niedziela, 15 listopada 2015

Polska to dobry kraj na post-apokalipsę zombie.

Pascal 2015
Trudno nie zwrócić uwagi na „Niemartwych”, bo przyciągają uwagę już swoją okładką. Dominująca czerń, obecna również na brzegach stron, oraz biel żywej śmieci wyciągającej dłonie po świeże mięso. Horda trupów zmierza w stronę czytelnika. „Michał przestaje walić kolbą pistoletu w czoło żywego trupa, leżącego bez ruchu na ziemi. Ten wraca do życia” /s 5/. Po otwarciu książki od razu zostajemy wrzuceni w sam środek akcji, a właściwie na jej koniec. „Lena! Słyszysz!? Nie umieraj! Proszę, nie umieraj!” /s 5/ Powieść rozpoczyna się bowiem od narracji, która rekonstruuje wydarzenia w odwróconej kolejności. Zabieg intrygujący i bardzo filmowy. Podobnie jak stawiane przez autora pytania: co wspólnego mają zombie i rak? Czy można współistnieć z żywą śmiercią? 

Jestem dzieckiem swoich czasów, nie mogę więc nie kochać żywych trupów literacko, filmowo i metaforycznie. Zdaję sobie sprawę, że zapewne nie tylko ja mogę tak powiedzieć. W naszych czasach żywe trupy mają przewagę liczebną, którą autorzy wykorzystują zalewając fanów kolejnymi powieściami z ich udziałem. Jak w tłumie martwych, rozkładających się ciał wyróżnić swoje zombie-dzieło? Mikołaj Marcela zamiast starać się zadowolić czytelnika według ustalonych kryteriów, rzuca mu wyzwanie – zaprasza do udziału w pewnym teoretycznym eksperymencie.

UNIWERSUM NIEMARTWYCH

Akcja powieści zaczyna się w momencie, gdy Warszawa jest już w ruinie, broczy krwią i ostatkiem sił walczy z chorobą. Na potrzeby historii Marcela stworzył pewien mikrokosmos odizolowany od reszty fantastycznego świata. W tym zamkniętym układzie ma wydarzyć się coś z góry przewidzianego. Akcja „Niemartwych” dzieje się na terytorium Polski. Pojawiają się znane ulice, charakterystyczne miejsca gdzie wszystko tonie w post-apokaliptycznej ruinie, wkraczająca do miast natura stwarza wrażenie nienaturalności. Autor zbudował świat z krwi i kości, ale czuć, że to jednak pewnego rodzaju symulacja. Ramy świata przedstawionego są dokładnie wyczuwalne, nie sprawia to jednak, że wątpimy w jego realność. Świat przedstawiony jest spójny i wiarygodny, jednak autor zdradza o nim tylko istotne dla fabuły elementy, pozostawiając sporo zaciemnionych obszarów.

Akcja powieści została ukazana z perspektywy różnych grup osób, które reprezentują odmienne fronty w sporze o niemartwych. Poznajemy więc ludzi, ich historie i podejście do zaistniałej sytuacji. Ciężko mówić jednak o głównym bohaterze powieści. Żadna postać nie wybija się na tyle znacząco, by nosić takie miano. Z jednej strony to wyraziste postacie, bo zbudowane na znanych schematach, które autor wyposaża w ciekawą przeszłość. Jednak żadna z nich nie jest zaskakująca, porywająca, brak im pewnego wymiaru, by pamiętać o nich na długo.

Jaka jest post-apokaliptyczna rzeczywistość przedstawiona przez Marcelę? Tworzą się państwa-miasta oraz fronty reprezentujące poszczególne podejścia do problemu niemartwych. Konflikt post-apokaliptyczny nie wygląda zatem zombi vs. ludzie, ale Pantery kontra Zakon Brata Ezechiela, czyli ci którzy chcą zniszczyć zombie, kontra ci którzy uważają, że zbawienie daje wspólnota w nieśmiertelności. Wybuch epidemii zombie wprowadza Polskę w wielki świat lepiej niż UE. Tu, na małym naszym poletku rozegra się decydujące starcie, o którym być może nikt się nie dowie, a które może zmienić losy całego świata.

„Niemartwi” nie jest pełną akcji i zagrożenia historią post-apokaliptyczną, to opowieść pogrążona w melancholijnym nastroju, klaustrofobiczna oraz budząca niepokój. Nie przedstawia świata walczącego lecz świat pokaleczony, pusty i cichy. Życie w post-apokalipsie nie jest jak pędząca po pustyni cysterna z Mad Maxa. W tym właśnie cały problem. Nie musi być tak jak myślimy, że będzie, nie koniecznie będzie tak, że ostateczne rozwiązania przyniosą ostateczne odpowiedzi. W „Niemartwych” nie wiadomo dokładnie jak to się stało, że wybuchła epidemia zombie. Równie mgliste jest to, że same zombie przestały atakować ludzi. Owszem, autor odchodzi od schematu, w którym powieść o zombie emanuje brutalnymi atakami i nieustannym zagrożeniem. Zombie tutaj nie atakują. Tym samym stawia pytanie: czy możliwe jest przyzwyczajenie się do współistnienia z martwymi?

CHODZĄCA NIEŚMIERTELNOŚĆ

„Niemartwi” z założenia nie są powieścią akcji o apokalipsie zombie. Autor z jednej strony próbuje w nowy sposób wykorzystać zombie jako tworzywo literackie, z drugiej jednak nie odcina się od liniowego potraktowania tematu. Nie skupia się na problemach ludzkich, dlatego „Niemartwym" (i tu niektórych ostrzegam) daleko do patetycznej dramy z „The Walking Dead”. „Niemartwi” nie są też dziełem, które dostarcza typowo horrorowej rozrywki. Nazwałabym to raczej literackim eksperymentem filozoficznym.

Zombie w powieści wzbudzają przygnębienie. Zostają porównani do choroby, komórek rakowych wyniszczających miasto-organizm. Rozkładające się ciała nie budzą strachu lecz wstręt i smutek powoli wtapiając się w nowy świat. Autor nakazuje czytelnikowi spojrzeć na wszystko z odmiennej perspektywy. Nie na to czym są zombie, ale kim byli wcześniej i jak doszło do ich przemiany. Moment przemiany (fizycznej i symbolicznej) decyduje o dalszej interpretacji zjawiska. Pojawienie się żywych trupów jest przez niektórych bohaterów w powieści odbierane jako nadzieja, że coś się zmieni, że przez świat przejdzie śmierć i będzie można zacząć od nowa. Nowo uformowana religia ukazuje zombie jako nieśmiertelność, życie po życiu. Taka forma jest bowiem idealna: scala i nadaje sens. Być może zbyt powierzchownie odbieramy zombie, jako zagrożenie, coś sprzecznego z naturą, pełnego śmierci i pozbawionego celu. Tak być może, ale nie musi.

 SCHEMAT NIEMARTWYCH

Marcela powtarza w „Niemartwych” starą post-apokaliptyczną prawdę, że dziwactwa to kwestia perspektywy. Gdy zmieniają się warunki, szybko dziwactwa stają się czymś normalnym. Apokalipsa nie powstrzymuje ludzi przed popełnianiem zbrodni, taka już nasza natura. Jednocześnie tematyka post-apo nie ma służyć do analizy ludzkiej natury. Podsumowując. Niezadowoleni z powieści będą zapewne ci, którzy szukają w post-apo głębokich analiz ludzkiej natury, dramatów i nagłych zwrotów akcji. Dużą wadą historii są także postacie, mało wyraźne, schematyczne, dokonujące na siłę obnażenia przed czytelnikiem. Nie polubiłam żadnego z nich. Zawiodą się też wielbiciele zombie oraz powiązanego z nimi gore, bo tego tutaj akurat jak na lekarstwo. „Niemartwi” to powieść o próbie łamania schematów, a jednocześnie przymusie ich stosowania. Jest to powieść o zombie, jako figurze o szerokim spektrum interpretacyjnym. Historia spodoba się więc tym, którzy szukają innowacji, dziwności, lubią kręte drogi filozoficznych rozważań i nie podchodzą dogmatycznie do literackich schematów.

POLSKA TO DOBRY KRAJ NA POST-APOKALIPSĘ

Z całej powieści najbardziej zapadła mi w pamięć scena, gdy zombie idą przez łany zboża, aż słychać było jak wiatr niesie muzykę Chopina w tle. Marcela pokazał, że Polska to dobry kraj na post-apokalipsę. Jednak czy zombie „Niemartwi” zaspokoili moje pragnienie świeżego mięsa i flaków? Nie. Pobudzili jednak apetyt na coś trudniejszego do zaspokojenia – głód teorii. Wartość historii nie kryje się w kunszcie literackim autora, ale w przesłaniu jakie w niej zawarł i dyskusji do jakiej zobowiązuje. Czytając powieść czułam zagubienie bohaterów, którzy niczym dzieci w baśniach braci Grimm zostali sami pośrodku leśnego labiryntu, nie znając prawdy i nie mając wyjścia. „Niemartwi” to książka nad którą należy się pochylić, ale nie w poszukiwaniu rozrywki, lecz refleksji nad symboliką zombie. Myśląc o końcu świata, myślimy o apokalipsie jako natychmiastowej anihilacji otaczającej nas rzeczywistości. Marcela pokazuje proces umierania jako powolne czekanie na śmierć, które nieznacznie różni się od tego z przed apokalipsy. Czego bać się bardziej niż właśnie tego, że koniec świata nas rozczaruje?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz