piątek, 5 czerwca 2015

[R] To nie jest powieść grozy dla grzecznych dziewczynek – „Miasteczko” R. Cichowlas, Ł. Radecki


Videograf 2015
Powieść rozpoczyna się od pewnego problemu: dylematu białej kartki. Marcina Lanowicza dosięgła niemoc twórcza, z którą próbuje ze wszystkich sił walczyć. Jest autorem poczytnych romansów o zabarwieniu erotycznym, choć na początku swojej kariery marzył o tworzeniu kryminałów. Terminy gonią, a nowa książka nie powstaje. Remedium na spadek formy i umysłową pustkę, mają być wakacje w niewielkim miasteczku w warmińsko-mazurskim. Marcin jest pewny, że cisza i spokój w otoczeniu garstki miejscowych ludzi ukoi nerwy zarówno jego, jak i żony Anny, która również jest bardzo przepracowana. Ma nadzieje, że świeże powietrze oraz miłe widoki przywrócą mu natchnienie. Rodzi się w nim namiastka optymizmu. Dzień przed wyjazdem ma jednak miejsce niepokojące wydarzenie. Marcin widzi ducha swojego tragicznie zmarłego brata, który zdaje się go ostrzegać go przed wyjazdem. Dziwne zjawisko nie wpływa jednak na decyzje. Gdy docierają na miejsce okolica wydaje się idealna. Urokliwy, gustownie urządzony domek letniskowy, nieopodal jezioro w otoczeniu malowniczej scenerii. Piękno Morwan oszałamia, jednak czar szybko pryska gdy składają wizytę w miasteczku. Większość ludzi jest stara, schorowana, zachowują się dziwnie. Po powrocie w ich spokojnym domk również zaczynają się dziać dziwne rzeczy. 

Cichowlas i Radecki zdecydowali się prowadzić akcję dwutorowo (dopiero z czasem zbiega się w jednym punkcie), dlatego Anna i Marcin nie są jedynymi bohaterami powieści. Jest nim także prywatny detektyw, Paweł Filis. Został on zatrudniony, by odnaleźć żonę pewnego prawnika, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach gdzieś na trasie z Grudziądza do Kwidzyna. Trop prowadził go niedaleko miasteczka Morwany. Zażywając chwili odpoczynku w przydrożnym zajeździe, spotyka dziwną kobietę o oszałamiającej urodzie. Tajemnicza nieznajoma okazuje się znać sekret, jaki skrywa detektyw. Nawiązuje się między nimi nić porozumienia. Kobieta jest w posiadaniu informacji, gdzie znajduje się szukana przez niego żona prawnika. Filis postanawia jej zaufać i udać się do miasteczka, które wskazała.
  
PRZEPRASZAM, JAKIE TO MIASTECZKO?

Do Morwan można trafić przypadkiem lub zostać
sprowadzonym. Droga, która tu prowadzi, dla niektórych
jest pechowym skrętem, dla innych ścieżką przeznaczenia.
Autorzy postawili na jaskrawe, typowe postaci. Detektyw ze zdolnościami paranormalnymi, szlachetny, choć szorstki, za wszelką cenę próbuje odnaleźć zaginioną kobietę. Anka, żona pisarza, w młodości lubiła zaszaleć szastając pieniędzmi i swoją reputacją, teraz woli walczyć o każda złotówkę i pracować dla kapitalistycznego wyzyskiwacza. Jednocześnie jest kochającą oraz wyrozumiałą żoną wspierającą męża w jego pasji. Marcin to niespełniony pisarz z twórczą blokadą, który desperacko szuka natchnienia. Jest szczery, trochę łatwowierny i kocha swoją żonę ponad wszystko. Z początku nie łatwo którąkolwiek postać polubić, czy się do niej przywiązać, wydają się bowiem zbyt schematyczne, jakby wyjęte z horroru klasy B: wiemy jak zareagują, co powiedzą, a dialogi między nimi pozostawiają wiele do życzenia. Z czasem bohaterowie okazują się być największą zaletą tej książki. Kryją oni tajemnice, nieuświadomione uczucia oraz potrzeby i tym potrafią czytelnika zaskoczyć. Zmieniają się pod wpływem miejsce oraz reguł gry jaką ktoś z nimi toczy. 

Na początku książki, można odnieść wrażenie, że autorzy chcą skrytykować konwencję powieści kobiecej typu romans, a jednocześnie wykorzystują jej element do podtrzymania uwagi czytelnika. Powieść zawiera liczne sceny erotyczne, początkowo są one związane z pisaną przez Marcina powieścią i stanowią ich karykaturalną wersję rodem z harlequinów. Pisarze takiej erotyce, przeciwstawiają erotykę horroru, która rządzi się innymi prawami. Śmiało ukazują sceny ostrego seksu, pełnego pożądania i perwersji, a który najczęściej kończy się dość krwawo oraz boleśnie. Następuje przejście z niewinności do brutalnego rozdziewiczenia – od romansu do horroru. Ci, którzy nie oczekiwali takiego toku rzeczy będą mile zaskoczeni lub dogłębnie zniesmaczeni.
  
„Miasteczko” ma fabułę dwutorową, która z czasem zbiega się w określonym momencie. Akcja jest do pewnego momentu przewidywalna, ale to akurat jej zaleta, bo zwiedziony na manowce czytelnik dozna większego zaskoczenia. Ciężko bowiem domyślić się ukrytej przez autorów prawdy. W ramy historii została wbudowana opowieść szkatułkowa. Bohaterowie odtwarzają, poprzez odczytanie treści pamiętnika, wydarzenia mające miejsce długo przed ich przybyciem do Moraw. Tak poznajemy opowieść o tym, jak niezadowolenie i frustracja owocują mrzonką o pragnieniu złożenia z siebie ofiary, oddania się pod władzę sukubowi. Historia ta w pewnym momencie dominuje przez co następuje zwolnienie akcji, stanowi jednak ważną motywację dla działań pewnych postaci oraz rozwoju fabuły. 

MORWANY - POLSKIE SILENT HILL

Jezioro jest miejscem, gdzie Zmory przechowują dusze
swoich ofiar.
Anna, Marcin oraz Paweł to trójka ludzi, którzy trafili do miasteczka o nazwie Morwany. Jego historia to słowiańska wersja Silent Hill. Miasteczko, które kiedyś święciło szczyt swojej popularności i doskonałości, pogrążyło się w ruinie i zapomnieniu. Istnieją takie miejsca, które przesiąkły złem, bólem oraz cierpieniem i to sprawia, że domagają się ofiar. Do Morwan można trafić przypadkiem lub zostać sprowadzonym. Droga, która tu prowadzi, dla niektórych jest pechowym skrętem dla innych ścieżką przeznaczenia. Jest to miejsce zapomniane prze Boga, gdzie czas ulega załamaniu, a rzeczywistość nie koniecznie jest taka jak się jawi na pierwszy rzut oka. Bohaterowie im dłużej tam przebywają, tym bardziej ogarnia ich lęk i poczucie winy. Serce Morwan skrywa mroczną tajemnicę. Problem w tym, że prawda bywa bolesna.

Cichowlas i Radecki nie skupiają się na opisach przyrody i otaczającej bohaterów natury, co jest typowe dla budowania nastroju w powieściach grozy. Czytelnikowi nie będzie dane poznać dokładnie okolicę Morwan, jednak  kilka opisanych miejsc zafascynuje i zapadnie w pamięć. Mnie szczególnie przypadła do gustu kamienica w środku lasu, która znalazła się tam w skutek anomalii. Jej wnętrza są zachwycające i fascynujące, tak jak zamieszkujące tam istoty. Ciężko również zapomnieć jezioro krwi oraz unoszącą się nad nim czerwoną mgłę. Czytaniu powieści nieustannie towarzyszy uczucie niesamowitości. Czym tak naprawdę są Morwany: miasteczko w lesie, czy las w miasteczku. Morwany to studnia, czarna dziura, w której świat rządzi się własnymi prawami, ale tam, poza tą wsią, życie toczy się dalej /s 255/. Upiorna rzeczywistość, gdzie na ciele odznacza się upływ czasu, a umysł nie potrafi tego uchwycić. Jest jeszcze pewna wyjątkowa (dla mnie) scena, erotyczna, ale nie to przyciągnęło moją uwagę. Jeden z bohaterów zostaje zwabiony przez Zmory, które wykorzystują do seksualnie i sprawiają przy tym niewyobrażalny ból /rozdział 12/.  Chodzi jednak o miejsce, okoliczności i sposób w jaki się to dobywa. Niemal od razu poczułam przerażenie. Cichowlas i Radecki dotknęli mojego czułego punktu - czerwone kotary z Miasteczka Twin Peaks. 

PIĘKNE ZMORY NIMFOMANKI

Piękne i niebezpieczne słowiańskie demonice.
Autorzy wybierając antagonistów sięgnęli do wierzeń słowiańskich. Zarówno główny wróg bohaterów, jak i jego poplecznicy mają lokalne pochodzenie. Zmora, kikimora, mora, dusiołek, sotona, demon, nocnica, biża. Morwany nawiedzają trzy kobiety wokół, których unosi się niesamowita aura. Bezpośredni antagonista, z jakim mają styczność bohaterowie, jest dobrze zbudowany, chciałoby się rzec, że z krwi i kości. Zmory nie są bowiem przemykającymi w tle zjawami, które straszą i nękają. W ich obecności człowiek czuje błogość zakrawającą o zauroczenie. Potrafią doskonale się kamuflować i ciężko odkryć ich prawdziwą naturę. Doskonale odwracają uwagę bohaterów od spraw istotnych próbując rozproszyć ich podejrzenia. Dysponują najskuteczniejszym orężem, pożądaniem. Emanują niezwykłą siłą erotyczną, której nie sposób się oprzeć. Mają we władaniu trzy jeziora, gdzie trzymają ludzkie dusze. Cichowlas i Radecki przywrócili do życia prawdziwe słowiańskie demonice o podstępnej naturze. Takie, które potrafią uśmiechać się, uwodzić, kochać, szeptać czułe słówka, a jednocześnie być okrutne, zimne, stanowcze i bardzo głodne. A menu mają specyficzne: żywią się strachem, którym przesiąkło mięso i krew. Zmory są konkretnymi potworami, których istnienie autorzy logicznie przedstawili. Mają one swoją historię, tą pradawną i tą całkiem współczesną. Zmory są realne jak wilki szykujące się do ataku, a jednocześnie ulotne jak echo błądzące po lesie.

Poprzez nadanie antagonistom natury erotycznej powieść ma dużą dawkę erotyki typowej dla horroru, czyli połączonej z przemocą i śmiercią. Nie ma w niej jednak scen i obrazów ekstremalnych, które pojawiły się w poprzedniej wspólnej książce tych autorów, czyli antologii „Pradawne zło”. W „Miasteczku” nie pozwolili sobie na przekroczenie pewnych granic.

CZAR ILUZJI

Dobry horror powinien nie tylko straszyć, budzić odrazę, ale również zaskoczyć pewnymi rozwiązaniami. W tym przypadku intryga została tak sprytnie utkana przez autorów, że nie sposób domyślić się zakończenia powieści. Znany świat rozpada się, bo to co było prawdą okazuje się ułudą, znika nadzieja na powrót do normalności. Tak kończy się większość horrorów, nie ma happy endu. Zabawa polega na tym, że to co czytelnik uznał za najmniej znaczące, okaże się przyczyną wszystkiego. Mamy więc dobry horror. Nie powiem, chętnie wróciłabym jeszcze do Morwan, może jakiś origins? :)

PROSTO I KRWAWO

Jak w takim pięknym miejscu można stracić nadzieję?
„Miasteczko” skrywa tajemnice magicznych miejsc, rytuały ochronne, anomalie czasowe, zdolności paranormalne, przeklęte miasteczko. Z powieścią Cichowlasa i Radeckiego nie można się nudzić, choć zbyt wysokich oczekiwań też mieć nie można. Aby w pełni poczuć klimat Morwan, trzeba dać książce trochę czasu. Fabuła rozwija się niczym kwiat, powoli rozkłada płatki tajemnicy i subtelnie czaruje wonią grozy, by w końcu dać posmakować pełnokrwistego horroru. Choć tak się zaczyna, to nie jest to powieść grozy dla grzecznych dziewczynek. Im głębiej w las, tym bardziej dominują gniew, strach, wściekłość, panika, rozkosz, ekstaza, wyuzdanie, brutalność. Erotyka i makabra są tu silnie obecne i bohaterowie zostają uwikłani w każdy z tych elementów. Historia „Miasteczka” bazuje na elemencie zaskoczenia, gdyż prawda pozostaje długo ukryta przed czytelnikiem.

Kolejna powieść duetu Cichowlas-Radecki pokazuje, że Panowie coraz lepiej ze sobą współpracują. Ich style połączyły się, ale nie zlały ze sobą. Widać, że została wypracowana jakaś równowaga, która została osiągnięta poprzez pójście na kompromis. Stworzyli razem powieść ciekawą, choć nie oryginalną. Taką, która oddaje hołd horrorowi klasy B. Książka nie zadowoli poszukiwaczy głębi i przemyśleń w horrorze, nie ma tu skomplikowanych zagadek, czy niepojętych tajemnic. Najmocniejszą stroną powieści są antagoniści i protagoniści, na których skupia się cała historia oraz element zaskoczenia związany z zakończeniem. „Miasteczko” zadowoli więc wielbicieli horrorów w stylu Grahama Mastertona: prostych, krwawych i pełnych seksu.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz