E. Dębski, "Moherfucker. Hell-P" Piaskun 2014 |
"Ni chuja nie rozumiesz! - prychnął - Ale nie winię cię. Tak naprawdę to nikt wszystkiego do końca nie rozumie." /s 35/
"Nie wiem, ale wyczuwam podniecenie." /s 217/
BEFORE WE PACKED OUR PACK
Czasem w życiu sprawy idą po prostu źle. Czasem dzień zaczyna
się już źle, szczególnie gdy słyszy się słowa: „Kamil, stary cię bierze. Chyba zjebka,”. Cóż, tym razem zjebki nie było, ale coś na kształt przymusowego urlopu, który
okazał się tak naprawdę pracą, ciężką pracą, czyli taki jakby
awans, w jeszcze większe gówno niż się jest do tej pory. Kamil poczuł, że właśnie został sam, bez posiłków, a w każdej chwil ktoś może go wydymać. Jak to mówią: nie fajna sytuacja.
Od tego momentu nie miał już wyjścia, był zdany na tajemniczego, zagranicznego przełożonego. Coś tu ewidentnie cuchnęło, ale czasem nie ma sensu zadawać pytań, bo i tak nie otrzyma się na nie odpowiedzi. Trzeba spakować walizki i pogodzić
się ze swoim losem.
Jerry Wilmowski, Amerykanin polskiego pochodzenia, zostaje
nowym szefem Kamila. I już na spotkaniu organizacyjnym wyjawia sedno sprawy. Przybył do Polski, bo prowadzą tu ślady bardzo niebezpiecznej sekty, która jeśli znajdzie podatny grunt jest trudna do wykorzenienia i
dodatkowo bardzo niebezpieczna – chodzi rzecz jasna o sektę Cthullu. W tym
momencie nie jedna osoba zapewne zakrztusiłaby się herbatą, ale nie Kamil
Stochard. Nie uwierzył, ale przyjął do wiadomości.
plakat promujący serie Moherfucker, Piaskun |
I SHOT A HOLE THROUGH
źródło: okultura.cz |
Guimony są
potężne, ale potęgi swojej nie wykorzystują. Starcia z nim w książce są bardzo
słabe. Choć jest jedna świetna scena zabijania „jaszczura”, która faktycznie ma krwawy
smaczek, ale poza nią wszyscy wolą się strzelać. Mało jest kontaktowej walki,
która mogłaby wygenerować dobre horrorowe sceny, dlatego wielbiciele mocniejszych
wrażeń niewiele znajdą tu dla siebie. Guimony mają potencjał by czynić zło, a
wciąż tylko przemykają uliczkami i ograniczają się do zasysania emocjonalnej energii. Chyba, że faktycznie ssanie miałoby
być ich główną funkcją, bo jako przedstawiciele Przedwiecznego zła, słabo sobie
radzą. Za to na ich tle Kamil Stochard wypada jako wielki człowiek, który być może wyciągnie pogromców Cthullu z impasu
bezcelowej walki. Przyznaje,
że trochę nie spodobało mi się to, że Dębski wyciągnął potwory z ich
naturalnego środowiska i wsadził gdzieś, gdzie tracą swój potencjał i przestają
wywoływać grozę. Prawdziwego Cthullu jest tu jak na lekarstwo, za to pospolitych
przestępców, na pęczki. Ale taki już chyba urok fan fiction.
BANG! BANG!
źródło: www.abovetopsecret.com |
Pomówmy jednak o atutach tej powieści. Na fakt, że od historii Kamila trudno się oderwać, wpływają dwa czynniki: dobry ostry humor i szybka
akcja. Autor naprawdę uraczył swoich czytelników kilkoma naprawdę odjechanymi scenami oraz pomysłami. Głównie bywa więc zabawnie i sensacyjnie, choć czasem robi się też zimno, mokro i nieprzyjemnie (szczególnie
gdy zabita babcia wcale nie była guimonem). "Moherfucker. Hell-P" to książka, którą czyta się dla
dobrej zabawy, a ta bazuje nie tylko na akcji i humorze, ale także na licznych odwołania do niedawnych wydarzeń
politycznych i społecznych oraz utworów literackich oraz filmowych. Cieszy również to, że Dębski, mimo iż nie wyposażył swoich bohaterów w zbytnią głębie psychologiczną, pozwolił im choć konkretnie przeklinać. Ludzie
nie doceniają tej formy wyrazu, podobnie jak krytyczno-satyrycznego poczucia humoru, którego jest tu również sporo. Książka może więc albo szalenie się spodobać, albo niemiłosiernie nudzić - może bawić lub drażnić.
THE END
"Moherfucker. Hell-P" jest
mieszanką urban fantasy ze zlepkiem sensacyjno-kriminalnym i nutką fantastyki. W pewnym momencie czytania przyszło mi nawet na myśl, że Kamil i Jerry mogliby zostać takimi polskimi "Supernatural"
:) Książka Dębskiego odciągnęła mnie od wieczornego oglądania przygód Deana i Sama, dlatego uważam, że jest świetną propozycją na relaksujący czytelniczy weekend - poczucie humoru, wartka akcja i niezobowiązująca lekkość historii. Myślę, że jeśli podejdzie się do "Moherfucker. Hell-P" bez wygórowanych
oczekiwań, spełni ona swoją rozrywkową funkcję. W końcu bang! bang! zapowiada zarówno dobry początek jak i dobry koniec. Ja na pewno sięgnę po kolejną część cyklu Moherfucker, bo dobrze się bawiłam i jeśli znów będę miała ochotę na chwileczkę zapomnienia, Dębski będzie idealny.
W powieści pada pewne fundamentalne pytanie: czy to dobre, czy źle , że w naszych czasach już nikt tak nie pisze jak Lovecraft, czy
Chandler? I to dobre
pytanie. Tym, co oczekiwaliby po powieści Dębskiego klimatów Lovectraftowskiego
Cthullu, tu tego nie znajdą. Powieść nie ma aż tak wygórowanych ambicji w stosunku do siebie samej. Dębski, jako diler rozrywki, dobrze się spisuje proponując czytelnikowi amerykańską akcje z polskimi
dialogami, w których nie może zabraknąć soczystych wulgaryzmów i solidnej dawki
poczucia humoru. Książka, mimo swojego rozrywkowego charakteru, potrafi
wzbudzić w czytelniku pewien dziwny niepokój, drobne drganie w środku, że przez
chwilę człowiek pomyśli o sobie, ze może być jak ta mała brzegowa pętelka, niczego nieświadoma...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz