:

  1. Wnioskuje, że książka przeciętna. To Twoja pierwsza recenzja. która sprawia że mam mieszane uczucia c do książki. Nie wiem czy chciałbym ją przeczytać, czy też nie. Jak czytam, że brakuje instynktu śmierci to już za przeproszeniem dupa zbita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, zagubienie czasem jest dobre, bo pozwala się zastanowić nad pewnymi kwestiami. Czytanie to proces, z którego zawsze coś wynika. "Głód" albo nasycenie - przeczytaj i sam zadecyduj :)

      Usuń
  2. Ojej, ojej, ojej. No cóż - przykro! ;) Ale dziękuję za rzeczową argumentację i konstruktywną krytykę - i tu chyba mogę się wypowiedzieć także w imieniu Carli Mori - nie zaprzestaniemy prób dojścia do absolutu! ;) Ta recenzja wzbudziła we mnie przekorę... jeszcze Ci pokażemy, Alicyo Rivard! ;) Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadne przykro :) Nie wyszedł efekt, ale za to pokazałyście, że umiecie pisać. Trzeba mieć odwagę i fantazję, aby eksperymentować. Obie jesteście gotowe na szerokie wody horroru i jeśli chcecie płynąć tam razem, to jak sama stwierdziłaś, musicie się dotrzeć :) Jak najbardziej czekam na kolejne opowieści Król-Mori bo czuję, że nie pokazałyście wszystkiego, co potraficie. "Głód" można uznać za rozgrzewkę, prawda? ;)

      Usuń
    2. "Głod" to przystawka. Danie główne jeszcze przed nami. A po nim pewnie i deser ;)

      Usuń