środa, 10 czerwca 2015

[R] Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – „Z Archiwum X. Żywiciele” s10o6-10


SQN 2015
Czas płynie nieubłaganie, wszystko się zmienia, seriale się kończą, a na ich miejsce przychodzą inne. Nawet „Z Archiwum X” się skończyło. Szesnaście nagród Emmy i pięć Złotych Globów, to niebywałe wyróżnienie dla serialu. Pozostał niedosyt i pustka. Kosmici nie mogli jednak pozwolić, by ludzie na Ziemi cierpieli z powodu braku ukochanego serialu, konieczna była interwencja. Tak oto pojawił się komiks, który na nowo rozbudził żar w sercach fanów na całym świecie. Powrócili Scully i Mulder, którzy na pierwszy rzut oka się nie zmienili: emocjonalność i uduchowienie kontra zimna racjonalność. Heraklit powiedział, że wszystko się zmienia, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. A jednak Scully i Mulder wrócili, zardzewiały zamek w drzwiach biura zachrzęścił, kurz poderwał się z mebli, a żarówka zamrugała. Nie trzeba było długo czekać, by wartki nurt rzeki znów porwał ich ku odkrywaniu tego, co nieznane. 

Tom drugi o podtytule „Żywiciele” ma bardzo sentymentalny początek. Mulder i Scully wracają do swojego starego biura. Powracają wspomnienia ich pierwszego spotkania. Mulder wchodzi i wiesza na ścianie zakurzony plakat. To ważny moment. Na plakacie widnieje napis: "I still want to belive". W świetle takie sytuacji, chyba musimy wziąć markery w dłoń i zmienić napis także na naszych plakatach.

Śledztwa dotyczące zjawisk nadprzyrodzonych mają to do siebie, że ciężko im nadać konkretny status "otwarte", "zamknięte". Tak też jest z wątkami podjętymi w tym tomie. Odcinek szósty [„Host”] spuszcza na agentów mała bombę. Ich nowa przełożona Anna Morales od razu kładzie kawę na ławę tłumacząc, że trzeba brać się do roboty i zamknąć kilka starych spraw. Jeśli biuro ma funkcjonować, musi mieć wyniki.  Mulder zostaje wysłany do Martha’s Vineyard, by zbadać sprawę zaginięć kilku osób. Tam odkrywa dziwnego potwora, który powstał w skutek promieniowania radioaktywnego podczas wybuchu w Czarnobylu. Nie wiem czy ktoś pamięta, ale Fluckman jest postacią, która pojawia się na początku drugiego sezonu. Cartre faktycznie sięgnął więc po cold case. Historia Fluckmana jest jednak zaskakująca, bo okazała się mieć swoją głębie, przyczynę i skutek. Oczywiście Mulder ledwo uchodzi z życiem i jak zwykle ratuje go partnerka Scully, która z kolei swoje życie będzie narażać w odcinku #9 [„Chitter”], a konkretniej w starciu ze "szczebioczącym bogiem". Tenże bóg zapragnął jej jako swoją ofiarę/oblubienicę, ciężko to stwierdzić, gdyż opowieść jest tak krótka, że kończy się zanim wszystko dobrze się rozkręci. Trochę szkoda, bo każde bóstwo zasługuje na poświęcenie mu trochę więcej czasu. Dwie sprawy, z czterech przedstawionych w komiksie, dotyczą głównego wątku fabularnego. W odcinku #8 [„Being for the Benefit of Mr X”] ktoś próbuje skontaktować się z Mulderem, zostawia mu w jego dawnym mieszkaniu próbkę krwi o dziwnym składzie. Wątek ten kontynuowany jest w ostatnim rozdziale [#10 „More Musings of the Cigarette Smoking Man”], gdzie poznajemy wspomnienia Palacza. Nadchodzi pora, by Mulder odkrył kim byli i kim Oni wszyscy się stali, cena za taką wiedzę będzie jednak wysoka. Ostatni rozdział komiksu zasługuje na szczególna uwagę, jeśli chodzi o sposób jej zaprezentowania. Historia jest retrospekcją Palacza, który wraca wspomnieniami do młodości. Odtwarza pewne znaczące sytuacje, rozmowy, decyzje jakie wtedy podjął. Wszystko spowite jest oparami przeszłości, niewyraźne. Każde wspomnienie jest inne i co innego zostaje w nim uwypuklone, a im bliżej teraźniejszości, tym robi się bardziej mrocznie.

Można powiedzieć, że kolejny tom „Z Archiwum X” wciąga, a wręcz kosmicznie zasysa na swój pokład. Kiedy zacznie się czytać, nawet przez chwilę nie przejdzie przez myśl, by przerwać. Doświadcza się tego samego uczucia, co przy oglądaniu serialu, po prosu musimy wiedzieć, co dzieje się dalej. „Z Archiwum X” zawsze miało podział na dwa typy odcinków: mitologiczne oraz monsters of the week. W drugim tomie komiksu wraca ten podział na fabułę oraz historie niezależne. Dzięki temu odnosi się wrażenie, że to nie komiks, a kolejny odcinek serialu. To niezwykle przyjemne uczucie i cieszy mnie, że mogłam ponownie go doświadczać. Twórcy czterech historii zawartych w tomie "Żywiciele" świetnie się spisali. Scenarzysta Joe Harris, wystawia bohaterów na zagrożenie życia, pokazuje ich słabości i mocne strony, agenci czasem dobrze się bawią, a czasem żałują swoich decyzji. Rysunkami po prostu nie można się nasycić, wyrazistością postaci, klimatem, kadrowaniem. Niektóre momenty zostały tak doskonale ujęte, że wręcz należy zatrzymać się nad nimi dłuższą chwilę. Każda historia zyskała swój odrębny klimat dzięki różnorodności stylów graficznych. Sześciu rysowników stworzyło swoje niepowtarzalne wizje Archiwum X, a ich połączone siły dały niesamowity efekt. Nie raz podczas czytania przebiegł mnie dreszcz podniecenia, ciekawości i grozy.




Historie zawarte w tomie „Żywiciele”, wydanym przez SQN, różnią się od siebie nastrojem, tempem akcji oraz głębią serialowych nawiązań fabularnych. Sezon dziesiąty „Z Archiwum X” jest komiksem, a jednak został tak zbudowany, by jak najbardziej przypominać serial.  Jest jednak jeden element, który trudno odtworzyć, muzyka. Choć ikoniczny motyw przewodni niestety nie może rozbrzmiewać na kartach komiksu, to tak naprawdę wcale go tu nie brakuje. W końcu każdy prawdziwy fan ma hiperaktywną wyobraźnię, która doskonale odtworzy go w głowie. 

Po przeczytaniu drugiego tomu, nadal ciśnie się na usta stwierdzenie, że to naprawdę udana kontynuacja, mało tego, lepsza niż ostatnie sezony serialu. Dzięki scenarzyście i współpracującymi z nim rysownikami można odkryć postacie Muldera i Scully na nowo – pozostali tacy sami, choć się zmienili. Komiks to uczta dla wielbicieli  "Z Archiwum X". W końcu i tak wszyscy po cichu wierzyliśmy, a teraz możemy wierzyć nadal.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz