SQN 2015 |
Czas płynie nieubłaganie, wszystko się zmienia, seriale
się kończą, a na ich miejsce przychodzą inne. Nawet „Z Archiwum X” się skończyło. Szesnaście
nagród Emmy i pięć Złotych Globów, to niebywałe wyróżnienie dla serialu. Pozostał
niedosyt i pustka. Kosmici nie mogli jednak pozwolić, by ludzie na Ziemi cierpieli z
powodu braku ukochanego serialu, konieczna była interwencja. Tak oto pojawił
się komiks, który na nowo rozbudził żar w sercach fanów na całym świecie.
Powrócili Scully i Mulder, którzy na pierwszy rzut oka się nie zmienili: emocjonalność
i uduchowienie kontra zimna racjonalność. Heraklit powiedział, że wszystko się
zmienia, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. A jednak Scully i Mulder
wrócili, zardzewiały zamek w drzwiach biura zachrzęścił, kurz poderwał się z
mebli, a żarówka zamrugała. Nie trzeba było długo czekać, by wartki nurt rzeki znów porwał ich ku odkrywaniu tego, co nieznane.
Tom drugi o podtytule „Żywiciele” ma bardzo sentymentalny
początek. Mulder i Scully wracają do swojego starego biura. Powracają
wspomnienia ich pierwszego spotkania. Mulder wchodzi i wiesza na ścianie
zakurzony plakat. To ważny moment. Na plakacie widnieje napis: "I still want
to belive". W świetle takie sytuacji, chyba musimy wziąć markery w
dłoń i zmienić napis także na naszych plakatach.
Śledztwa dotyczące zjawisk nadprzyrodzonych mają to do
siebie, że ciężko im nadać konkretny status "otwarte", "zamknięte". Tak też jest z wątkami podjętymi w tym tomie. Odcinek
szósty [„Host”] spuszcza na agentów mała bombę. Ich nowa przełożona Anna Morales
od razu kładzie kawę na ławę tłumacząc, że trzeba brać się do roboty i zamknąć
kilka starych spraw. Jeśli biuro ma funkcjonować, musi mieć wyniki. Mulder zostaje wysłany do Martha’s Vineyard,
by zbadać sprawę zaginięć kilku osób. Tam odkrywa dziwnego potwora, który powstał
w skutek promieniowania radioaktywnego podczas wybuchu w Czarnobylu. Nie wiem
czy ktoś pamięta, ale Fluckman jest postacią, która pojawia się na początku
drugiego sezonu. Cartre faktycznie sięgnął więc po cold case. Historia Fluckmana jest jednak zaskakująca, bo okazała
się mieć swoją głębie, przyczynę i skutek. Oczywiście Mulder ledwo uchodzi z
życiem i jak zwykle ratuje go partnerka Scully, która z kolei swoje życie
będzie narażać w odcinku #9 [„Chitter”], a konkretniej w starciu ze
"szczebioczącym bogiem". Tenże bóg zapragnął jej jako swoją
ofiarę/oblubienicę, ciężko to stwierdzić, gdyż opowieść jest tak krótka, że kończy
się zanim wszystko dobrze się rozkręci. Trochę szkoda, bo każde bóstwo zasługuje na poświęcenie mu trochę więcej czasu. Dwie sprawy, z czterech przedstawionych w
komiksie, dotyczą głównego wątku fabularnego. W odcinku #8 [„Being for the
Benefit of Mr X”] ktoś próbuje skontaktować się z Mulderem, zostawia mu w jego dawnym mieszkaniu próbkę krwi o dziwnym składzie. Wątek ten kontynuowany
jest w ostatnim rozdziale [#10 „More Musings of the Cigarette Smoking Man”],
gdzie poznajemy wspomnienia Palacza. Nadchodzi pora, by Mulder odkrył kim byli
i kim Oni wszyscy się stali, cena za taką wiedzę będzie jednak wysoka. Ostatni
rozdział komiksu zasługuje na szczególna uwagę, jeśli chodzi o sposób jej
zaprezentowania. Historia jest retrospekcją Palacza, który wraca wspomnieniami
do młodości. Odtwarza pewne znaczące sytuacje, rozmowy, decyzje jakie wtedy
podjął. Wszystko spowite jest oparami przeszłości, niewyraźne. Każde wspomnienie
jest inne i co innego zostaje w nim uwypuklone, a im bliżej teraźniejszości,
tym robi się bardziej mrocznie.
Można powiedzieć, że kolejny tom „Z Archiwum X” wciąga, a
wręcz kosmicznie zasysa na swój pokład. Kiedy
zacznie się czytać, nawet przez chwilę nie przejdzie przez myśl, by przerwać. Doświadcza się tego samego uczucia, co przy oglądaniu
serialu, po prosu musimy wiedzieć, co dzieje się dalej. „Z Archiwum X” zawsze miało podział na dwa typy odcinków:
mitologiczne oraz monsters of the week.
W drugim tomie komiksu wraca ten podział na fabułę oraz historie niezależne. Dzięki
temu odnosi się wrażenie, że to nie komiks, a kolejny odcinek serialu. To niezwykle
przyjemne uczucie i cieszy mnie, że mogłam ponownie go doświadczać. Twórcy czterech historii zawartych w tomie "Żywiciele" świetnie się
spisali. Scenarzysta Joe Harris, wystawia bohaterów na zagrożenie życia,
pokazuje ich słabości i mocne strony, agenci czasem dobrze się bawią, a czasem
żałują swoich decyzji. Rysunkami po prostu nie można się nasycić, wyrazistością
postaci, klimatem, kadrowaniem. Niektóre momenty zostały tak doskonale ujęte,
że wręcz należy zatrzymać się nad nimi dłuższą chwilę. Każda historia zyskała
swój odrębny klimat dzięki różnorodności stylów graficznych. Sześciu rysowników
stworzyło swoje niepowtarzalne wizje Archiwum X, a ich połączone siły dały
niesamowity efekt. Nie raz podczas czytania przebiegł mnie dreszcz podniecenia,
ciekawości i grozy.
Historie zawarte w tomie „Żywiciele”, wydanym przez SQN, różnią
się od siebie nastrojem, tempem akcji oraz głębią serialowych nawiązań
fabularnych. Sezon dziesiąty „Z Archiwum X” jest komiksem, a jednak
został tak zbudowany, by jak najbardziej przypominać serial. Jest jednak jeden element, który trudno
odtworzyć, muzyka. Choć ikoniczny motyw przewodni niestety nie może rozbrzmiewać na
kartach komiksu, to tak naprawdę wcale go tu nie brakuje. W końcu każdy
prawdziwy fan ma hiperaktywną wyobraźnię, która doskonale odtworzy go w
głowie.
Po przeczytaniu drugiego tomu, nadal ciśnie się na usta stwierdzenie,
że to naprawdę udana kontynuacja, mało tego, lepsza niż ostatnie sezony
serialu. Dzięki scenarzyście i współpracującymi z nim rysownikami można odkryć
postacie Muldera i Scully na nowo – pozostali tacy sami, choć się zmienili.
Komiks to uczta dla wielbicieli "Z Archiwum X". W końcu i tak wszyscy po cichu
wierzyliśmy, a teraz możemy wierzyć nadal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz