Natalia wydaje się być w
najlepszym momencie swojego życia. Rozwiodła się, przeprowadziła, została
freelancerką i romansuje z młodszym od
siebie mężczyzną.
Uciekła z miasta na wieś, do „Emilówki” – domu tak samo wspaniałego, jak
pełnego wspomnień o dawnym partnerze. Nie mieszka jednak sama, jest z nią
Łukasz, młody i zabójczo przystojny miejscowy chłopak. Cisza i intymność domku na
odludziu stanowi cudowne miejsce na pracę nad artykułami i książką, jaką
zamierza napisać. Miejscowość jest cudnie relaksująca, a kochanek namiętny. Z
czasem sielski spokój zostaje zakłócony przez tajemnicze wydarzenia. Natalia
zaczyna cierpieć z powodu nocnych koszmarów, a ludzie wokół niej stają się
jacyś dziwni. W wkrótce dochodzi do kilku brutalnych i niewyjaśnionych zdarzeń.
"EMILÓWKA" MOICH WSPOMNIEŃ
Okolice Bielska-Białej,
mała malownicza wieś, gdzie ludzie żyją spokojnie. To niczym raj na ziemi pozwalający
cieszyć się pięknem prostych czynności dnia codziennego. „Emilówka” jest miejscem, w
którym chciałoby się być. Wokół cisza i przepiękny las. Natalia przyjeżdża
tutaj, bo po pierwsze musi poukładać sobie w głowie pewne sprawy z przeszłości,
po drugie chce się skupić na pracy. Jest kobietą nowoczesną, o określonych
potrzebach i celu w życiu. Jest również zadziorna, lubi przeklinać i rzadko zmienia
zdanie. Jako wolny strzelec realizuje się na polu dziennikarskim oraz pisarskim. Wydawałoby się, że emanuje od niej pewność siebie, jednak w środku to kobieta pełna wątpliwości, bowiem czas nie jest tak łaskawy dla
kobiet tak, jak dla mężczyzn; kwiat młodości szybko więdnie pozostawiając brak
pewności siebie i cellulit. Ale przecież Natalia ma młodego kochanka Łukasza,
więc nie powinna narzekać. Ciężko jest odróżnić moment, w
którym kończy się zabawa, a zaczyna związek - miłość bywa ulotna jak pocałunek, szczególnie, gdy wciąż myśli się o byłym
partnerze, Emilu. Natalia powoli zaczyna odsłaniać przed czytelnikiem swoją
przeszłość, twarda skorupa pęka odsłaniając poważne emocjonalne problemy.
Natalia zaczyna być coraz bardziej nerwowa i podejrzliwa, tym bardziej, że mieszkańcy zaczynają się dziwnie zachowywać, a w okolicy znika dziewczyna, która
przyjechała na wakacje z rodzicami, do tego ktoś podpala dom jednego ze starszych
mieszkańców wsi. Nawet matka Łukasza zdaje się być coraz bardziej agresywna. Podczas wyprawy do lasu Natalia odnajduje dziwne wypalone w trawie kręgi. Aneta, ciężarna
sąsiadka bohaterki zwierza jej się, że czuje niepokój i słyszy głosy. Sama
Natalia zauważa, że czasem nie potrafi sobie przypomnieć, co robiła przez kilka
godzin. Z odpowiedzią na tej dziwaczne wydarzenia przychodzi Maciek, mąż Anety, który opowiada
niewiarygodną historię z czasów, gdy we wsi szalała cholera.
BORUTA i ONI
Powieść „Oni” początkowo
jest obyczajowa, dopiero z czasem dostrzega się w niej pewne odrealnienie i
wynaturzenie elementów świata przedstawionego. Poczucie dziwności, nielogiczności pogłębia się w miarę rozwoju fabuły. Zakończenie przynosi
jednak odpowiedź na wszystkie pytania, a przede wszystkim stanowi remedium na wszelkie nielogiczności w całej historii, co można uznać za sprytny zabieg ze strony autorki.
Jedną z dość dziwnych postaci w powieści jest demoniczny kot o imieniu Boruta. Koty są wyjątkowymi zwierzętami i wydaje mi się, że Haber nie do
końca wykorzystała tkwiący w nim potencjał, dlatego Boruta jest jedynie miłym dodatkiem,
jak broszka przy szalu, ale nic więcej. Podobnie jest z innymi anomaliami pojawiającymi się w powieści. Boruta to kot, który przybłąkał
się do „Emilówki”. Właściwie można powiedzieć, że wybrał sobie Natalię na
opiekunkę.
Przynajmniej tak to wyglądało. Ich relacje jednak można określić jako dość
chłodne. Nie ma głaskania, łaszenia się, okazywania uczuć, właściwie jest
głównie karmienie. Kot błąka się i obserwuje, pojawia i znika kiedy chce, a
Natalia wcale się tym nie przejmuje. Oczywiście do pewnego momentu, aż Boruta
okazuje się być wyjątkowy stworzeniem, choć w dość negatywnym sensie: „Boruta przyglądał mi się z parapetu.
Wydawał się obojętny, zupełnie niezainteresowany sytuacją, czułam jednak, że w
głębi swojej kociej duszy ochoczo przyklaskuje ewentualnej zbrodni.” /s
122/
W powieści są też
oczywiście antagoniści. Zło czające się i przejmujące kontrolę nad umysłami mieszkańców
jest tu nieokreślone, aż do momentu ujawnienia pewnych wydarzeń sprzed wielu
lat. Jako
antagoniści ONI są dość nieobecni, przemykający, stanowią bardziej część snu,
niż jawy. Widać ich oddziaływanie, to jak ludzie zachowują się pod ich
wpływem, ale sami pozostają w cieniu drzew. Jedynie Boruta jest mocnym przejawem ich
istnienia, choć nie wiadomo czy w kontekście zakończenia, o jakimkolwiek istnieniu
można mówić. ONI są niezwykle eteryczni i wydaje mi się, że może trochę
za bardzo, bo nie budzą przez to grozy. Momentami pewne wydarzenia z nimi
związane są wręcz śmieszne, groteskowe. Niestety nie wszystko można wytłumaczyć niejednoznacznością, na którą tak stawia Haber.
Natalia, jako protagonistka przejawia przez większość historii bardzo małe zainteresowanie
zgłębianiem tajemnicy dziwnych wydarzeń. Snuje domysły,
ale właściwie nie specjalnie działa by coś odkryć. Jest także Maciek, mąż
Anety, sąsiad Natalii, który początkowo wydaje się strasznie zaangażowany w
ujawnienie tajemnicy, ale szybko jego zapał gaśnie, ustępując miejsca
zrezygnowaniu i poczuciu bezradności wobec ogromu potęgi "tych, którzy pragną
zemsty". Natalia jest sceptyczna wobec poglądów Maćka i na wszystko ma
przygotowane racjonalne wyjaśnienie. Przyznam się,
to dziwne, gdy bohater powieści grozy nie jest tym, który nieustannie dąży do
odkrycia tego, co pogrążone w tajemnicy. Nie dane jest nam więc odkryć
prawdziwej natury zła i przyczyn wydarzeń. Historia pozostaje rozmyta niczym sen
tuż po przebudzeniu, ale taki chyba było właśnie zamierzenie autorki. Zakończenie niczym kot ociera się o nasze nogi przez co łatwo jest upaść.
SENS OSTATNICH SŁÓW
„Oni” to debiutancka powieść Olgi Haber, która jest dziełem
posiadającym tyle samo wad, co zalet. Autorka wybiera dla swojego utworu formę
retrospekcji oraz kończy historię otwartym zakończeniem, co głównie przyczynia się do enigmatycznego znaczenia powieści. Stosuje prosty i częsty w powieściach grozy zabieg. Momentami przestaje jednak panować nad tym, co sama chce wykorzystać. Fabuła jest
wielowątkowa i wzbudza zainteresowanie, jednak wątki nie są rozwijane, często
gasną gdzieś jakby zapomniane, co ewidentnie rozczarowuje. W końcu czytelnik
powieści grozy, to czytelnik łaknący wiedzy o nieznanym, a tego tu zabrakło. Za to można się zachwycić językiem autorki, który urzeka plastycznością, a to bardzo pobudza wyobraźnię. Haber nie daje się jednak ponieść chwili w opisach świata
zewnętrznego, które jak na powieść grozy są zbyt ubogie. Nie jest nam dane poczuć
piękna lasu, ani zła jakie się w nim czai, zabrakło więc rozbudowanego nastroju. „Oni” są
powieścią pozbawioną wartkiej akcji. Autorka skupia się głównie na dialogach,
monologach i wewnętrznych przeżyciach bohaterki. Dialogi
miedzy bohaterami są wiarygodne, lekkie, ale dyskusje szybko się urywają, a tym
samym niewiele wnoszą. Świat zewnętrzny jest
drugoplanowy i nie jest przez bohaterkę eksplorowany. Mamy poczucie, że czas w
dziele upływa, ale nie potrafimy określić czy pewne wydarzenia dzieją
się dnia następnego, czy nie. Problem
nie polega jednak na niedookreśleniu świata przedstawionego, ale na tym, że
czytelnik nie ma ochoty precyzować go i dopełniać własnymi wyobrażeniami, bo
właściwie historii nie wydaje się to potrzebne. Haber zamiast stymulować, rozleniwia czytelnika. Niestety cierpi na tym groza. Motywów
grozy w powieści jest niewiele, co trochę dziwi. Te, które są ewidentnie sprawiają wrażenie wymuszonych i dość niezgrabnie wplecionych w całość. Poruszana przez autorkę tematyka mogła zostać bardzo ciekawie rozwinięta i uwiarygodniona, jednak materiał
tematyczny, jaki zawarła w swoim dziele Haber, jest dość szczątkowy. Folklor to przecież studnia bez dna, z której można
czerpać garściami, podobnie z motywami sci-fi, a czytając „Oni” niewiele jest nam dane się dowiedzieć i przemyśleć. Całość powieści nie niesie ze sobą żadnego przesłania,
ostrzeżenia, iskierki idei jakowejś, która mogłaby dźwięczeć w naszej głowie jeszcze długo po skończeniu czytania. Sens
wyłania się dopiero wraz z ostatnim zdaniem: gdzie się nie spojrzy, wszędzie
jakiś koszmar, tylko że czasem trudno się zorientować czy jest częścią snu, czy
jawy. To trochę za mało i za łatwo, by mnie przekonać. Nie da się jednak Haber odmówić warsztatu literackiego, bo powieść czyta się miło i mimo wad jej szczegóły zapadają w pamięć. Jedynym rozczarowaniem jest tu brak prawdziwej grozy. Choć może nie do końca o to właśnie autorce chodzi...
ON I ONI W DOMU NA WYRĘBACH – powieść
grozy
„On”, „Pan
na Wisiołach”, „Dom na Wyrębach” -
przywołane przeze mnie tytuły są powieściami grozy i z góry określają
czytelnikowi schemat, jakim będą się posługiwać (we wszystkich powieściach
jest on taki sam). Łatwo więc miedzy nimi
zauważyć analogie i określić, co zostało zrealizowane lepiej, a co gorzej. Nie
będę porównywać Haber do Kinga, bo to nie najlepszy pomysł. Dla mnie jej
miejsce to raczej półka z powieściami grozy Videografu gdzie stoi Darda, Henel
i Kulpa. Warto więc, w tym kontekście na nią spojrzeć.
We wszystkich powieściach
bohaterowie mają do dyspozycji ogromną przestrzeń do eksploracji i czas, by
działać. Natalia
mimo to nie zagłębia się w świat, nie wchodzi w znaczącą reakcję z przyrodą, a
to właśnie przyroda /świat zewnętrzny/ zawsze stanowi element budujący nastrój
w powieściach grozy (a w powieściach gotyckich jest nawet uosobiona). Niezapomniana w tej kwestii jest przyroda w powieści „On” Łukasza Henela. Opisy świata zewnętrznego zachwycają dźwięcznością, plastycznością i
„życiem” jakie tchnął w nie autor. To one budowały nastrój pod emocje, jaką czytelnik miał ostatecznie doznawać. Natalia nie wykorzystuje swojego wolnego czasu, by
zaszczepić nas w świecie przedstawionym. Nie zabiera czytelnika w głąb, tak jak Darda, żeby obserwować ptaki
(„Dom na Wyrębach” ), czy na
wycieczkę do lasu, by dać się ponieść ogromowi tajemnicy w nim tkwiącej. Natalia
biega po okolicy (ze dwa razy), ale z tego biegania nic nie winka, gdyby tego
nie robiła, nikt by nie zauważył. Choć mam wrażenie, że rozważania na w tym kontekście dbanie o linie wydają się dla autorki ważne. Haber nie weszła tak głęboko
w psychikę bohaterki, jak uczynili to Henel, Darda, czy Kulpa, którzy dogłębnie
poruszają czytelnika uczuciami jakie przeżywa postać w ich powieściach. Natalia
odkrywa się przed nami stopniowo, ale do zażyłości nie dochodzi, a po pewnym czasie, jej kobieca irracjonalność (schematyczna do bólu) staje się nawet dość
irytująca.
Czytając jej przemyślenia na temat swoich związków, miałam wrażenie jakbym oglądała
odcinek „Seksu w wielkim mieście”,
gdzie kochankowie są namiętni i pieprzą się ze starszymi od siebie kobietami
tak intensywnie i tak często, że te mdleją z rozkoszy. Nie mówię,
że seks mi w powieści przeszkadza, wręcz przeciwnie, jestem za, ale dlaczego jest taki trochę ukryty za firanką +14. Sceny, w których ledwo muska
się sutek to nie jest dobra propozycja dla koneserów grozy. Albo się pisze pełnokrwiste sceny erotyczne, albo się ich unika. Niestety Natalia jest jak papierowa wydzieranka: chaotyczna i niezrozumiała, a w momencie, gdy już zaczynała
mnie czymś ciekawić, powieść się skończyła. Henel, Darda i Kulpa wykorzystali
lepiej ogrom czasu jakim dysponowali ich bohaterowie, którzy myśleli, zwiedzali, prowadzili
wewnętrzne monologi, coś czytelnikowi pokazali, czymś zaintrygowali lub urzekli. Sztuką
jest, za pomocą bohatera, wzbudzać emocje u czytelnika.
Kolejna kwestia, która mnie zastanawia: dlaczego pełne przemocy i
krwi koszmary Natalii są ukryte przed czytelnikiem? Dlaczego autorka broni nam
przyjemności pławienia się w nich. Powieść grozy nie tylko ma mieć aromatyczny
klimat, ale i mięsiste kawałki, które konkretniej poczujemy między zębami.
Spójrzmy na klasyczną powieść gotycką „Zamek
Kaniowski”. Seweryn Goszczyński nie boi się pójść po
bandzie: brutalne gwałty, wisielec kołyszący się na drzewie, topielce w rzekach
i krew na murach zamku. Jakże miało dramatyczny byłby koniec Marka („Dom na Wyrębach”) bez symbolicznej
rany na piersi, jakże niewyrazisty byłby koniec powieści Henela, gdyby nie
polała się krew. Momentami miałam
wrażenie, że niestety Haber celowo unika tego typu scen, a tą którą
ostatecznie zawiera w swoim dziele (dźganie nożem) jest strasznie słaba, bez
wyraźnego napięcia, które powinno ją poprzedzać i bez wyraźnych emocji, które
powinny jej towarzyszyć.
Patrząc na grafikę z
okładki powieści oczekiwałam jakiegoś
koszmaru, tak się nie stało. W notce o autorce znajdziemy jednak informację
dotyczącą uwielbienia, jakim darzy pisarka Stephana Kinga. To może sporo
tłumaczyć, bo trudno ulec wrażeniu, że gdzieś tam słychać echa „Stukostrachów”, czy „Łowów snów”. King też nie ma wszystkich
swoich pomysłów genialnych i wiele jego książek to konkretne rozczarowania. Ja
za powyższymi tytułami nie przepadam, ale z tego co czytałam w Grabarzu Polskim#48, w wywiadzie przeprowadzonym przez Bogdana Ruszkowskiego, Olga Haber nie przepada za moją ulubioną książką Kinga „Mroczna połowa”, a to również dużo wyjaśnia :) Oceniając powieść "Oni" należy również pamiętać o tym, że Katarzyna Misiołek pisze powieści dla kobiet i znakomicie jej to idzie. Kontekst twórczości ma tu znaczenie, bowiem "Oni" to właśnie powieść grozy dla kobiet, szczególnie takich, które koneserami gatunku nie są, a szukają jedynie odmiany.
SEN O ŻYCIU NIE KONIECZNIE MUSI BYĆ
KOSZMAREM
Książka nie spowoduje, że obudzimy
się pośrodku prawdziwego koszmaru, ale znajdą się tacy, którym się spodoba. Haber ma pomysł na połączenie powieści grozy z literaturą kobiecą. Oby jej się udało dopracować bardziej to połączenie, bo może się ono okazać naprawdę strzałem w dziesiątkę. Książka nie porwie więc koneserów i wielbicieli grozy. Olga Haber chciała zabrać czytelnika na spotkanie z nieznanym, zabrakło jednak grozy, w grozie. Ujmując to dosadniej: Haber nie spenetrować mackami obcych umysłu czytelnika. Niektórzy recenzenci podkreślają różnorodność mechanizmów
strachu (recenzja Adama Mazurkiewicza w GP#48), jakie zastosowała Haber. Ja niestety nie widzę ich efektów, a one dla mnie liczą się najbardziej.
Olga Haber /aka Katarzyna
Misiołek/ zadebiutowała na rynku grozy powieścią „Oni”
i jest to dobry debiut, bo odważny i mimo wszystko wypełniający niszę (powieść grozy dla kobiet). Nie każdemu się spodoba, ale to w cale go nie przekreśla. „Oni” należy potraktować jako fundament
pod przyszłe działania pisarki i należy czekać na kolejną powieść, bo to ona pokaże co
na tym fundamencie pisarka chce zbudować. "Oni" odradzam zaprawionym w boju wielbicielom grozy, ale polecam wszystkim, którzy szukają lekkiej lektury z nutką dreszczyku. Myślę również, że jest to też dobra propozycja dla młodzieży rozpoczynającej przygodę z grozą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz