Pascal 2015 |
Trudno nie
zwrócić uwagi na „Niemartwych”, bo przyciągają uwagę już swoją okładką.
Dominująca czerń, obecna również na brzegach stron, oraz biel żywej śmieci
wyciągającej dłonie po świeże mięso. Horda trupów zmierza w stronę czytelnika. „Michał przestaje walić kolbą pistoletu w
czoło żywego trupa, leżącego bez ruchu na ziemi. Ten wraca do życia” /s 5/.
Po otwarciu książki od razu zostajemy wrzuceni w sam środek akcji, a właściwie na
jej koniec. „Lena! Słyszysz!? Nie
umieraj! Proszę, nie umieraj!” /s 5/ Powieść rozpoczyna się bowiem od
narracji, która rekonstruuje wydarzenia w odwróconej kolejności. Zabieg
intrygujący i bardzo filmowy. Podobnie jak stawiane przez autora pytania: co
wspólnego mają zombie i rak? Czy można współistnieć z żywą śmiercią?
Jestem
dzieckiem swoich czasów, nie mogę więc nie kochać żywych trupów literacko,
filmowo i metaforycznie. Zdaję sobie sprawę, że zapewne nie tylko ja mogę tak
powiedzieć. W naszych czasach żywe trupy mają przewagę liczebną, którą autorzy wykorzystują
zalewając fanów kolejnymi powieściami z ich udziałem. Jak w tłumie martwych,
rozkładających się ciał wyróżnić swoje zombie-dzieło? Mikołaj Marcela zamiast
starać się zadowolić czytelnika według ustalonych kryteriów, rzuca mu wyzwanie –
zaprasza do udziału w pewnym teoretycznym eksperymencie.
UNIWERSUM
NIEMARTWYCH
Akcja
powieści zaczyna się w momencie, gdy Warszawa jest już w ruinie, broczy krwią i
ostatkiem sił walczy z chorobą. Na potrzeby historii Marcela stworzył pewien
mikrokosmos odizolowany od reszty fantastycznego świata. W tym zamkniętym
układzie ma wydarzyć się coś z góry przewidzianego. Akcja „Niemartwych” dzieje
się na terytorium Polski. Pojawiają się znane ulice, charakterystyczne miejsca gdzie wszystko
tonie w post-apokaliptycznej ruinie, wkraczająca do miast natura stwarza
wrażenie nienaturalności. Autor zbudował świat z krwi i kości, ale czuć, że to
jednak pewnego rodzaju symulacja. Ramy świata przedstawionego są dokładnie
wyczuwalne, nie sprawia to jednak, że wątpimy w jego realność. Świat
przedstawiony jest spójny i wiarygodny, jednak autor zdradza o nim tylko istotne
dla fabuły elementy, pozostawiając sporo zaciemnionych obszarów.
Akcja powieści
została ukazana z perspektywy różnych grup osób, które reprezentują odmienne
fronty w sporze o niemartwych. Poznajemy więc ludzi, ich historie i podejście
do zaistniałej sytuacji. Ciężko mówić jednak o głównym bohaterze powieści.
Żadna postać nie wybija się na tyle znacząco, by nosić takie miano. Z jednej
strony to wyraziste postacie, bo zbudowane na znanych schematach, które autor wyposaża
w ciekawą przeszłość. Jednak żadna z nich nie jest zaskakująca, porywająca,
brak im pewnego wymiaru, by pamiętać o nich na długo.
Jaka jest
post-apokaliptyczna rzeczywistość przedstawiona przez Marcelę? Tworzą się państwa-miasta oraz fronty
reprezentujące poszczególne podejścia do problemu niemartwych. Konflikt post-apokaliptyczny
nie wygląda zatem zombi vs. ludzie, ale Pantery kontra Zakon Brata Ezechiela,
czyli ci którzy chcą zniszczyć zombie, kontra ci którzy uważają, że zbawienie
daje wspólnota w nieśmiertelności. Wybuch epidemii zombie wprowadza Polskę w
wielki świat lepiej niż UE. Tu, na małym naszym poletku rozegra się decydujące
starcie, o którym być może nikt się nie dowie, a które może zmienić losy całego
świata.
„Niemartwi” nie jest
pełną akcji i zagrożenia historią post-apokaliptyczną, to opowieść pogrążona w melancholijnym
nastroju, klaustrofobiczna oraz budząca niepokój. Nie przedstawia świata walczącego
lecz świat pokaleczony, pusty i cichy. Życie w post-apokalipsie nie jest jak
pędząca po pustyni cysterna z Mad Maxa. W tym właśnie cały problem. Nie musi
być tak jak myślimy, że będzie, nie koniecznie będzie tak, że ostateczne
rozwiązania przyniosą ostateczne odpowiedzi. W „Niemartwych” nie wiadomo dokładnie jak to się stało, że wybuchła
epidemia zombie. Równie mgliste jest to, że same zombie przestały atakować
ludzi. Owszem, autor odchodzi od schematu, w którym powieść o zombie emanuje
brutalnymi atakami i nieustannym zagrożeniem. Zombie tutaj nie atakują. Tym
samym stawia pytanie: czy możliwe jest przyzwyczajenie się do współistnienia z
martwymi?
CHODZĄCA
NIEŚMIERTELNOŚĆ
„Niemartwi”
z założenia nie są powieścią akcji o apokalipsie zombie. Autor z jednej
strony próbuje w nowy sposób wykorzystać zombie jako tworzywo literackie, z
drugiej jednak nie odcina się od liniowego potraktowania tematu. Nie
skupia się na problemach ludzkich, dlatego „Niemartwym" (i tu niektórych ostrzegam) daleko do patetycznej dramy z „The Walking Dead”. „Niemartwi”
nie są też dziełem, które dostarcza typowo horrorowej rozrywki. Nazwałabym to raczej
literackim eksperymentem filozoficznym.
Zombie w
powieści wzbudzają przygnębienie. Zostają porównani do choroby, komórek
rakowych wyniszczających miasto-organizm. Rozkładające się ciała nie budzą strachu
lecz wstręt i smutek powoli wtapiając się w nowy świat. Autor nakazuje
czytelnikowi spojrzeć na wszystko z odmiennej perspektywy. Nie na to czym są
zombie, ale kim byli wcześniej i jak doszło do ich przemiany. Moment przemiany
(fizycznej i symbolicznej) decyduje o dalszej interpretacji zjawiska. Pojawienie
się żywych trupów jest przez niektórych bohaterów w powieści odbierane jako
nadzieja, że coś się zmieni, że przez świat przejdzie śmierć i będzie można zacząć
od nowa. Nowo uformowana religia ukazuje zombie jako nieśmiertelność, życie po
życiu. Taka forma jest bowiem idealna: scala i nadaje sens. Być może zbyt
powierzchownie odbieramy zombie, jako zagrożenie, coś sprzecznego z naturą,
pełnego śmierci i pozbawionego celu. Tak być może, ale nie musi.
SCHEMAT NIEMARTWYCH
Marcela powtarza w „Niemartwych” starą
post-apokaliptyczną prawdę, że dziwactwa to kwestia perspektywy. Gdy zmieniają
się warunki, szybko dziwactwa stają się czymś normalnym. Apokalipsa nie powstrzymuje
ludzi przed popełnianiem zbrodni, taka już nasza natura. Jednocześnie tematyka
post-apo nie ma służyć do analizy ludzkiej natury. Podsumowując. Niezadowoleni
z powieści będą zapewne ci, którzy szukają w post-apo głębokich analiz ludzkiej
natury, dramatów i nagłych zwrotów akcji. Dużą wadą historii są także postacie,
mało wyraźne, schematyczne, dokonujące na siłę obnażenia przed czytelnikiem. Nie
polubiłam żadnego z nich. Zawiodą się też wielbiciele zombie oraz powiązanego z
nimi gore, bo tego tutaj akurat jak na lekarstwo. „Niemartwi” to powieść o
próbie łamania schematów, a jednocześnie przymusie ich stosowania. Jest to powieść o
zombie, jako figurze o szerokim spektrum interpretacyjnym. Historia spodoba się
więc tym, którzy szukają innowacji, dziwności, lubią kręte drogi filozoficznych
rozważań i nie podchodzą dogmatycznie do literackich schematów.
POLSKA TO DOBRY
KRAJ NA POST-APOKALIPSĘ
Z całej powieści najbardziej zapadła mi w pamięć scena, gdy zombie
idą przez łany zboża, aż słychać było jak wiatr niesie muzykę Chopina w tle. Marcela
pokazał, że Polska to dobry kraj na post-apokalipsę. Jednak czy zombie „Niemartwi” zaspokoili moje pragnienie
świeżego mięsa i flaków? Nie. Pobudzili jednak apetyt na coś trudniejszego do
zaspokojenia – głód teorii. Wartość historii nie kryje się w kunszcie literackim
autora, ale w przesłaniu jakie w niej zawarł i dyskusji do jakiej zobowiązuje. Czytając
powieść czułam zagubienie bohaterów, którzy niczym dzieci w baśniach braci
Grimm zostali sami pośrodku leśnego labiryntu, nie znając prawdy i nie mając wyjścia.
„Niemartwi” to książka nad którą
należy się pochylić, ale nie w poszukiwaniu rozrywki, lecz refleksji nad symboliką
zombie. Myśląc o końcu świata, myślimy o apokalipsie jako natychmiastowej anihilacji otaczającej nas rzeczywistości. Marcela pokazuje proces
umierania jako powolne czekanie na śmierć, które nieznacznie różni się od tego
z przed apokalipsy. Czego bać się bardziej niż właśnie tego, że koniec świata nas
rozczaruje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz