sobota, 28 lutego 2015

[R] Anielska jesień w świetle diabelskiego księżyca – „Srebrny księżyc nad Providence” #1


Eric Herenguel, "Srebrny księżyc nad
Providence. Dzieci otchłani", tom 1
Taurus Media 2013
Jest rok 1880, do Providence, w stanie New Hampshire, przybywa młoda dama o płomiennych włosach. Panienka Gatling przyjechała aż z Waszyngtonu, by dokonać inwentaryzacji majątku zmarłego niedawno tutejszego stolarza. Na miejscu okazuje się, że zarówno w jego domu, jak i księgowości panuje totalny chaos, a taki stan rzeczy oznacza dla Cathy o wiele więcej pracy, niż przypuszczała. Dni szybko płyną na mozolnej pracy, ludzie w miasteczku są mili, a noce w tak pięknej okolicy urzekają, szkoda tylko, że nie przynoszą ukojenia. Miss Gatling zaczynają dręczyć dziwne koszmary, w których widzi tajemniczą bestię. Jej wizja jest niewyraźna, ale intuicja podpowiada jej ukryty sens.  Wkrótce w miasteczku zaczynają ginąć kolejni ludzie.


RUDOWŁOSA PIĘKNOŚĆ I PIES

Cathy jest kobietą niezwykle piękną i do tego niezależną. Zawodowo zajmuje się wyceną majątku, dużo podróżuje wykonując różne zlecenia. Ma silną elektryzującą osobowość, jest pewna siebie, a zarazem bardzo delikatna i pełna wdzięku. Jest przyjaźnie nastawiona do otaczających ją ludzi i nowego miejsca, zachowuje się jakby zawsze tu mieszkała. Z drugiej strony cały czas jest czujna, rozgląda, obserwuje wszystko co dzieje się wokół. Trochę dziwne się wydaje, że damę z wielkiego miasta interesuje śmierć jakiegoś chłopa. Nie tylko to jest dziwne. Wkrótce  okazuje się, że inni mieszkańcy też skrywa swoje własne tajemnice.

Spokojne miasteczko, jesień w tle i buszujący w lesie potwór.
Ach, czego chcieć więcej.
U boku rudowłosej piękności często można zobaczyć miejscowego szeryfa Jamesa Stuarda - mężczyznę bardzo konkretnej budowy i wzrostu, oczywiście kowbojsko przystojnego, który dba o spokój w tym małym miasteczku. W obecności Cathy, James zachowuje się bardzo szarmancko, widać też w jego zachowaniu lekkie zagubienie i nieśmiałość. Piękna niezależna kobieta z wielkiego miasta i prosty szeryf z małego miasteczka stanowią dobraną parę rodem z Archiwum X: badają tajemniczą śmierć miejscowego, z którą wiąże się sporo niewyjaśnionych zjawisk i zbiegów okoliczności, w tym okaleczanie bydła. Komiks pełen jest tajemnic, sama Cathy najwyraźniej nie jest tym, za kogo się podaje, miejscowi robią jakieś dziwne aluzje, a podejrzanie mroczny Indianin wciąż zerka na rudowłosą piękność.  

Jest jeszcze jedna postać, która wyróżnia się na tle pozostałych – pies, który wabi się Napoleon. Po śmierci Spencera trafia pod opiekę szeryfa. Co w nim takiego wyjątkowego? Napoleon to uosobienie kundelkowatości: w każdej scenie jest zabawny, nieco głupiutki i aż za bardzo kochany. Nie grzeszy urodą, ale to niezwykle pocieszne stworzeni. No i wiadomo, że kobiety uwielbiają mężczyzn z psami ;) 

PYŁ SPIJA ICH KRWAWE ŚLADY

Nie, to nie jest słodziak Napoleon, to mi wygląda na kota...
W całej historii najbardziej dziwi to, że antagonista zostaje ujawniony już na dwunastej stronie, gdzie autor poprzez retrospekcję ukazuje śmierć stolarza Spencera. Potwór stoi przed jego domem w całej swojej mrocznej okazałości. Fakt takiego ujawnienia nie odziera go z tajemniczości, bo to, że wiemy jak wygląda, niewiele o nim samym mówi. Tajemnicza istota (lub istoty, bo tego do końca nie wiadomo) błąka się po bezkresnych lasach wokół miasteczka. Piękne jesienne liście spadają powoli z drzew na ziemię, gdzie pył spija krew brutalnie zmordowanych mieszkańców Providence. Antagonista jest milczącą bestią, wykonującą tylko sobie znany plan.


ANIELSKA JESIEŃ W ŚWIETLE DIABELSKIEGO KSIĘŻYCA

Providence to urocze, spokojne i przytulne miasteczko. Jego sielska malowniczość nie zapowiada koszmarnych wydarzeń, które już wkrótce mają się dokonać. Tam jednak, gdzie są sami pobożni mieszkańcy, kryje się najwięcej grzeszników. Czasem łatwo pomylić bramę do nieba, z bramą do piekła, w końcu każde drzwi otwierają się w dwie strony.

Dobra sekcja zwłok, nie jest zła.
Akcja pierwszego tomu „Srebrnego księżyca nad Providence” toczy się u schyłku lata. Eric Herenguel oczarował mnie swoja wizją malowniczego początku jesieni, który eksploduje feerią ciepłych odcieni czerwieni, żółci i brązu.  Słońce przebija się przez korony drzew, a wieczorem przytulny klimat tworzy kominek i lampy naftowe, prawdziwy urok małych miasteczek. Choć czasy jakieś takie niepewne, to okolica urzeka – jak Ania z Zielonego Wzgórza i Dr. Quinn razem wzięte. Providence to miejsce w którym chcielibyśmy się znaleźć: spokojne, oddalone od zgiełku miasta, rodzinne. Jak zawsze, jest także przerażająca strona sielskiej osady bowiem mieszkańcy Providence chcą wierzyć w Boga, ale o pomoc modlą się do Diabła. 

Herenguel operując światłem i mgłą/dymem buduje przestrzeń świata przedstawionego. Dzięki temu nie czytelnik nie ma poczucia klaustrofobii wynikającej z tak małej społeczności, a wręcz odwrotnie – rozmyte kontury przedmiotów otwierają przestrzeń, ukazują jej ogrom, a zarazem uświadamiają, że wiele jest jeszcze ukryte i być może nigdy nie będzie ujawnione.  Kolory są ostre, czyste, a ich wyrazistość jest łamana właśnie kontrastowym światłem. Ciemne barwy nie są przeszywająco mroczne lecz miękkie i ciepłe. Wiele elementów przedstawione jest bardzo realistycznie, choć niekoniecznie pieczołowicie. Słusznie można doszukiwać się inspiracji Herenguela nurtem prerafaelickim w sztuce. Kompozycja całości jest bowiem oparta na naturalizmie, a jednocześnie na religijnej moralności i mistycznych symbolach (tutaj akurat pojawiają się nawiązania do Lovecrafta oraz Zakonu Templariuszy). Widać to również w przedstawieniu świata zewnętrznego, natury, która zachowuje swoje pierwotne cechy.




DZIECI OTCHŁANI

Przez całą historię autor zachowuje pewne rzeczy w tajemnicy. Odsłania jej elementy powoli, tak by czytelnik mógł delektować się jej smakiem. Herenguel doskonale panuje nad akcją, potrafi również płynnie przejść z jednego nastroju do zupełnie innego. Schematy postaci są wzięte wprost z westernu: proste, charakterystyczne i przewidywane, ale to wcale nie przeszkadza. Herenguel tworzy filmowy miraż, któremu w pewnym momencie czytelnik ulega. Nagle przestajemy czytać komiks, a zaczynamy oglądać film. Na sam koniec, autor w tej kwestii puszcza do czytelnika oko. Ostatnia strona stanowi przemiły gest z jego strony. Taki element zawsze mi się podoba w komiksach japońskich, gdzie rysownik pisze lub maluje coś dla fanów, często nawet na marginesie całej historii. 

Srebrny księżyc na Providence. Dzieci otchłani” autorstwa Erica Herenguela jest historią grozy osadzoną w filmowych realiach westernowych. Kilka elementów horroru, jakie znajdują się w komiksie, stanowi doskonałe uzupełnienie całości. Przemocy jest niewiele, ale za to jej pojawienie się jest uzasadnione. W końcu groza nie może obejść się bez odrobiny konkretnej brutalności. Komiks przedstawia historię, która rozśmieszy, zaciekawi, sprawi, że  damy się uwieść wiszącemu w powietrzu romansowi, poczujemy grozę i zostaniemy moralnie skarceni. Do tego nie brakuje w niej sympatycznych postaci, które polubimy. Po przeczytaniu tomu pierwszego, przeczuwam, że ta historia może mieć ukryte dno i jeszcze zaskoczy swoim zakończeniem. 










KLAK? Nie, BANG! BANG! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz