czwartek, 3 września 2015

[R] Czy latem groza smakuje inaczej? O HISTERYCZNEJ rewolucji.


Ja nie potrafię odmówić sobie grozy, szczególnie tej HISTERYCZNEJ. W kolejnym numerze Redakcja przygotowała dziesięć opowiadań spod znaku niesamowitości. Tym razem, tematem przewodnim jest rewolucja. Temat wdzięczny, bo z dużym potencjałem dla fabuły. Czy autorzy sprostali krwawemu rozmachowi rewolucji? Jeśli chcecie się o tym przekonać sami, to ściągnijcie magazyn i czytajcie na zdrowie. W ramach odświeżenia klasyk w magazynie znajduje się także opowiadanie "Kochanka Szamoty"  Stefana Grabińskiego. Kto nie czytał, koniecznie musi nadrobić zaległości. Warto również stawić się na lekcji z historii literatury grozy, której ponownie udzieli dr Eliza Krzyńska-Nawrocka. Tym razem przygotowała wykład o mrocznej stronie Aleksandra Dumasa. I jak, macie już ochotę wpaść w małą letnią HISTERIĘ?


WOLNOŚĆ, RÓWNOŚĆ, HISTERIA

rys. Roman Panasiuk
DZIEŃ OPIEKUNA jest historią nawiązującą do motywu przewodniego numeru. Tomasz Graczykowski osadził akcję opowiadania w azylu, miejscu gdzie schronienie otrzymały porzucone i osierocone podczas rewolucji dzieci. Pewnego dnia trafia tam dziewczynka o fiołkowych oczach. Przybyła w idealnym momencie, czyli tuż przed Dniem Opiekuna. Od samego początku unosi się złowróżebna aura podkreślana przez postacie dziwacznych, okaleczonych opiekunów. Autor doskonale zbudował świat przedstawiony i nadał mu konkretny mroczny ton.  Miejscem akcji uczynił tajemniczy sierociniec o ascetycznym wystroju, który po zapadnięciu mroku żyje własnym życiem.  O ile początek i zakończenie opowiadania są dobre, to po środku dzieje się coś, co jest grzechem wielu opowieści grozy: wieje nudą. Wydaje się, że jest w tej opowieści wszystko to, co historia z pogranicza rzeczywistości mieć powinna: tajemniczy budynek, sieroty, dziwni opiekunowie, spowijający wszystko mrok, dlaczego więc razem to nie zagrało symfonii grozy? Czytając „Dzień opiekuna” czułam się trochę jak pomiędzy „Tajemniczym domem Pani Peregrine”, a „Kręgosłupem Szatana”. W którą stronę chciał iść autor? Najwyraźniej pomylił drogi, bo nie poszedł ani w stronę malowniczej historii Ransoma Riggsa, ani w stronę grozy i suspensu z wizji Guillermo del Toro. W pięknie wykreowany świat przedstawiony wstawił bohaterkę, która nie ma praktycznie interakcji z otoczeniem, ani innymi lokatorami. Sama dziewczynka jest płaska, brak jej charakteru i historii, która uczyniłaby ją wiarygodną postacią, jest jedynie kolejnym działającym elementem fabuły, który ją popycha do przodu, niczym więcej. Ciekawy początek i krwawe zakończenie nie rozwiązują sprawy. Groza to nie tylko te dwa elementy. 

B.J. & M.Z.
Piotr Borlik w „FEMINISTKACH” również skłonił się ku doskonale znanemu wszystkim czytelnikom grozy motywowi. Bohater opowiadania wraca po udziale w bratobójczej rewolucji do rodzinnej wioski. Wierzy, że na łonie rodziny odnajdzie spokój i ukojenie. Tak się jednak nie staje. W tym momencie pojawiają  się dwie drogi: albo to on będzie zabijał, albo będą zabijać jego.  Nikt mi nie powie, że się tego nie domyślił. Niestety zabrakło napięcia, wyczekiwania i jakiegoś zaskakującego elementu by  historię można było uznać za udaną opowieść grozy. Miałam wrażenie, że autorowi chodziło o podkreślenie elementów społecznych i psychologicznych, ale tu też niewiele się zadziało. Trochę szkoda, bo pomysł był. To tak jak z foremką do ciasta, trzeba ją wypełnić czymś smacznym, bo sam kształt smaku mu nie nada.

FRANCINE Marty Lasik opowiada o strachu i odwadze,  trudnych decyzjach i zmieniających się czasach. Historia Francine jest tragiczna, gdyż zrodzona w jej sercu nadzieja zderza się z chwilami zwątpieniem, a to doprowadza ją do szaleństwa. Torturą jest żyć nieustannym w strachu, udając kogoś, kim się nie jest. Najmocniejszą stroną opowiadania są ciekawi bohaterowie: enigmatyczna, pociągająca i pełna wdzięku Francine oraz Yves, dwulicowy, zabawny lokaj. Cieszy mnie, że Lasik nie wdaje się w niepotrzebne wątki i anegdoty. Opowiadanie jest krótkie, przyjemne i na temat. Choć szkoda, że autorka nie chciała trochę pokomplikować sprawy mając tak cudne postacie. 

rys. Dawid Boldys
Bohater opowiadania MORT-VIVANT Curtis Gagnon jest drwalem, który szukając schronienia przed zgiełkiem rewolucji zaszywa się w domku w lesie wraz ze swoim wiernym psem Hectorem. Nastały bowiem ciężkie czasy, gdy rewolucja ostrzem gilotyny dzieli ludzi na tych, którzy są za i tych, którzy są przeciw, a Curtis chce być poza. Niestety spokój drwala zostaje naruszony przez nagłe pojawienie się kapitana Bucharda wraz z podwładnymi, a jak to bywa w takich sytuacjach, gościny odmówić nie można. Tak drwal zostaje wciągnięty w pościg za diabłem w ludzkiej skórze. Dariusz Węgrzyniak stworzył postacie wyraziste ale bardzo schematyczne: szlachetny drwal, głupi dowódca i niebezpieczna zjawa. Fabuła również jest mocno przewidywalna, bo wszyscy muszą spotkać się na bagnach i stoczyć walkę. Opowiadanie nie jest złe, ale nie każdego zadowoli, bo takich historii jest już na pęczki. 

WIARA W SŁODKIE  TRUSKAWKI 

rys. Roman Panasiuk
Nadszedł moment, w którym muszę się przyznać, że męczy mnie patologia, szczególnie ta w rodzinie. Nie wiem, może za dużo horrorowych scenariuszy z taką fabułą przerobiłam, a może stałam się nieczuła, nie wiem. Niestety dla mnie „TRUSKAWKI” Barbary Mikulskiej to kolejna opowieść o maltretowanym kopciuszku, który przemienia się w drapieżną modliszkę. W tej historii jest niedosyt wszystkiego, a w szczególności bohaterki, przemocy i grozy.  Ula jest tak prosta, że wręcz nijaka. Bohaterka przeszła jakąś przemianę w skutek traumy, czyli całość historii powinna być oparta na wybebeszaniu głównej bohaterki, jej problemach, morderczych myślach, czymkolwiek związanych z psychologiczną motywacją działań.  Co więc z tego, że opowiadanie jest literacko świetne skomponowane, jak nie budzi żadnych emocji. Zastanawia mnie, dlaczego autorka nie rozbudowała najciekawszych wątków? Dla przykładu: dlaczego Ula pomagała swojemu współoprawcy? Myślę, że sięgając po motyw patologiczny trzeba albo iść w ekstremum, albo osnuć wszystko woalką tajemnicy. Autorce nie wyszło ani jedno, ani drugie. Zawisła gdzieś po środku. Czy zabrakło odwagi na ostrzejsze potraktowanie tematu,  a może pomysłu na pełną emocji wzruszającą historię. Przywołam tutaj opowiadanie „Metamorphosis” , gdzie Kornel Mikołajczyk stanął na wysokości zadania i sprostał podejmowanej przez siebie tematyce tworząc odrażający horror z tragicznym przesłaniem.  Do dziś, na samą myśl o tej historii robi mi się nieswojo. Jeszcze raz, moje ukłony dla autora. 

Na wątku patologicznym opiera się również opowiadanie "WIARA". Jest to historia chłopca, który ma stygmaty i poci się krwią. W tym jednak przypadku, autor sprytnie postanowił zwieść czytelnika, aby ten nie domyślił się zakończenia. Ta właśnie otwartość w ramach fabuły sprawiła, że proste zakończenie nie uznajemy za banalne. Nie wiem tylko czy historia miała mnie wzruszyć, zatrwożyć, czy przestraszyć.

rys. Roman Panasiuk
To, że dzieci widzą i czują więcej podkreślają filozofowie i psychiatrzy, a opowiadanie „WYOBRAŹNIA" Przemysława Kyrcza, tylko to potwierdza. Dziewczynka o imieniu Jessie, podczas spaceru w parku, zauważa drzewo obwieszone maskotkami. Natychmiast chce je pokazać mamie i koleżankom z klasy, ale gdy to robi, okazuje się, że one ich nie widzą. Po pewnym czasie drzewo zaczyna mówić do Jessie. I już czuć w powietrzu zapach mrocznych intencji.  Fajnie, że autor przelał trochę krwi, bo fabuła tego wymagała, ale szkoda, że nie udało mu się stopniować napięcia, by zakończenie w pełni wybrzmiało grozą. Szkoda również, że nie została rozbudowana postać antagonisty, który miał potencjał na ciekawą historię skrytą w swoich zakrwawionych gałęziach.  Irytowały mnie też dialogi, rodem z horroru klasy B i dziwna scena, gdzie dziecko od naiwnej niewiedzy przeszło do przerażającej świadomości wygłaszając: "Chcesz moja duszę?".  Autor nie udźwignął własnego pomysłu na ciekawego antagonistę, bo tylko on zasługuje tu na uwagę.

rys. Roman Panasiuk
Piotr Ferens zdecydował się wybrać nawiedzony dom jako oś swojego opowiadania „ZAPACH CIENIA I SMAK DUSZY”. Nie powiem, tytuł znakomity: przyciąga uwagę i intryguje. Czasem wydaje mi się, że autorom po napisaniu tekstu zaczyna brakować fantazji, by wymyślić dla niego tytuł, a przecież to bardzo ważna rzecz. Niestety, o ile tytuł rozbudził moją wyobraźnię, to samo opowiadania mnie zawiodło. Wszystko zaczęło się pięknie: Nowy York pokryty czapą śniegu, kilka dziwnych zgonów i dwóch dziwacznych detektywów. Potem odkryłam  poźnowiktoriańską posiadłość skrywającą mroczną historię rodzinną. Zanim jednak zdążyłam się nacieszyć opowiadanie się skończyło. Przez chwilę próbowałam złożyć w całość o co autorowi chodziło i raczej nie wiem. Mogę jedynie przypuszczać, że to jakaś stylizacja tekstu. Widać ją w niskogatunkowej kreacji bohaterów i ich dialogach. Niestety nie uchwyciłam jej sensu. Czuję w tym trochę stylu noir, ale jeśli ten tekst jest pastiszem, to wydaje mi się nieudany, albo trzeba ten tekst potraktować z przymrużeniem oka.

PIEŚŃ WILKÓW i DZIECKO REWOLUCJI

Powiadają, że ostatni będą pierwszymi, dlatego na koniec pora na dwa najlepsze opowiadania numeru. 

PIEŚŃ WILKÓW” stworzona przez Antoniego Nowakowskiego przeniosła mnie w klimaty opowiadań Gaimana. Bohater wspomina swój czas młodości, gdy ludzie i wilki walczyli ze sobą, a soczystą zieleń doliny pokrywały szare sylwetki leżące w spokoju i bezruchu śmierci. Jest to opowieść o odkrywaniu własnej natury, poszukiwaniu celu w życiu: czy podążać drogą rodziców, a może wybrać inną? Czy odpowiedzieć na refren błagalnego hymnu? "Pieśń wilków" to fantasmagoryczna opowieść ze świata dziecinnej fantazji, o dopracowanej ramowej kompozycji, gdzie wyważono proporcję między magią, tajemnicą i grozą.

rys. Dawid Boldys
Uwiodło mnie również „DZIECKO REWOLUCJI Magdaleny Kucenty, a właściwie ciężki los przesłuchiwanej i oskarżonej o niegodne czyny Marii Antoniny. Autorka bardzo dobrze wydobyła ze swojej bohaterki emocje, tak istotne w ostatnich chwilach życia każdego bohatera. Jednocześnie nie starała się oceniać Marii, ani próbować wywołać w czytelniku smutku nad jej losem. Wykreowała ją na bohaterkę dramatyczną, ale pogodzoną ze swoim losem, która skrywa tajemnice. Kucenty, przywracając do życia Antoninę przywołała w moich wspomnieniach ducha „Nie-boskiej komedii” Krasińskiego. Dzieckiem każdej rewolucji jest gwałt, przemoc i niewysłowiona krzywda. Rewolucja to przewrót, który ma zbudować nowy ład, zniszczyć dotychczasowy świat, by wyłonił się lepszy. Ciężko zauważyć moment, w którym sprawiedliwość ludowa, staje się samowolą, a słowa: wolność, równość, braterstwo zaczynają pasować do rewolucji tak samo, jak do śmierci. Ucieszyło mnie również to, że autorka nie zapomniała, że każda rewolucja ma obozy, a każdy z tych obozów swoje postrzeganie rzeczywistości. Jest to jedyne opowiadanie realizujące motyw rewolucji, które ma szerszy kontekst i zmusza do zastanowienia się ad czymś więcej, niż tylko warstwą grozy, którą zostało okraszone.  

HISTERYCZNA REWOLUCJA

Motyw rewolucji jest tak pełny potencjału dla opowieści grozy, że nie rozumiem dlaczego podejmujący wyzwanie konkursowe nie wymyślili czegoś mniej otrzaskanego niż zmartwychwstanie, szaleństwo czy opętanie, nie zapominając o sztandarowych duchach, wampirach i zjawach. Naprawdę nie da się napisać dobrego slashera rewolucyjnego, albo pełnego intryg kryminału na dworze Marii Antoniny? Nie wspomnę o zebraniu się na odwagę i napisaniu czegoś w klimatach bizzaro na wzór „Duma, zombie i uprzedzenie”. Uważam, że motyw nie został w pełni wykorzystany, żeby nie powiedzieć zmarnowany. W letniej porcji grozy od HISTERII przeczytałam dwa dobre i bardzo dobre opowiadania, nie było więc źle. Na deser przypomniałam sobie "Kochankę Szamoty" Grabińskiego i odrobiłam lekcje grozy z dr Eliza Krzyńska-Nawrocką. Teraz czekam na konkursowe opowiadania 4 Pory Grozy i kolejny numer magazynu. 
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz