sobota, 11 kwietnia 2015

[R] Coś na Progu po raz dziesiąty!


Gdy COŚ pojawił się na moim progu niezmiernie się uradowałam, bo niby czemu nie miałabym się cieszyć.  W końcu to jubileuszowy numer, w którym czekają aż 152 strony artykułów, felietonów, opowiadań oraz temat numeru - tym razem to szaleni naukowcy. 

Coś Na Progu #10  to wyjątkowy numer, gdyż pojawił się także w wersji elektronicznej i jest dostępny za darmo. Redakcja zapowiedziała, że od tej pory CNP zawsze będzie pojawiać się w dwóch odsłonach. Nie należy więc obawiać się o tradycyjną opcję, gdyż będzie ona dostępna w dobrych sklepach internetowych. Więcej informacji na ten temat można uzyskać na blogu Coś na Progu  lub jego fanpage'uW takim razie, macie ochotę na jakiś szalony eksperyment? Zajrzyjmy więc do środka numeru...


Niemal na samym początku pojawia się artykuł Pauliny Anackiej, który porusza istotny temat dotyczący marginalizacji wojny japońsko-chińskiej, a właściwie dokonywanych w jej czasie zbrodni. To kwestia, która do dziś objęta jest zmową milczenia, ze względu na immunitet udzielony zbrodniarzom wojennym  przez Stany Zjednoczone, w zamian za wyniki badań prowadzonych w japońskiej jednostce 731. Jednostka ta powstała w pobliżu miasta Harbin i miała być ośrodkiem badawczym, mającym na celu przeciwdziałać epidemiom oraz oczyszczać wodę. W rzeczywistości w tym potężnym kompleksie badano wykorzystanie broni biologicznej. Zajmowano się również badaniami nad naturalnymi reakcjami organizmu na ból, zagazowanie, dekompresje, środki chemiczne, odmrożenia, amputacje, narkotyki: „wyciągano więźniowi żołądek, aby następnie połączyć jego przełyk bezpośrednio z jelitami; dokonywano amputacji kończyn, które potem przyszywano z drugiej strony i obserwowano, czy się zrosną” /s 32/. Testowano na ludziach broń palną, granaty, miotacze ognia. Naukowcy ośrodka wspinali się na wyżyny okrucieństwa by poznać całą prawdę o ludzkim ciele. Ciężko nazwać ich jednak szalonymi, czy niepoczytalnymi, gdyż z pełną świadomością dokonywali czynów dążąc do konkretnych celów. Ich wyniki badań znalazły potem szerokie zastosowanie. Artykuł Pauliny Anackiej to doskonała okazja na nadrobienie zaległości z mrocznej historii ludzkości.


W numerze poświęconym szalonym naukowcom, nie mogło zbraknąć doktora Moreau. Adriana Siess omawia sylwetkę tego bohatera literackiego oraz wszystkie filmowe adaptacje powieści. Moreau jest naukowcem stworzonym przez Herberta George’a Wellsa, który wykreował postać po to, by reprezentowała jego poglądy zawarte w eseju „The Limits of the Individual Plasticity”. Z tego powodu doktor Moreau głosi hipotezę, że „każde zwierze może egzystować po przeprowadzeniu w nim szeregu chemicznych i chirurgicznych modyfikacji, nawet jeżeli biologicznie zupełnie przestanie przypominać swoją pierwotną formę. (…) zmianie ulegnie jedynie fizyczna powłoka, natomiast kod genetyczny pozostanie taki sam (…)” /s40/. Tak rodzi się potworna wizja zwierząt przekształcanych w ludzi na odległej wyspie rządzonej przez szalonego naukowca. Mroczna klasyka, którą trzeba znać, choćby dlatego, że postać doktora wciąż inspiruje. Jej echa odnajdzie się w grze „Far Cry” czy „Vivisector: Beast Inside”.



Moją uwagę przyciągnął także tekst, który stworzył Kamil Dachnij. Na podstawie filmu Johna Carpenera „They Live” omawia on kontrowersje jakie zrodziły się wokół rządów Ronalda Reagana zwanego aktorem-prezydentem. Dachnij twierdzi, że "Oni żyją" to "fantastyczny melanż satyrycznego science-fiction z twardym, męskim kinem akcji" /s 54/. Oczywiście jak najbardziej ma rację, pod warunkiem, że odbiorca zna kontekst prezentowanych w filmie wydarzeń, dlatego warto zapoznać się z artykułem "Carpenter w zwierciadle satyry" i ponownie obejrzeć film, by mógł on wybrzmieć jako rasowy polityczny horror.


Paweł Iwania skradł moje serce Toksycznym Mścicielem. Jeśli jeszcze ktoś nie wiem kim jest ten zmutowany i wyjątkowo brutalny superbohater, koniecznie powinien o nim poczytać, a potem zobaczyć go w akcji.  Jego przygody uwieczniła na taśmie legendarna wytwórnia Troma. „The Toxic Avenger” to połączenie niskobudżetowego filmu erotycznego z niskobudżetowym horrorem, czyli piękne kobiety i ich piersi, do tego czarny humor, groteska oraz latające z impetem wnętrzności – i jak tu nie kochać  Toxic Avengera.

Jeśli któryś z poruszonych tematów was zaciekawił, przypominam że COŚ #10 można poczytać za darmo w formie elektronicznej. Do poprania po kliknięciu na poniższy link. 


Ostatnimi czasy, wokół pisma narosła warstewka kontrowersyjnych tematów. Cóż, bywa i tak. Pismo swoją treścią zawsze jednak będzie bronić się samo, bo COŚ nie jest dziełem jednego człowieka, ale golemem ulepionym z gliny różnych osób. Magazyn Coś na Progu to zawsze bardzo dobrze napisane artykuły, ciekawe felietony oraz intrygujące opowiadania, a wszystko w cieszącej oko pulpowej oprawie graficznej. Za największą zaletę pisma uważam doskonałą proporcję między publicystyką. Opowiadania stanowią tylko 1/3 całości magazynu. Plaga opowiadań nie zalewa tu stron, a stanowi smakowity dodatek i tak właśnie powinno być . Deser nie powinien dominować nad daniem głównym, a nim w Coś na Progu zawsze jest wiedza oraz odkrywanie nowych stref tematycznych. Miłośnicy weird fiction, horroru, kryminału, sci-fi oraz fantastyki zawsze znajdą tu coś dla siebie. O tym, co jeszcze można przeczytać w najnowszym numerze Coś na Progu #10 możecie poczytać także po drugiej stronie lustra, gdyż Alicya Oss ewidentnie poleca i chwali COŚ zupełnie innego. Zerknijcie

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz