Szukając
swojego szczęścia myślimy o pieniądzach, miłości, dobrej pracy a często zapominamy,
że szczęście to ulotna chwila nie dająca się ująć w materialności. To właśnie
największy talent Dardy: ujmuje on prozę życia z poetycką wrażliwością.
„Nie mogłem cofnąć czasu,
mogłem jedynie marzyć o tym, aby ten ostatni maj był najwspanialszym majem z dotychczasowych.
Nawet choćby po nim miało nie być nic.” /s 286/
DOM NA
WYRĘBACH
„Parterowy, drewniany dom, zbudowany jakieś dwadzieścia lat
wcześniej, oszalowany był deskami, od których paskudnie odchodziła jasnobrązowa
farba. Eternit na dachu również pozostawiał wiele do życzenia, nie mówiąc już o
kominie, który wręcz błagał o natychmiastową reanimację. Okna za to
prezentowały się całkiem przyzwoicie; zdaje się, że poprzedni lokator tuż przez
opuszczeniem tego świata zatroszczył się o to, aby przez następne kilkanaście
lat chłód mu zbytnio nie dokuczał. Dodatkowo zabezpieczył solidnie okiennice
mocowane śrubami od wewnątrz. Dębowe drzwi wejściowe ozdobione zostały ręcznie
wyrytymi, pomalowanymi na czarno okuciami” /s 13/. Marek Leśniewski czuł się podobnie jak
ten stary dom. Do tej pory miał ciepłą posadkę na Uniwersytecie, wysoką pensję
i poukładane życie. Gdy kupuje dom, jest właśnie po rozwodzie, jakby nie
patrzeć ze swojej winy, dodatkowo musiał zmienić pracę i ogólnie miejsce
zamieszkania. To, co zrobił paliło za nim prawie wszystkie mosty. Przyszła więc
pora na budowanie od nowa. Nie zastanawiał się nad zakupem zbyt długo. Okolica
zauroczyła go, a prace remontowe nie stanowiły problemu. Rozpoczynał się nowy rozdział
jego życia i stojąc przed swoim nowym domem, wydychając słodki zapach wieczoru, miał
poczucie, że wszystko układa się jak najlepiej.
Remont idzie Markowi powoli,
ale sprawnie. Praca fizyczna dostarcza mu ogromnej satysfakcji. Cisza i spokój
otoczenia koi jego nerwy oraz pozawala na przemyślenia. Znajduje nawet czas na
odświeżenie swojego zainteresowania z czasów studiów – obserwację ptaków. Tak
się składa, że nieopodal jest urokliwe torfowisko, na który mieszkają żurawie.
Teraz czuje, że zaczyna żyć naprawdę – „dorosły
facet bez zobowiązań, ze sporą ilością gotówki na koncie, w małym drewnianym
domku na końcu świata” /s 18/. Marek przechodzi w powieści ogromną przemianę,
właściwie można powiedzieć, że oczyszczenie. Mieszkanie w samotności sprawia mu
przyjemność, robi to, na co ma ochotę i w pełni chłonie piękno, które go
otacza. Cisza samotności daje poczucie bezpieczeństwa i odprężenia. Właśnie w
tej głuszy odkrywa cel swojego życia płynący z ciężkiej pracy i błogość chwil
obcowania z naturą. Gdy szarość i anonimowość miasta opadają, wszystko staje
się bardziej wyraźne, a szczęście okazuje się być blisko.
KRZYK PUSZCZYKA
Niedługo po wprowadzeniu
się do domu Marek doświadcza dziwnej sytuacji – mimo iż drzwi były zamknięte,
ktoś w środku poukładał wszystkie jego rzeczy. Sprawę zgłasza na
policję, jednak nie ma żadnego tropu, wszystko przycicha. O ile las i ogromne
połacie łąk olśniewają urodą za dnia, to w nocy stają się nieprzeniknioną
krainą ciemności, którą przecina głośny krzyk puszczyka. Jego pojawienie się
zwiastuje nadejście nocnej zjawy, kobiety ubranej w białą suknie, która w
niektóre noce nawiedza Marka. Gdy sytuacja zaczyna się nasilać, a starcia ze
strzygą robią się coraz bardziej niebezpieczne, postanawia stawić jej czoła. Właściwie to nie ma wyjścia, bo zemsta jakiej chce ona dokonać dosięgnie
również jego bliskich. „Okazało się, że
oaza spokoju nie jest tak bezpieczna jak wydawało mi się na początku” /s
28/.
W całej powieści samej
strzygi nie ma zbyt wiele. Postępuje ona niemal strategicznie, pojawiając się na
chwilę, burzy poczucie bezpieczeństwa. W takiej sytuacji odseparowanie od ludzi
dodatkowo potęguje niepokój i strach. Uczucia te nasilają się doprowadzając
Marka do depresji, alkoholizmu i oczekiwania na śmierć. Puszczyk nie daje o
sobie zapomnieć, co noc manifestując swoją obecność. To, co do tej pory budziło
zachwyt, teraz jest źródłem lęku, który każe zabarykadować się przed gęstością
nocy i odgłosami dziczy. Marek poddaje się. Jednak z najbardziej beznadziejnej
sytuacji jest jakieś wyjście, ale aby je dostrzec potrzebujemy bodźca z
zewnątrz. Szansa jest tylko jedna. Trzeba się śpieszyć, bo do nowiu pozostało
niewiele czasu. Marek wie jednak, że sam nie da rady.
ŚWIECA W OKNIE
Marek nie mieszka na
całkowitym odludziu. W oddali stoi inny dom, gdzie zawsze wieczorem w oknie
pali się świeca.
Sąsiad nazywa się Antoni Jaszczuk, ale raczej unika spotkań przemykając tajemniczo gdzieś miedzy drzewami. Ze względu na dziwne rzeczy, które dzieją
się w okolicy, Marek kilkakrotnie próbuje nawiązać kontakt z Antonim. Krążą jednak plotki, że Jaszczuk jest
mordercą, który nie otrzymał godnej czynu kary. Jak to z historiami usłyszanymi
od ludzi bywa: na dwoje babka wróżyła.
KLANGOR ŻURAWI
Klimat powieści tworzą
obszerne opisy świata zewnętrznego. To one budują przepiękny krajobraz przyrody
otaczający naszego bohatera. I nagle doskonale rozumiemy dlaczego Marek zakochał
się w Wyrębach: „Letnie granie
świerszczy, rechot żab na wiosnę, kolory jesiennych drzew… Człowiek staje się
oczarowany” /s 50/. Przyroda jest
niczym filharmonia – wyłania się z niej kojący ład. Gdzieś w oddali słychać
żurawi klangor. Jeśli obserwacja ptaków wydaje się komuś nudna, to chyba nie
robił tego z Markiem :) Odświeżenie pasji z czasów studiów uświadomiło mu, że
popełnił w życiu wiele błędów. Teraz jednak dostał szansę, by żyć tak jak chce:
„Nie wyobrażałem sobie ceny, za jaką
mógłbym opuścić to miejsce” /s 55/. Wybudował na torfowisku niezwykle
prostą obserwatornię, z której był dumny. Potrafił spędzać tam godziny by
wykonać idealne zdjęcie. „Nareszcie mgła
zaczęła rzednąć i odsłaniać żurawie stojące na ziemi. Najpierw te najbliżej
nas, z czasem coraz dalsze i dalsze. Nie widziałem jeszcze na własne oczy
takiej ich liczby w jednym miejscu. (…) Cała przestrzeń żyła mistycznym tańcem
i niezwykłą rozmową tych wspaniałych, wielkich stworzeń. Zwykle królujące w
powietrzu, żurawie w tej wyjątkowej chwili, nieświadome, odkrywały przed nami
fragment swojego tajemniczego, ziemskiego życia.” /s 151/ Fotografowanie
żurawi jest czasem beztroskiej obserwacji otoczenia. Przyroda staje się inną rzeczywistością.
Las ma jednak swoje drugie
oblicze. Drzewa okryte mrokiem nocy emanują potęgą nieznanego. Nadchodzą burze.
Napięcie
w powieści jest stopniowane. Przez niemal 2/3 historii wiąże się głównie z
pojawieniem się zjawy lub nadejściem nocy. Dopiero pod koniec, gdy psychiczny
stan bohatera ulega pogorszeniu, napięcie związane zostaje z wyczekiwaniem, a
subtelna groza staje się rzeczywistym zagrożeniem.
Książkę czyta się bardzo dobrze, historia płynnie przeprowadza nas z jednych wydarzeń do drugich. Akcja nie jest wartka, ale również nienużąca. Wszystko dzieje się w wyznaczonym przez autora tempie, bardzo miarowym i wyważonym. Całość wydarzeń toczy się wokół bohatera utworu. Wątki poboczne, związane z jego życiem poza Wyrębami, są marginalne. Wszystko to, co dzieje się w samotni Marka, jest wyjątkowo rozbudowane. Miejsce wydarzeń ogranicza się do pewnego trójkąta: Wyręby, Lublin, Kostrzew. Akcja rozgrywa się na przestrzeni sześciu miesięcy w roku 1995. W powieści grozy najważniejsze jest budowanie klimatu i tajemnicy, emocjonalne zaangażowanie czytelnika, dlatego najczęściej narrator jest pierwszoosobowy. Darda nie stawia jednak tylko na narrację bezpośredniego uczestnika zdarzeń, ale dokonuje pewnej dezintegracji czasu, aby wprowadzić innego narratora, który uczestniczy w zdarzeniach pośrednio. Epilog podzielony został na części i wpleciony w utwór w strategicznych momentach. Tak naprawdę to epilog dzieje się w czasie teraźniejszy, a opowieść, którą stanowi główną części utworu, już należy do przeszłości. Mamy więc jednocześnie informacje co działo się potem, nie znając jeszcze całości historii. Węzeł w końcu się zawiązuje.
Książkę czyta się bardzo dobrze, historia płynnie przeprowadza nas z jednych wydarzeń do drugich. Akcja nie jest wartka, ale również nienużąca. Wszystko dzieje się w wyznaczonym przez autora tempie, bardzo miarowym i wyważonym. Całość wydarzeń toczy się wokół bohatera utworu. Wątki poboczne, związane z jego życiem poza Wyrębami, są marginalne. Wszystko to, co dzieje się w samotni Marka, jest wyjątkowo rozbudowane. Miejsce wydarzeń ogranicza się do pewnego trójkąta: Wyręby, Lublin, Kostrzew. Akcja rozgrywa się na przestrzeni sześciu miesięcy w roku 1995. W powieści grozy najważniejsze jest budowanie klimatu i tajemnicy, emocjonalne zaangażowanie czytelnika, dlatego najczęściej narrator jest pierwszoosobowy. Darda nie stawia jednak tylko na narrację bezpośredniego uczestnika zdarzeń, ale dokonuje pewnej dezintegracji czasu, aby wprowadzić innego narratora, który uczestniczy w zdarzeniach pośrednio. Epilog podzielony został na części i wpleciony w utwór w strategicznych momentach. Tak naprawdę to epilog dzieje się w czasie teraźniejszy, a opowieść, którą stanowi główną części utworu, już należy do przeszłości. Mamy więc jednocześnie informacje co działo się potem, nie znając jeszcze całości historii. Węzeł w końcu się zawiązuje.
KOŃCOWA PRZEDMOWA
Utwór Dardy nie ma szczęśliwego
zakończenia. Jest dość dramatyczny, a nawet liryczny. Kończy się bowiem
wierszem o wyraźnym przesłaniu, które stanowi najistotniejszą rzecz dla samego
bohatera. Wiersz
zamyka klamrą historię Marka, dlatego po przeczytaniu całości warto wrócić do
przedmowy autor. Już na samym początku dostajemy do ręki klucz całej powieści.
Na początku trzymamy go niezgrabie, nie wiedząc, co tak naprawdę mamy nim
otworzyć. „Życie składa się z chwil.
Ulotnych, niezapomnianych, takich, których nie chce się pamiętać i takich,
które wgryzają się w świadomość, nie mając za żadną cenę ochoty jej opuścić.”
/s 7/ Historia opowiedziana przez Dardę faktycznie
zasługuje na miano „klimatów Stephena
Kinga”. Podobnie jak w „Joyland”,
groza stanowi tło, dodatek. Najistotniejszy jest główny bohater i jego filozoficzno-psychiczna
przemiana: „Z przyjemnością chłonąłem
ciepłe promienie, wdychałem zapach ziemi przemieszany z wonią butwiejących liści
i uschłych już traw (…) Wreszcie żyłem naprawdę” /s 222/. Żyjemy naprawdę
tylko wtedy, gdy czujemy, że żyjemy.
CIERŃ W OKU
Kolejny cierń w oku nie pochodzi bezpośrednio z samej powieści, ale z jej korelacji z
innym dziełem. Jakiś czas temu przeczytałam „On” Łukasza Henela. Zachwycałam się tą książką, bo faktycznie
świetnie się ją czytało. Dochodząc do 116 strony „Domu na Wyrębach” doszłam również do szokującego odkrycia licznych
analogii między tymi utworami. Obaj bohaterowie czytają w wolnych chwilach
książkę i zasypiają, odkrywają tajemniczy cmentarz, mieszkają na odludziu,
nawiedza ich zjawa, borykają się z problemami emocjonalnymi, samotnia staje się
ich wymarzonym miejscem na świecie... Kilka rozwiązań fabularnych również jest
podobnych. Jednak jak to przy „Supernatural” sprawach bywa, nie wszystko wygląda
tak, jak się pozornie wydaje.
Ostatni cierń to dość „ciekawe”
opinie na temat tej książki, na jakie się natchnęłam. Wiele osób oceniło ją niezwykle
pozytywnie, ale równie dużo negatywnie. Wydaje mi się, że nieprzychylność
wynika tu ze złego podejścia przed przeczytaniem samej lektury. „Dom na Wyrębach” to nie horror, ale powieść grozy. Tak więc z założenia
sensacyjnej, wartkiej akcji tu nie powinno być, a niektórzy narzekali na jej
brak. Doszły mnie również opinie, że daleko Dardzie do Kinga. A ja myślę, że i
czasem Kingowi do Dardy. Nie raz mistrz dał ostro do pieca, a ludzie
zachwycali się gównem, jakby było polane złotem. Często łapiemy się w pułapki autorytetów
i marketingu, który krzyczy do nas z okładek książek i zapominamy, że najpierw
trzeba samemu głęboko przeżyć opowieść, a potem czytać, co mają inni do
powiedzenia. Zdziwiło mnie również, że
wiele osób odbiera zakończenie jako smutne, depresyjne. Dla mnie jest cudownie
poetyckie, napawające nadzieją na odnalezienie swojego miejsca na ziemi, na
oddanie się mu i życie z pasją, nie ważne jak długo to życie potrwa.
SOWA NA GAŁĘZI
„Stałem nieruchomo w
drzwiach, wodząc wzrokiem po mrocznych zakamarkach. Pomimo iż na dworze był
słoneczny dzień, strach, który odczuwałem we śnie, wrócił ze zdwojoną siłą.
Obawiałem się szklistych, martwych oczu, które wtedy widziałem. Miałem ochotę
odwrócić się i
uciec. Po chwili wahania odważyłem się jednak spojrzeć w twarz Jaszczuka.” /s
155/
Darda opowiedział
historię nie za długą i nie za krótką, z idealnym taktowaniem tempa i napięcia.
Zdobywa sympatię
czytelników poprzez swojskość, naturalność wydarzeń i postaci. Szczególnym
elementem powieści jest również poczucie humoru, jakim obdarzył autor swojego
bohatera. Najpierw delikatne, potem dosadne i sarkastyczne. Postacie są
wyjątkowo wyraziste i zapodają w pamięć. One stanowią epicentrum opowieści.
Lekkość pióra Dardy jest magicznie hipnotyzująca. Widać, że wynika ona z warsztatu oraz świadomości literackiej
autora. „Domu na
Wyrębach” nie da się odłożyć na półkę zanim nie poznamy zakończenia. To z
kolei nie rozczaruje, ale poważnie zatrwoży...
„Obudzę dzień bez żalu – wiem że to nie koniec
Gdy przyjdzie czas pójdziecie już przetartą drogą
Będziemy w sobie się kołysać i ze sobą
Tańcząc po drugiej nieskończenie lepszej stronie”
długich dni i zaczytanych nocy
me gusta :) powiem, że z miłą chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBez dwóch zdań musisz to przeczytać. Ja się zakochałam chyba :D
UsuńCzytałam tę powieść i podobała mi się :)
OdpowiedzUsuńfajna książka miło się czyta :)
OdpowiedzUsuń