Na wstępie Histeryczna Redakcja chwali się, że
najprawdopodobniej wydała najlepszy zbiór opowiadań, jaki
dotychczas udało im się opublikować. Faktycznie w IV Histerii jest aż pięć niesamowitych opowiadań, które pokazują jak horror musi wciąż reinterpretować
własną konwencję, zmieniać perspektywy postrzegania i niepokoić na nowo. Na łamach magazynu ma swoją premierę opowiadanie Łukasza Radeckiego "Tuż obok piekła". Jak tradycja nakazuje na histeryczne wizje można głosować w celu wyłonienie najlepszego opowiadania numeru (ankieta na stronie magazynu).
Bohaterem
opowiadania jest zemsta, nieoczekiwana i cicha, choć początkowo myślimy, że
chodzi o coś innego. Bruno Koppf właśnie wybiera się na zasłużony urlop. Wraz z
przyjacielem ( i ich kochankami) podróżują pociągiem nad morze. Z dala od
pracy i sadystycznego przełożonego Koehlera, Bruno powinien
czuć się zrelaksowany, a tak
naprawdę ogarnia go dziwny niepokój. Parę wagonów dalej podróżuje Hans, handlarz polujący na okazje po
wysiedleńcach. Wraca z bardzo udanym łupem, wśród
którego jest piękna
szafka na wino. Tym bardziej jest zadowolony, bo żołnierz wręcz nalegał, by ją zabrać.
W
początkowej
części
utworu autor doskonale oddaje zgiełk, rumor i kakofonię podróży pociągiem. Można
wczuć się w klimat wakacji i w tym
kontekście odebrać jako zabawną rozmowę przy barze, w której oficer Auschwitz opowiada jaką ciężką ma pracę i ile nerwów go kosztuje. Ten kontrast podkreśla
również
narastającą irytację bohatera wynikającą z poczucia niesprawiedliwości społecznej, nie rozumie dlaczego
inni nie dostrzegają, że to on ma najgorszą pracę. Czyli standardowe problemy urlopowe. W dalszej części utworu pałeczkę prowadzenia fabuły przejmuje konduktor. To on
dokonuje szokującego
odkrycia w ostatnich wagonach. Tu właśnie opowiadanie płynnie przechodzi z
wakacyjnej, lekko groteskowej atmosfery w horror. "Ciuch-ciuch" jest opowiadaniem przyjemnym, wciąga, choć
poziom grozy i napięcia jest zrównoważony. Sam antagonista szybko ujawnia swoją obecność i nie daje specjalnie
popisu zdolności,
ale i tak opowiadanie jest na dobrym poziomie. Jedyne, co bardzo nie lubię, to używanie zdania: „,powtarzał sobie w myślach, że to nie dzieje się naprawdę." - dla mnie jest to tandetne uproszczenie.
CZARNA WÓDKA,
Antoni Nowakowski [6/6]
Przychodzi
w życiu
taki moment, gdy człowiek znajduje swój bar. Tak, Harmen znalazł swoje miejsce, w którym mógł obalić buteleczkę wódeczkowego specjału [s. 16]. W barze, w którym przebywał, jeden spośród trunków szczególnie
okrył się sławą - czarna wódka, specyfik
dający błogość i energię. Niestety, co ma wyższą wartość, ma też wyższą cenę, a czasy kryzysowe…
Bohater
opowiadania jest przekonująco swojski. Pokazuje nam świat swoimi oczami, a my go rozumiemy. Prawie nie zauważamy, jak groteskowe obrazy
mieszają się z normalnością, a może to, co otacza bohatera
wcale nie jest normalne? Wątpliwości zaczynają się rodzić, gdy pojawi się nieznajomy mężczyzna, który bez wątpienia zna Harmena, ale ten
jakoś nie
potrafi sobie go przypomnieć.
Opowiadanie genialnie stopniuje tajemnicę, powoli odkrywa przed nami świat pełen niepokojących elementów. Cały czas wyczekujemy kolejnej
anomalii, strzępka jakiejś tajemnicy. Ten tekst jest jak plansza w grach
eksploracyjnych, gdzie widzimy jedynie pewien mały fragment wokół bohatera, a dopiero gdy ruszymy na przód wyłania się przed nami cały świat. Dlatego "Czarna
wódka" jest bardzo dobrym opowiadaniem, pełnym napięcia, tajemnicy i postapokaliptycznych motywów.
Czytając
mamy uczucie jakbyśmy
byli tuż za ramieniem
bohatera.
Na
koniec mała dygresja. Mam pewne podejrzenia, że może autor był kiedyś w restauracji Jacob Myers. Restauran
on the river, gdzie mają czarną zastawę do serwowania dań. Chyba,
że efekt został uzyskany
jedynie po czarnej wódce. Przyznaję się, że trunku nigdy nie piłam, więc czekam
na zaproszenie do zwiedzenia barku autora i potwierdzenia moich przypuszczeń :)
EKSPEDYCJA, Arianne
[2/6]
Dwudziesto
dwu letni, świeżo upieczony botanik, wraz z grupą zwiadowczą wyrusza do największej puszczy Europy, w celu nakreślenia map. Mają
również misję dodatkową: muszą odnaleźć zaginionych, którzy
wyruszyli przed nimi. Początkowo ekspedycja przebiega dość gładko, do momentu jak odkrywają krwiożerczy tubylców.
Bardzo
sztampowe postacie klasy B przeżywają bardzo słabą
przygodę since-fiction z bardzo słabo zarysowany postapokaliptycznym klimatem. Autorka
niekiedy strzępi
pióro dopowiadając
rzeczy, które czytelnik już
wie, za to pomija te, na które się czeka. Momentami pojawiają się niefortunne porównania
jak: "czułem się jak w ciemnym, zawilgoconym korytarzu" -
porównanie to sprawia, że
las traci swoją przestrzeń, a powiem szczerze, że w lesie, nawet najbardziej gęstym i zarośnięty, nigdy nie czułam się jak w korytarzu. W
lesie przytłacza
ogrom lub bliskość,
ale nie ograniczenie. Niefortunne metafory i porównania pojawiają się w tekście
jeszcze kilka razy. Zastanawiało
mnie również zamiłowanie autorki do przedrostków
i stopniowania przymiotników, ale to chyba temat do indywidualnej dyskusji. Samej „histerii” też tu się nie dopatrzyłam. Jak
dla mnie bardzo słabe
i nudne opowiadanie, właściwie odtwórcze, niż twórcze. Po zaistniałych błędach wnioskuję, że autorka dopiero
ćwiczy swoje umiejętności. W tym miejscu warto więc zastanowić się co czyni opowieść dobrą? Fabuła, bohaterowie, pisarz, a może wymowa tekstu lub jego
ukryte znaczenie? Tu zabrakło tego wszystkiego.
JA, STRÓŻ, Norbert Góra [2/6]
Bycie
stróżem
to średnia
praca i słaba płaca, ale jak mawiają lepsza taka niż żadna.
Bohater opowiadania właśnie
został
stróżem
na terenie budowy pewnego budynku. Jednak dziwnie zachowujący się pracodawca, a potem
niespodziewana wizyta byłego
pracownika dają mu
do myślenia:
dlaczego od 3 lat nie można
ukończyć
budowy?
Opowiadanie
bardzo fajnie się rozkręcało,
ale szybko zboczyło na niewłaściwy
tor, bardzo niewłaściwy. Od połowy historii trudno było się
oprzeć wrażeniu, że czytam papierową wersje "Luster", ale nie wiem czy bohater był tak samo przystojny jak Kiefer Sutherland, bowiem świat przedstawiony oraz sam bohater są bardzo słabo nakreśleni.
Rozwinięcie
i zakończenie fabuły nie
wykracza poza oczywisty schemat poruszanego motywu. Rozumiem, że miało to być
opowiadanie grozy, a nie horror, jednak biorąc jakiś znany motyw trzeba dodać do
niego jakiś czynnik X – element nowy. Czy takich opowiadań/filmów jak to, nie
jest już
tysiące? Wiem,
jak kraść motyw, to
od najlepszych. Nie sztuka jednak wziąć gotowy szkielet, sztuka zbudować na nim coś wyjątkowego. Czytała opowiadania Pana Góry i problem jest zawsze ten sam - trochę brakuje umiejętności technicznych, bo pomysły są.
KOMPOST, Adrian
Zwoliński [5/6]
Józefina
budzi się w środku nocy, chyba słyszała jakiś krzyk na korytarzu. Od dwóch lat mieszka w ośrodku szpitalnym, gdzie odwiedzają ją tylko wnuczki. Rozgląda
się do dokoła i
stwierdza z niepokojem, że
jej współlokatorka
zniknęła
nie zabrawszy ze sobą swoich
ulubionych różowych
kapci. Postanawia więc wstać i wyjść na korytarz sprawdzić czy koleżance nic
się nie stało.
Relacja
Józefiny jest nieco chłodna w stosunku do napotkanych przez nią wydarzeń, co doskonale pasuje do powolności i niezdarności. Jej umysł chyba nie do końca nadąża z przetwarzaniem
danych. Wyraźnie nie rozumie ona co się dzieje, a my razem z nią. Akcja znacznie przyśpiesza tempo, gdy Józefina
wchodzi do sali pełnej
trupów, gdzie można
by nakręcić scenę jak z „Insanitarium”.
Opowiadanie
jest ciekawe, ze względu na bezradność bohaterki, która ewidentnie przespała
główną część programu. Ma się ochotę czytać i dowiedzieć co spotka przemiłą staruszkę, bo z całą pewnością
zdajemy sobie sprawę, że na korytarzu nie będzie miło. I jakaś część nas aż kipi, żeby pchnąć staruszkę szybciej do przodu. Z samego zakończenia
niewiele się
dowiem o przyczynie wydarzeń, ale wystarczająco, by pobudzić wyobraźnie.
Może kolejna część? Jak dla mnie to dobry
wstęp do kolejnych opowieści.
MALI POWSTAŃCY, Agnieszka Kwiatkowska [5/6]
Starszy
mężczyzna powraca po latach do Polski. Warszawa wita go deszczem i powracającymi
wspomnieniami powstania. Świat
się zmienił, a jednak wciąż odnajduje w nim znajome ślady przeszłości. Przeszłości, która kryje
w sobie pamięć minionych zbrodni…
Początek opowiadania wprowadza nas w nastrój
melancholijny oraz pełnych bólu wspomnień. Wspaniałe pióro autorki czaruje klimatem i nastrojem. Historia ma
wyraźnie
potęgujące
się napięcie, które przywołuje w mnie wspomnienie przygód Hansa Klosa. Zakończenie opowiadania jest przewrotne i niespodziewane, szczególnie dla samego
bohatera. Dobre opowiadanie grozy ku pamięci minionych wydarzeń.
METAMORPHOSIS,
Kornel Mikołajczyk [6/6]
Grega
Poznajemy na pogrzebie swojej żony. Zdarzenie traumatyczne i dramatyczne, więc nikogo nie
dziwi jego zachowanie. Greg jest przekonany, że jego żona nie umarła, że musi kontynuować badania, bo odkrył coś niebywałego. To jednak nie
zdruzgotany mąż okazje się głównym bohaterem opowiadania. Jest jeszcze
bowiem jego córka, która wydostała się z
kokonu matki, przynajmniej tak twierdzi Greg...
Początkowo miałam wrażenie, że czytam coś na poziomie"Gęsiej skórki" R. L. Stine'a, jednak autor mocno mnie zaskoczył. Nie tylko zakamuflował w historii tematykę molestowania nieletnich,
ale uczynił to z wielką gracją nadają mu wymiar grozy. Opowiadanie jest wciągające i zaskakujące, szokuje, wykracza poza
granice racjonalności,
a jednak doskonale nadaje się na historię z sąsiedztwa. Wszystko jest tu doskonale skonstruowane: napięcie, dramat,
horror, odraza, psychologia postaci. A tragiczny finału pokazuje, że można napisać dobry horror z konkretnym przesłaniem.
To, co najbardziej podobało mi się w „Metamorphosis”
to klimat rodem z „Gęsiej skórki”
(trochę przypomniało mi się opowiadanie „Nie
wchodźcie do piwnicy”), za którym kryje się prawdziwy i poważny horror.
ORATORIUM, Przemysław Karbowski [3/6]
Autor
zaprasza nas na salę sądową, gdzie toczy się proces przeciwko seryjnemu mordercy. Co
ciekawe, człowiek
ten twierdzi, że to
muzyka zmusiła go do niecnych czynów, że jest diabelskim narzędziem, które zachęca do zbrodni.
Bohater
opowiada o swoich zbrodniach jak o jakim filozoficznym problemie, który trzeba
przerobić na wszystkie strony. Problem w tym, że tekst nie oddaje owej
diaboliczności muzyki. Nie da się wczuć w perspektywę bohatera, a tym samym jego
postępowanie pozostaje dla czytelnika niezrozumiałe. Historia ta powinna mieć
mroczną atmosferę popadania w szaleństwo. Sama opowieść o morderstwach nie jest
tak ciekawa, jak mogłaby być ciekawa, gdyby wydobyto z niej diaboliczny
element. A właśnie owa muzyka, była bardzo mało „pitagorejska” i nie
zharmonizowała się z duszą czytelnika, który pragnął grozy, a może nawet horroru.
TUŻ OBOK PIEKŁA, Łukasz Radecki [6/6]
Miłość bywa banalna, jak zachody słońca. Czasem wymaga poświęceń,
ale nikt nie mówił, że
musimy się na nie godzić. Bohater przekazuje nam relacje z dość nietypowego związku, który narodził się
naglę i równie naglę został obdarty z niewinności. "Tuż obok piekła" można nazwać love horror story, bo czasem kobiety okazują się nie mówić w przenośni.
Opowiadanie
Radeckiego jest proste, ale nie banalne. Elementami, które wzbogacają historię są: zmiana perspektywy ukazania
wydarzeń oraz przewrotna puenta. Radecki na swojego bohatera wybiera zwykłego chłopaka, który nie jest pełnym uczestnikiem wszystkich
wydarzeń. To pozostawia czytelnikowi pewne pole dla wyobrażeń, a przede
wszystkim pożywkę dla ciekawości. Bohater nie jest ani ofiarą, ani złoczyńcą. Jego niewiedza jest naszą i właśnie dlatego zakończenie jest
w prosty sposób zaskakujące,
a nawet zabawne, bo swoim ostatnim czynem chłopak oddaje cały sens opowiadania
– komitragizm.
ZAPISANE, Piotr
Borowiec [3/6]
Maria
Jędrzejewska, ambitna
doktorantka historii, ma upodobanie do pracy w godzina nocnych.
Wszyscy w Muzeum Ziemi Lubuskiej doskonale o tym wiedzą, że jedynym duchem snującym się między eksponatami jest Maria.
Z sentymentem traktuje ona salę
Tortur Dawnych, gdyż to właśnie stanowi tematykę, w której się specjalizuje. Maria
stanie w obliczu nadprzyrodzonych zjawisk, które wymuszą na niej rozważenie
kwestii: czy pamięć
zawsze jest najważniejsza,
a może
jest ona właśnie przekleństwem?
Problem
tego opowiadania tkwi w samym pomyśle. Początkowo całość przypomina „Gothika”, jednak zabrakło porządnego,
mięsistego zakończenia. Od połowy Maria snuje się jakby nie
miała pomysłu na życie. Przyznam się, że nie do końca rozumiałam skąd w panie doktor taka, a nie
inna motywacja do działania
na rzecz czarownicy, która ostatecznie doprowadza do tragedii. Czy Maria jest
świadoma swojego czynu? Idea jaka jej przyświeca jest dla mnie niewyraźna. Zakończenie
nie przynosi odpowiedzi, ale też nie
stawia pytań. Jakie są więc wnioski z tej historii? „Zapisane” mogło być dobrą opowieścią grozy,
ale nie dźwignęło klimatu tylko w pewnym momencie stanęło i zamarło.
STRACH TNIE
GŁĘBIEJ, Arkadiusz Mielczarek [3]
Na koniec Histeria serwuje nam tekst Arkadiusza Mielczarka, którego celem jest naprowadzić twórców na dobrą drogę do przestraszenia czytelnika. Autor zaznacza, że to jedynie uwagi i jego własne metody, które stosuje pisząc, czy przygotowując sesję RPG. Rady, których udziela Mielczarek są trafne, ale bardzo trywialne.
Nie mogę zgodzić się z autorem tekstu w założeniu, że strachu nie da się zbadać. Użycie argumentu, że każdy boi się czegoś innego, czy porównania do największych zagadek, nie można wywnioskować, że pojecie jest nieprzeniknione. Strach można zgłębić zarówno jako proces biologiczny, psychiczny, ewolucyjny, a także element literacki, czy nawet w świetle filozoficznego pojęcia art-grozy. To oczywiste, że nie każdego wystraszymy w ten sam sposób, bo trudne jest wywołanie uczucia grozy, leku czy strachu, bez odpowiedniego bodźca. Gdy wiele lat temu przeczytałam „Filozofię horroru” N. Carroll, utwierdziłam się w przekonaniu, że jeśli zbuduje się utwór w oparciu o art.-grozę, nie ma możliwości na porażkę. Pobudzenie czytelnika uzależnione jest od wiedzy autora o emocjach, która ta z kolei musi być podparta warsztatem literackim. Trochę uprościłam tu pojęcie art.-grozy, więc zainteresowanych odsyłam do książki. Polecam również zapoznać się z pozycją Anity Has-Tokarz „Horror w literaturze współczesnej i filmie”, "Nadnaturalny horror w literaturze" H.P. Lovecrafta oraz „Dance macabre” S. Kinga, bo horror bez celu nie może straszyć, to nie zdarta płyta, która wciąż odtwarza ten sam schemat. Pisarz, który nie zgłębi natury grozy w jej wielości aspektów, nie napisze dobrego opowiadania. Choć uwzględnić trzeba to, że horrory pisze się nie tylko po to by straszyć, czasem by brzydzić, czy szokować. Trzeba umieć obrać też drogę, więc problem nie zawsze polega na tym, że opowiadanie nie straszy, czasem jest sztampowe i nudne bo autor nie ma na nie pomysłu, a jest jedynie nieumiejętną kalką. W świecie grozy trzeba szukać nowych form wyrazu.
Nie mogę zgodzić się z autorem tekstu w założeniu, że strachu nie da się zbadać. Użycie argumentu, że każdy boi się czegoś innego, czy porównania do największych zagadek, nie można wywnioskować, że pojecie jest nieprzeniknione. Strach można zgłębić zarówno jako proces biologiczny, psychiczny, ewolucyjny, a także element literacki, czy nawet w świetle filozoficznego pojęcia art-grozy. To oczywiste, że nie każdego wystraszymy w ten sam sposób, bo trudne jest wywołanie uczucia grozy, leku czy strachu, bez odpowiedniego bodźca. Gdy wiele lat temu przeczytałam „Filozofię horroru” N. Carroll, utwierdziłam się w przekonaniu, że jeśli zbuduje się utwór w oparciu o art.-grozę, nie ma możliwości na porażkę. Pobudzenie czytelnika uzależnione jest od wiedzy autora o emocjach, która ta z kolei musi być podparta warsztatem literackim. Trochę uprościłam tu pojęcie art.-grozy, więc zainteresowanych odsyłam do książki. Polecam również zapoznać się z pozycją Anity Has-Tokarz „Horror w literaturze współczesnej i filmie”, "Nadnaturalny horror w literaturze" H.P. Lovecrafta oraz „Dance macabre” S. Kinga, bo horror bez celu nie może straszyć, to nie zdarta płyta, która wciąż odtwarza ten sam schemat. Pisarz, który nie zgłębi natury grozy w jej wielości aspektów, nie napisze dobrego opowiadania. Choć uwzględnić trzeba to, że horrory pisze się nie tylko po to by straszyć, czasem by brzydzić, czy szokować. Trzeba umieć obrać też drogę, więc problem nie zawsze polega na tym, że opowiadanie nie straszy, czasem jest sztampowe i nudne bo autor nie ma na nie pomysłu, a jest jedynie nieumiejętną kalką. W świecie grozy trzeba szukać nowych form wyrazu.
Smuci
mnie również, że po raz kolejny czytam tekst, w którym ktoś naprzemiennie używa
słów „strach’ i „lęk” – w języku potocznym nie ma wyraźnej
granicy miedzy nimi, jednak psychopatologia rozróżnia je, jako stany odmienne,
a mówiąc o horrorze powinniśmy je również oddzielać ze względu na wewnętrzność
lub zewnętrzność, która będzie determinować bohatera. Sama natura lęku jest
niezwykle trudna w zrozumieniu, dlatego polecam książkę starą, ale jarą: Antoni Kępiński "Lęk".
Teraz
pora zapytać: jeśli horror nie ma przekraczać granic, to po co on w ogóle jest? I tu
dochodzimy do kości niezgody :) Z całym szacunkiem, do dorobku i umiejętności
Pana Arkadiusza Mielczarka, ale w jego tekście jedynymi wartościowymi
elementami są krótkie porady, gdzie szukać inspiracji i co najważniejszego
zawrzeć w tekście. Choć to jedna strona medalu, bo nie wystarczy wiedzieć co,
ale jak to zastosować, by zadziałało. „Strach
tnie głębiej” można przeczytać na koniec, ale jak ktoś sobie odpuści, to
też niewielka strata. Po wielkiej wyobraźni autora oczekiwałam bardziej
inspirującego i porywającego tekstu.
HISTERIA IV
Czwarty numer Histerii przyniósł mi na swoich łamach wspaniałe opowiadania: „Tuż obok piekła”
Ł. Radeckiego oraz „Czarna wódka” A.
Nowakowskiego. Z kolei A. Zwoliński zaciekawił mnie „Kompostem”, do którego chętnie przeczytałabym ciąg dalszy. Wydaje
mi się, że w tej historii tkwi iskra, którą warto rozniecić. Nie można
zapomnieć też o klimatach wrześniowych, a je doskonale realizują „Mali powstańcy” A. Kwiatkowskiej. „Metamorphosis” K. Mikołajczyka jest wisienką na torcie - wielkie zaskoczenie i wspaniały horror,
więcej takich histerii. Zachęcam szczególnie do lektury tych opowiadań. Poza tym, magazyn jak zwykle zaserwował nam różnorodną mieszankę literacką, o zróżnicowanym poziomie. Kolejny świetny numer. Cieszy mnie, że Histeria zaczyna wprowadzać inne formy literackie. Felieton, czy artykuł bardzo ożywia całe pismo. Oczekuje w kolejnych trochę więcej takiej rozrywki.
Na koniec kilka słów o samym głosowaniu podczas którego czytelnicy wybierają najlepsze ich zdaniem opowiadanie numeru. Jak widać, niekoniecznie wygrywają najlepsi :) Ja gratuluję moim faworytom, bo sprawili, że numeru jest jednym z najlepszych. Reszta spisała się dobrze, poprawnie lub nijako, ale to już podobno kwestia gustu, jak twierdzi Pan Mielczarek...
Na koniec kilka słów o samym głosowaniu podczas którego czytelnicy wybierają najlepsze ich zdaniem opowiadanie numeru. Jak widać, niekoniecznie wygrywają najlepsi :) Ja gratuluję moim faworytom, bo sprawili, że numeru jest jednym z najlepszych. Reszta spisała się dobrze, poprawnie lub nijako, ale to już podobno kwestia gustu, jak twierdzi Pan Mielczarek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz