środa, 29 stycznia 2014

[R] Las pełen obecności


Nadszedł czas świeżego powiewu, ale nie w stylu samochodowej choinki, tylko prawdziwych iglastych lasów, wilgotnych od rosy, gdzie powietrze przesiąknięte jest tajemnicą, w ich głębinach czai się zło….

Łukasz Hanel był tym, czego szukałam, choć od dawna bałam się po niego sięgnąć. Przyznam się, że prowodyrem lektury była Alicya Oss, która odważnie sięgnęła po książkę (choć chyba potem żałowała dalszego zgłębiania tematu).

Pierwsze strony powieści nie zachęcają do czytania, sprawiają raczej wrażanie, że kupiliśmy jakieś tanie czytadło. Dzieciaki, las, nawiedzony pałacyk, wywoływanie duchów. „On” to jednak książka, przy której trzeba zwolnić i wsłuchać się w szum wiatru. Przypomnieć sobie lata dzieciństwa i wakacyjnych wypraw na wieś. Sytuacja poprawia się po kilku stronach, gdy autor wprowadza głównego bohatera. Tomasz Dąbrowski, przez większość książki, jest narratorem opowieści. Mamy kilka fragmentów z narracją trzecioosobową, ale ogólnie wiemy i widzimy to, co Tomasz. Jego narracja zdradza filozoficzne ciągoty autora powieści J Tomasz zawsze bowiem rozważa wszystkie opcje, snuje scenariusze, nawet te najmniej prawdopodobne. Zdaje siebie sprawę, że decyzje, które podejmuje, mają dalekosiężne skutki. Wybór „albo, albo” jest podstawową kategorią filozoficzną. Tomasz nigdy nie pozostaje bierny czy obojętny. Działanie niesie za sobą ryzyko, ale tam gdzie ryzyko, jest też zysk. Jako na młodego biznesmena jest niezwykle wrażliwy i delikatny. Ma wielkie plany i jeszcze większe marzenia. Osiągnął w życiu spory sukces, gdyż jako właścicielowi kilku zakładów optycznych, niczego mu nie brakuje. Szuka jednak innej drogi, której mógłby się poświęcić. Mamy takie czasy, że nie należy zamykać się w klitce własnej branży. Tomasz jadąc z wizytą do kolegi ze studiów, podwozi tajemniczą autostopowiczkę. Wydarzenia tej nocy doprowadzają go do opuszczonego pałacyku. Fascynacja budynkiem, pobudza w nim jakieś romantyczne drżenie i dodaje rozmachu działaniom. Postanawia zakupić pałacyk, odremontować go by ten stał się drogą restauracją z hotelem: „Perspektywa posiadania własnej >rezydencji< w środku sporego, bądź co bądź, lasu tak mną zawładnęła, że postanowiłem nie dzielić się nim z nikim innym. Myśl, że to miejsce mogło należeć tylko do mnie, sprawiła mi niemal fizyczną przyjemność. Z tego powodu podjąłem bardzo ryzykowną decyzję.” /s 69/. Jeśli jednak powinie mu się noga, straci wszystko.


W inwestycjach najważniejsza jest fantazja i rozmach, bez tego nie mam zysku. Często jednak sama fantazja nie wystarcza i potrzebny jest jakiś „wujek”, który dam pieniądze nie pytając, co zamierzamy zrobić. Stawiając jednak na jedną kartę ponosimy ogromne ryzyko. Szukanie niszy i wbicie się z zaspokojeniem potrzeby w rynek, to pełnia sukcesu. Tomasz wie, że jeśli się powiedzie, stanie się właścicielem posiadłości, Panem samego siebie: „Teraz niczym Cezar mogłem powiedzieć: >Kości zostały rzucone<.” /s 69/

Henel, poprzez decyzje swojego bohatera, pokazuje nam, że życie jest krótkie: „Od wiekuistego mroku oddziela nas jedynie wąska granica” /s 44/ i nie możemy czekać na lepszy moment. Jeśli pojawia się impuls, powinniśmy działać, podejmować ryzyko. Zyskamy lub stracimy, ale taka jest kolej rzeczy. Nie podejmując wyzwań możemy stracić wszystko to, co mogłoby się wydarzyć, a co nie wiemy jak się skończy: „Cienka biała linia jest zawsze tuż obok i istnieją niezliczone sposoby, by ją niechcący przekroczyć. A kiedy ją przekroczysz, już nic nie jest takie samo jak było wcześniej.” /s 45/

Tomasz to bohater niezwykle dziwny, enigmatyczny. Początkowo dla czytelnika jakiś odległy. Dopiero z czasem zaczynamy się do niego przekonywać. Przez całą niemal powieść próbuje on racjonalizować wydarzenia, znaleźć dla nich sensowne wytłumaczenie, by nie dać wiary staroświeckim wierzeniom.  Z początku jest to zrozumiałe, jednak z czasem zaczyna w bohaterze denerwować, bo jak ktoś zobaczy ducha na oczy, to nie mówi potem, że to wiatr pod podłogą. A jednak Tomasz chce nas przekonać, że wszystko, co się tu dzieje, to rodzaj spisku, a nie efekt działania nadnaturalnych sił. Wierzymy jednak w tego bohatera, staje się nam bliski, bo dzieli się z nami wszystkim. Dlatego jesteśmy przekonani, że odkrywa on przed nami cała swoja duszę, pod koniec widaćjednak, że nie wiedzieliśmy o nim prawie nic. To właśnie bohater okazuje się największym zaskoczeniem całej powieści.

„ON” jest książką bardzo sensualną: dźwięki, zapachy, dotyk i smak budują atmosferę wydarzeń. Czujemy świeży zapach mokrego lasu, dźwięki deszczu stukającego o rynnę, trzaski i skrzypienia starej podłogi. Znamy uczucie błota, które zassało naszą nogę albo cichy trzask pękającej skorupki ślimaka. Przyroda kształtuje nastrój w powieści, jest niepozornym elementem wydarzeń. Henel pobudził tymi doznaniami pamięć moich zmysłów, które zatęskniły za wakacjami na wsi. Nigdzie nie ma tak prawdziwej i przytłaczającej ciemności jak ta, która wylewa się z lasu i okrywa wszystko chłodnym mrokiem nocy. Jedynie psy mają odwagę przeszyć ją szczekaniem. W Wilkach jednak psy nie szczekają. Chwała Henelowi za to, że nie próbował zrobić tu jakiejś nawiedzonej wioski, ale oddał pierwotną grozę, która tkwi we wszystkich małych wsiach. Kto był, zrozumie. Wieś sama w sobie zawsze wydawała mi się niebezpieczna, bo nieznana dla kogoś, kto wychował się w mieście. Do mojej ukochanej wsi, Ruda Kameralna, jeżdżę od zawsze, jednak nadal wydaje mi się ona obca, nie do końca poznana, może nawet niedostępna. Lasy w górach to najpiękniejsza i najbardziej zdradliwa rzecz jaką znam. Fascynują mnie swoim pięknem, pozwalają się zatracić w bezczasie. Nigdy nie zapomnę nocnej przeprawy przez las. Kochana siostro, naprawdę już żegnałam się z życiem J bo byłam niemal pewna, że coś nas obserwuje, kroczy tuż za nami.  To była prawdziwa groza: „Gałęzie poruszały się majestatycznie, drzewa szumiały, zdając się do mnie przemawiać. Wszystko było takie… pełne treści, pełne obecności. Czyjej? Tego nie wiedziałem.” /s 254/


Na okładce książki widnieje napis: „Powieść grozy”. Zarzut, który usłyszałam kilkakrotnie wobec tej powieści, czyli pojawienie się bardzo wyświechtanych elementów, jest tu całkiem bezpodstawny, gdyż jesteśmy z góry ostrzeżeni o tym, że tak właśnie może być. W polskiej powieści grozy muszą się pojawić pewne standardowe elementy. Będziemy mieć więc wątek tajemniczej postaci, która zostawia/wręcza bohaterowi równie tajemniczy przedmiot i musi oczywiście padać wtedy deszcz. Deszcze, burza i wiatr są również szczególnymi elementami wprowadzającymi nastrój, bez których nie będzie dobrej grozy. Zazwyczaj są one siłami niemal demonicznymi, nieokiełznanymi, zwiastują nadejście zła. Dalej, mamy elementy powiązane z folklorem: czarownice, zioła, magiczne świece, złowróżbne znaki, zjawy z przeszłości. Przesąd jest szczególnie ważny w polskiej literaturze grozy, ona bowiem na nich właśnie wyrosła.  W powieści mamy szereg prostych elementów, które Henel z niezwykłym kunsztem potrafił wykorzystać, tak by nie zrobić z nich banału. Współczesnym problemem jest to, że polscy autorzy nie potrafią pisać o Polsce, w taki sposób, by była ona prawdziwa. Albo przerysowują w jedną, albo w drugą stronę. Mamy więc często obraz Polski brudnej, beznadziejnej, pogrążonej w biedzie, patologii i sektach satanistycznych w piwnicy u rodziców. Innym razem Polska to niemal druga Ameryka, gdzie mamy błyskotliwych bohaterów, czyste autobusy i niewyjaśnione obiekty latające. Zdarza się też jeszcze wersja sentymentalna, ku chwale wszystkiemu, co nasze. Henel pokazuje, że polska groza ma z czego czerpać garściami – słowiański folklor, przesądy, pierwotne lęki. Sztuką jest wydobyć te elementy i przetworzyć tak, by stały się bardziej nowoczesne, jednocześnie nie tracąc swojej pierwotności. U Henela polska wieś ma w sobie nutę czarnego romantyzmu. Wiatr hula tutaj niczym diabeł po Zamku Kaniowskim. Podłoga skrzypi jak wisielczy sznur, a leśne drogi zawsze prowadzą w jedno miejsce: „Tam, gdzie ludzie pojawiają się rzadko, ścieżki posiadały właśnie taki zgmatwany charakter. Pojawiały się i znikały, myląc nieostrożnego wędrowca.” /s 32/ 

Podsumowując: to, co wydaje się być zarzutem, jest tu wielkim plusem. Banalność zawsze pozostanie banalnością, ale nigdy nie powinna przekroczyć granicy i stać się popkulturowym kiczem. Tu tak się nie dzieje. Nawet jeśli czytelnika początkowo zdziwi pewna niekonsekwencji działań bohatera, to szybko o niej zapomina, a to cecha dobrej powieści – logika staje się w nim najmniej ważna. To nie jest jednak tek, że Henel jest mistrzem pióra. Wręcz przeciwnie. Język powieści jest prosty, pojawią się liczne błędy stylistyczne i składniowe (które nie zostały wyłapane przez osobę odpowiedzialną za korektę). Całą powieść można by było jeszcze mocno doszlifować. Myślę jednak, że to nieodpracowanie, jakiś brak, również składa się na urok powieści i podkreśla klimat. Trzeba podkreślić, że „On” jest najlepszym dziełem swojego autora. Alicya Oss, zagłębiła się o wiele bardziej w las, niż ja i dlatego (ufając jej instynktowi), muszę powiedzieć, że jeśli komuś spodoba się. „ON”, to lepiej nie sięgać po „Szkarłatny blask”  - nie lubię bawić się dwa razy w to samo.

Groza w powieści budowana jest w klasyczny sposób. Z początku akcja rozwija się powoli, niemal nużąco aż dochodzi do przełomu i przyśpiesza pędząc ku spektakularnemu końcowi. Autor pieczołowicie skupia się na najdrobniejszych wydarzeń, ale nadaje im swój własny kształt. W opisach nie chodzi o szczegółowość, ale plastyczność, płynność. Stąd cała sensualność utworu, pisarz chce nas zwieść, że jesteśmy w starym pałacyku pośrodku lasu, że wszystko jest dobrze i nie musimy się bać. Usypia naszą czujność , by nagle przechylić szale na stronę nieprawdopodobieństwa. W miarę jak akcja przyśpiesza, Henel wprowadza do utworu elementy drastycznych wydarzeń. Wielbiciele horroru dostają więc kilka smacznych skwarów. Jednak czy przez to zakończenie staje się zaskakujące? Właśnie nie. Henel opowiada historię znaną i wielokrotnie przetwarzaną (z małym elementem nowoczesnym). Myślę, że wielu łatwo się domyśli dokąd zmierza historia. Mimo to, czytamy ją z zaciekawieniem. To podobnie jak z filozofią – nie mamy już wielkich myślicieli i nowych systemów, współczesna filozofia to tylko komentarze do Kanta (tak mawiał mój profesor). Czasem trzeba wielkiego talentu albo wybujałej wyobraźni, by starą historie opowiedzieć jak nową. To właśnie robi Henel. Nie jest w swoim pisarstwie doskonały, ale akurat tutaj tak być nie musi (gdybym chciała dopracowana, sięgnęłabym po Stefana Dardę). Żeby poczuć książkę „ON”, trzeba się otworzyć na czarny romantyzm, na eteryczności lasu i świadomość, że najdziwniejsze historie dzieją się tuż obok nas, a mimo to, pozostają niewidoczne. Trzeba uważać, bo tylko cienka granica dzieli nas od stania się bohaterem jednej z nich.

Książkę polecam bardziej wielbicielom grozy, niż horroru. To powieść osadzona silnie w gotyckich klimatach romantycznych. Nie zadowoli więc tych, którzy szukają rozlewu krwi.  Powieść Henala przypomniała mi również, jak to podczas praktyk nauczycielskich, siedziałam na przerwach i czytałam „Zamek Kaniowski”, bo dostałam możliwość przeprowadzenia lekcji o czarnym romantyzmie. Okazała się wielkim sukcesem, bo licealiści ocenili utwór jako ciekawy, byli zaszokowani, że mamy takie powieści. Wielu z nich przyznało, że często czyta horrory. Oznacza to, że edukacja pomija istotny element – polski licealista nie jest przygotowany do czytania wszystkich gatunków literacki, bo najzwyczajniej ich nie zna. Zna (o ile można tak powiedzieć) kanon literatury, ale to nie sprawia, że potrafi wybrać dobrą książkę w danym gatunku, że potrafi ocenić jej wartość poprzez ten właśnie gatunek. Jak więc możemy w ogóle mówić o wykształceniu podstawowym, jeśli tak naprawdę podstaw jest brak. Szkoła jednak woli indoktrynować kanonem literatury, niż przygotowywać do bycia świadomym czytelnikiem. Podobnie jest z filozofią w szkołach… W pewnych kwestiach jestem z Henelem zgodna i zachęcam do odwiedzenia jego bloga poświęconego etyce i filozofii.

Żyjemy w czasach gdzie wszystko za bardzo przesiąka obcością innych narodów, kultur, staje się jakby uniseksualne a nie nasze, z jajem. Przygoda z Henelem przypomina jak głęboko tkwi w nas słowiańskie przekonanie, że minione wydarzenia mają wpływ na teraźniejszość: „Myślisz, że naprawdę to, co stało się tak dawno temu, może mieć wpływ na to, co dzieje się teraz?” / s 147/ Jest w tym nawet nuta greckiej filozofii, tragicznego fatum, którego nie da się uniknąć. Może nasze życie wydaje się być jedynie ruletką, mamy nadzieje na jakąś losowość, szanse, a tak naprawdę wszystko może być nam z góry przeznaczone, a my jedynie, nieświadomi zakończenia, do tego przeznaczenia się zbliżamy.  

Czasem proste rzeczy przypominają nam za czym tęsknimy…


długich dni i zaczytanych nocy

Alicya Rivard



Wydawcy książki należą się pochwały za to, że okładka oddaje klimat powieści. Przypomina swoją stylizacją stare horrory w kieszonkowych wydaniach. Muszę jednak pogrozić palcem za jakość okładki. Jest kiepska (elastyczna) i podczas czytania łatwo ją uszkodzić. Trochę szkoda, ale taki już widocznie jej urok.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz