Otwarte 2012 |
Ethan Burke budzi się z okropną migreną. Nie obudził się
jednak w łóżku ze szklanką wody na stoliku nocnym, ale w środku lasu,
konkretniej niedaleko miasteczka Wayward Pines w stanie Idaho. Nie ma przy sobie portfela, kluczyków, ani żadnych rzeczy
osobistych, a na jego koszuli znajduje się krew. Czy to jego? Wydaje mu się, że
mógł ulec jakiemuś wypadkowi lub ktoś go napadł. Nie to jest jednak problemem: Ethan
nic nie pamięta. W takiej sytuacji, jedyne co może
sensownego zrobić, to udać się po pomoc do pobliskiego miasteczka. I powiedzcie
jak tu nie zakochać się od pierwszego wejrzenia w takim bohaterze. Przystojny, tajemniczy i w potrzebie,
jak ciastko na wyciągnięcie ręki. Owszem jest w dość niekomfortowej sytuacji,
ale miłość nie wybiera. Po pierwszych stronach książki wiedziałam, że mnie i Ethana
połączy płomienny romans, ale taki
na jedną, może dwie noce czytania. Cóż, lubię facetów w typie nieprzewidywalny
twardziel, który nie da sobie wmówić, że
jest inaczej, niż on uważa, że jest.
PEWNA WERSJA PLATONA
Nie wątpię w to, że każdy, choć raz w życiu przeczytał
książkę, której akcja toczyła się w małym miasteczku. Jest w nich coś magicznego, co oczarowuje każdego. Ja
kocham małe miasteczka, bo tam wszystko
jest możliwe i wszystko ma sens. Wayward Pines to właśnie taka mała
mieścina, gdzie przystając na chwilę można poczuć jak w powietrzu unosi
się zapach sosnowej żywicy, a na gałęziach
drzew słychać świergoczące ptaki. Wieczorami dochodzi do tego ciche
skwierczenie ognia i zapach smakołyków z grilla. Wtedy też widać jak niebo
ciemnieje, a na otaczających miasteczko górach, kładzie się różowopomarańczowa
poświata. Ludzie gromadzą się w przytulnych domach i spędzają czas z
najbliższymi. Platon byłby dumny. Jednak
Platon nie tylko pisał o idealnym państwie, ale również o pewnej jaskini. Wszędzie tam, gdzie tłoczą się ludzie, jest
również mrok. Doskonałość to pierwsza warstwa, pod która unosi się gęsta
smoła kłamstwa. Witajcie w Wayward Pines, where
paradise is hell.
PIEKŁO, GDZIE
WSZYSTKO JEST PIĘKNE
Agenci Bil
Evans i Kate Hewson znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Na ich poszukiwanie
wyrusza Ethan Burke wraz z partnerem. Trop doprowadza ich do Wayward Pines. Po
drodze mają jednak wypadek, w skutek którego Ethan budzi się w lesie, a następnie
szuka pomocy w miasteczku. Tam trafia pod opiekę służby zdrowia i pewnej
niepokojąco demonicznej pielęgniarki. Szybko
zaczyna rozumieć, że tutaj nie chcą mu pomóc, chcą aby zapomniał.
Ethan przez całą historię stanowi zagadkę. .
Nie raz siedziałam z otwartą buzią i czytałam co się dalej wydarzy. Crouch nie
żałował dla tej powieści suspensu, dlatego każda postać odgrywa w tej historii
swoją rolę. Odkrywanie tajemnic miasteczka oraz jego mieszkańców, to niesamowicie
emocjonującą przygoda. Nigdy do końca nie byłam pewna, co się wydarzy, na co
zdecyduje się bohater, jak daleko jest w stanie się posunąć. Autor zadbał, aby Ethan
był doskonale przygotowany na wyzwania, jakie go czekały. Jego umiejętności,
sprawność fizyczną, wyczulony instynkt, szybkość reagowania nie były przesadne,
co często się zdarza u heroicznych bohaterów. Wielokilometrowa ucieczka, jaką
musiał podjąć, ukazała jego motywację oraz
umiejętność podejmowania ryzyka. Nie bez powodu został wybrany. W tomie
pierwszym Ethan odsłania również swoją przeszłość, w której popełnił wiele błędów. Trafia
do idealnego miasteczka i może źle na to wszystko patrzy, może to nie przekleństwo, a szansa na nowe życie?
Akcja
powieści skupia się głównie na postaci Ethana. Jest bardzo wyrazisty, przeżywa wiele
emocji oraz wątpliwości. Prowadzi śledztwo jak rasowy detektyw, walczy do
końca, choć nie zawsze wygrywa, wierzy w swoje wspomnienia, nawet wtedy, gdy
inni poddają je w wątpliwość. Mieszkańcy stanowią integralną część układanki, stąd wiele bardzo różnych
wątków, które małymi kroczkami prowadzą bohatera do podjęcia bardzo
ważnej
decyzji: po której stronie stanąć. W historii jest mnóstwo intrygujących
postaci. Na szczególną uwagę zasługuje cały wątek małżeński, czyli
burzliwe i namiętne losy Ethana oraz ....... Ta linia jest perfekcyjnie
poprowadzona aż do samego finału. Byłoby grzechem nie wspomnieć również o
siostrze Pam, której wprowadza nutkę psychopatycznej atmosfery. Nad
wszystkim góruje jednak najistotniejsza postać, człowiek, który uznaje
się za Boga - dawce życia i sprawcę śmierci. Czy Bóg zawsze jest dobry dla swoich podopiecznych?
ŚWIĘTOŚĆ TAJEMNICY
Mieszkańcy
Wayward Pines czują się jak w Matrixie: sterowani i ubezwłasnowolnieni, tęsknią
za bliskimi. Trudno jest im wypierać wspomnienia o dawnym życiu, ale strach
bywa silniejszy. Miasteczko otoczone murem jest jak raj będący więzieniem.
Ocena sytuacji zależy jednak od punktu widzenia. Od samego początku
zastanawiałam się dlaczego mieszkańcy tak bardzo chcą odkryć prawdę? Czy
luksus, stabilizacja i zamożność to nie jest to, do czego wszyscy dążymy,
dlaczego więc gdy ktoś nam je daje doszukujemy się drugiego dna, zamiast
cieszyć się spokojem? Owszem cena za to jest wyznaczona wysoka, ale każde dobro
ma swoją cenę. Bohaterowie przeżywają wiele rozterek, bo decyzje jakie podejmują
oscylują wokół fundamentalnych dla ludzkości pytań filozoficznych. Współcześnie,
idee wolności i indywidualności są wyraźnie pierwszoplanowe, jednak nie zawsze
tak było i nie zawsze tak musi być. Jakie są granice naszej wolności? Czy jest
coś, co warto dla wolności poświęcić? Tutaj należałoby zwrócić uwagę na
hierarchię potrzeb Maslowa. Czy na pewno jest tak, że zawsze, gdy
nie
zostaną zaspokojone niższe potrzeby, nie realizuje się wyższych? Jeśli
uwzględnić ową wolności, indywidualność oraz czynnik irracjonalny w
decyzjach
jakie podejmujemy, odpowiedź jest negatywną. Czy to jednak nie oznacza,
że
człowiek jest w stanie się unicestwić dla idei? Autor ustami Pilchera
wypowiada wiele ciekawych spraw do przemyślenia. Muszę się przyznać, że
popieram
teoretyczne pobudki, jakimi się kierował Pilcher: aby ocalić ludzkość trzeba ją
zniewolić. Wolność w rękach ludzi niemal zawsze jest
autodestrukcyjna. Dopiero
po jakimś czasie dotarło do mnie, że to nie chodzi o konflikt idei z
rzeczywistością, a o to czy człowiek ma prawo sprzeciwiać się naturze.
Pilcher
słusznie stwierdza, że ludzkość jest pyszna twierdząc, że może
zniszczyć planetę na której żyje. Ona była przed nim i będzie po nim,
choć może nieco inna. Jakim prawem twierdzimy, że właśnie
teraz jesteśmy w najlepszym ewolucyjnym momencie swojego gatunku, a
każda
następna modyfikacja będzie odchodzić od tego? "Natura nie postrzega tych spraw przez pryzmat dobra i zła. Nagradza skuteczność." /s 310/. Jak to bywa z naukowcami,
Pilcher chciał dobrze, ale niestety popełnił błąd. Na początku zakładał, że postępowanie
człowieka zależy od jego wiedzy na temat dobra i zła. Jeśli wiemy czym jest
dobro, nie będziemy postępować źle. Postępujemy źle tylko wtedy, gdy
brakuje nam wiedzy. Jednak taka postawa dostępna jest jedynie
nielicznym, jeśli w ogóle. Intelektualizm etyczny okazał się zgubą.
Jednak, gdy wyeliminował swój błąd, nadal nie przynosiło to oczekiwanego
skutku. Cóż, ludzkim działaniem rządzi wiele czynników
irracjonalnych (nieobecnych u zwierząt kierujących się instynktem)
wpływających
na nasze decyzje. Co z tego, że nasze życie zadecyduje o przetrwaniu
ludzkości
i tak mamy prawo popełnić samobójstwo. W takim razie, co jest ważniejsze:
społeczeństwo, czy jednostka? Problemem w przetrwaniu staje się indywidualizm. Jesteśmy zbyt zróżnicowani w naszych decyzjach, zbyt
pełni pychy, zbyt rozwinięci, by dostrzec
swoją prostotę. Powieść Croucha budzi naprawdę wiele problemów do
przemyślenia. Bohaterowie doskonale ukazują to w swoich działaniach i
wątpliwościach, jaki nimi targają.
KARNAWAŁ GROZY
Świat przedstawiony
w powieści odsłaniany jest przed powoli. Uczucie sielanki
stopniowo zastępuje niepokój. Dla mnie było to szczególnie przerażające, bo
nieustannie doszukuję się w dobrych rzeczach złych elementów. Ideał budzi we
mnie niepokój, nie wierzę w możliwość jego realizacji. Obnażenie wad, jest
tylko kwestią czasu. Z tego powodu w pierwszym tomie panuje nastrój wyczekiwania. Napięcie
powstaje na styku ciszy i szumu o nieokreślonym pochodzeniu. Zachwyt graniczy z
przerażeniem.
„Wayward
Pines” nie jest horrorem, ani powieścią grozy, ale ma z nimi coś wspólnego.
Momentami napięcie sięga zenitu, historia nie raz wcisnęła mnie w fotel.
Doskonała teoria spiskowa ujawniana krok po kroku, wyraziste postacie o skomplikowanym
rysie psychologicznym, które nie raz zaskoczą swoimi decyzjami. Pojawiają się
również „potwory” (choć trudno powiedzieć, która ze stron za tego potwora
powinna zostać uznana), liczne sytuacje zagrożenia oraz eksperymenty naukowe.
Nie obeszło się bez przemocy, bezwzględnej i brutalnej. Przemoc ma tu
wszechstronne spektrum. Nie tylko jest kierowana wobec mieszkańców, jako forma
przymusu, ale również sami mieszkańcy stosują ją wobec siebie, mało tego nad
„wszystkim” wisi o wiele większe zagrożenie, którego nie wszyscy są świadomi.
W
miasteczku liczy się bezwzględne poczucie wspólnoty. To ważne, by robić coś
razem. Czasami w Wayward Pines odbywa się Karnawał. Myślę, że spokojnie
można go nazwać świętem w piekle, bo gdy w ruch idą maczety słychać chrzęst
pękających czaszek. To czas widowiskowych pojedynków, pościgów,
ucieczek, wtedy ludzie sięgają po rzeźnickie noże czy tasaki. Ten
Karnawał w miasteczku skojarzył mi się z filmem „Noc oczyszczenia”.
Brutalność jest czymś, czego nie możemy wyeliminować i czasem musimy dać jej upust.
Innym filmem, który przypomniał mi się podczas czytania to „Życie, którego nie
było”. Bohaterce wszyscy wmawiają, że nigdy nie miała syna. Ona jednak pamięta,
że było inaczej. Telly, podobnie jak Ethan, wierzy we własne wspomnienia, jest
zdeterminowana, by dowiedzieć się prawdy. Oboje starają się znaleźć dowody na potwierdzenie
swojej prawdy, nie zwracają uwagi na to, co wszyscy inni uznają za prawdę. "Wayward Pines" jest pośrodku tych dwóch produkcji: jest mniej brutalna niż "Noc oczyszczenia", ale za to więcej w nim science fiction niż w "Życiu, którego nie było".
WAYWARD PINES I
Na okładce powieści widnieje blurb Bartosza Węglarczyka: "Czekałem na kogoś, kto przytuli osamotnionych fanów przedziwnego serialu Lyncha." Owszem, niektórzy na pewno poczują się przytuleni, jak ja. Jednak przyrównanie
Wayward Pines do Miasteczka Twin Peaks, jest tu na wyrost. Głównym punktem
stycznym tych opowieści jest psychologiczny bomba nuklearna, która tyka w cichym
niepozornym miasteczku. Jej wybuch zmiata z powierzchni wszelkie pozory
odsłaniając przerażającą rzeczywistość. Autor powieści pisze w posłowiu o
swojej fascynacji miasteczkiem Lyncha. Podkreśla również, że Pines nie jest
Twin Peaks, ale bez niego nie byłoby go w ogóle. Pisząc "Wayward Pines" chciał połączyć
w jedno wątki ze Miasteczka Twin Peaks, Przystanku Alaska, Zagubionych, oraz Archiwum X. Miała powstać historia, która nie pozwoli położyć się spać i taka właśnie powstała.
Wayward
Pines
to oryginalna opowieść, którą szczególnie docenią wielbicieli
zagmatwanych,
a wręcz zasupłanych tajemnic, które nieustannie zaskakują ujawnianymi
faktami o otaczającej bohaterów rzeczywistości oraz, co najistotniejsze,
o nich samych. Przemoc
nie jest w powieści mocno wyeksponowana. Pojawia się w ostateczności i
ma swój
przerażający wydźwięk. Dla tej historii liczy się gra psychologiczna
jaka rozgrywa się między bohaterami. Część zagadki, ujawniona pod koniec
pierwszego tomu, wyklucza nadprzyrodzone elementy. "Wayward Pines" jest powieścią science fiction z intrygującymi bohaterami, wartką akcją i mnóstwem suspensu. Jej porywający klimat tworzy szkatułkowa
tajemnica oraz narastające wokół niej napięcie. Im więcej zostaje ujawnione,
tym niebezpieczniej się robi. Bohaterowie się zmieniają, zmienia się świat
wokół nich. Historia zawarta w tomie pierwszym jest gratką dla wielbicieli
head-scratchów ( jak „Open grave”).
Dobra fantastyka to taka, która nie tylko porywa
czytelnika w inny/alternatywny świat, ale również sprawia, że na chwilę
zmusza by się nad nią pochylić i zastanowić. Tak też jest w tym
przypadku. Tej historii
naprawdę niczego nie brakuje. Ja nie mogłam oderwać się od czytania. Tom pierwszy pochłonęłam namiętnie w jeden
wieczór i natychmiast zabrałam się za kolejny. Jeśli szukacie emocjonującej
przygody, Wayward Pines zaprasza każdego. Pamiętajcie tylko, że droga do tego
miasteczka prowadzi tylko w jedną stronę…
PS: Tak
dobra historia nie mogła umknąć FOX, który stworzył serial na podstawie książek
Croucha. I tu moja uwaga: jeśli chcecie sięgnąć po książkę, nie oglądajcie
serialu. Serial i książka to zupełnie dwa różne światy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz