niedziela, 17 maja 2015

[R] Wścieklizna zęba, czyli Malkolm, potwór nad potwory - Nawiedzone zamczysko #2


Siedmioróg 2007
Zamek Zmoranieckich nie cieszył się dobrą sławą. W tym ponurym miejscu mieszkały zombie, kościotrupy, wampiry i mnóstwo innych obrzydliwych stworów, pozbawionych nawet nazwy. A jednak byłoby wielką przesadą twierdzić, że wszyscy mieszkańcy nawiedzanego zamczyska to okropne potworności /s 11/. Wśród nich był również Malkolm, twór powstały w skutek eksperymentu profesora von Skalpela, który stworzył go z fragmentów rożnych ciał. Tak powstał wyjątkowy potwór. Profesor obdarzył Malcolma ogromnym cielskiem, które niestety okazało się zdeformowane, nieproporcjonalne i w efekcie upiorne. Jego wygląd znacznie odbiegał od tego, kim ta naprawdę był sam Malkolm. 



Malkolm, jako najstraszniej wyglądający z potworów, codziennie miał za zadanie straszyć turystów i przyjezdnych, nie lubił jednak tego zajęcia.  Uwielbiał za to spełniać rolę złotej rączki na zamku: naprawiał, dbał, ogarniał wszystko, o czym inni nie myśleli zajęci swoimi sprawami. Każdej wiosny brał się za generalne sprzątanie: odkurzał i czyścił każdy zakamarek ponurego zamczyska. Często musiał jednak przerywać swoje czynności żeby pomóc von Skalpelowi w jego eksperymentach. Zawsze posłusznie i z pokorą wykonywał jego polecenia. Po cichu liczył, że profesor poprawi kiedyś jego wygląd. Malkolm zdawał sobie sprawę ze swojego odpychającego oblicza. Marzył o tym, by ktoś go pokochał, dlatego po ciężkim dniu pracy układał piosenki o miłości i nagrywa je w studiu, które wybudował mu von Skalpel. Profesor jak zwykle sceptycznie podchodził do zainteresowań swojego asystenta. Szybko jednak dostrzegł w jego twórczości możliwość zysku. Nie mówiąc o niczym Malkolmowi udał się z płytą do producenta muzycznego. O tym, co z tego wynikło musicie doczytać już sami. 

„Podgrywa cicho wiaterek
Najsłodszej miłości nuty
Kochankom, co w jednym ciele
Splątani są jak druty
Tuż obok księżyc blady
Dyskretnym świadkiem niebo
Na tobie lukru ślady
A mi szamponu trzeba”


Opowieści zawarte w drugim tomie z serii Nawiedzone zamczysko toczą się wokół życia Malkolma. Potwór szpetny na zewnątrz, lecz o pięknym bogatym wnętrzu, okazuje się wrażliwcem, który potrafi śpiewać piękne piosenki o miłości, a także, wbrew powszechnym opiniom o monstrum Frankensteina, jest bardzo inteligentny. Wygrał nawet teleturniej „Pytanie do potwora”, co zdziwiło nawet jego samego. Oczywiści byłoby dziwne, gdyby we wszystkim nie maczał swoich profesorskich palców von Skalpela (testowanie mózgu). Owładnięty myślą stworzenia monstrum doskonałego, po raz kolejny za wszelką cenę pragnie dokonać niemożliwego. O dziwo tym razem mu się udaje. Na stole w jego gabinecie leży gotowy, piękny, proporcjonalny twór człekokształtny, którego ze względu na urodę ciężko nazwać potworem.

Pierwsza część przygód Malkolma ma ewidentnie charakter humorystyczny (wścieklizna zębów, nagrywanie miłosnych ballad, sprzątanie zamczyska), jednak od momentu gdy profesor tworzy swoje kolejne dzieło, historia przybiera nieco bardziej skomplikowany rys. Malkolm nie jest w stanie zrozumieć dlaczego von Skalpel tworzy coś nowego zamiast udoskonalić jego samego. Gdy konfrontuje się z istotą, która jest taka jak on zawsze marzył by być, okazuje się, że nie wszystko złoto, co się świeci. Autorzy dość klasycznie decydują się na silny kontrast w zestawieniu brzydoty i niedoskonałości fizycznej Malkolma z perfekcyjnie wyrzeźbioną sylwetką  „człowieka za trzysta tysiąc woltów”. Szybko okazje się, że nowy twór w swojej pięknej powłoce skrywa narcystyczne, władcze wnętrze. I tu następuje najciekawszy moment: Malkolm postanawia dokonać sabotażu projektu profesora, by ten nie odkrył, jak niedoskonałe wewnętrznie dzieło stworzył.  W toku wydarzeń dochodzi również do rozwiązania wątku twórczości muzycznej Malkolma z poprzedniej części historii. Zyskuje on potwierdzenia swojej wyjątkowości oraz dowiaduje się, że inne osoby akceptują go takim jaki jest i doceniają za jego talent.

„Malkolm, potwór nad potwory” to kolejny wspaniały zbiór trzymających w napięciu historii, które swoim zakończeniem nie tylko zaskakują, ale i bawią. Barwne postacie oraz komiksowe ilustracje dostarczają mnóstwa dobrej zabawy. Konwencja zaproponowana przez Paula Martini oraz Manu Boisteau nie nudzi się, gdy znów po nią sięgamy. Warto zwrócić również uwagę na przemyślaną zależność historii między tomami. Jeśli dziecko nie czytało części pierwszej nic straconego, bowiem bohaterowie zawsze ukazywani są jak postacie dopiero poznane: pojawia się opis anatomiczny wraz z cechami osobowości i pełnioną w domu funkcją. Nie jest więc konieczne znać ich wcześniejsze losy. Przygodę z nawiedzonym zamczyskiem można zaczynać od dowolnego tomu. Stanowi to duży plus tej pozycji. Składa się ona z niezależnych elementów, które ostatecznie tworzą spójną całość, dając także szerszą perspektywę interpretacyjną. Oczywiście w tomie drugim pojawiają się nawiązania do tomu pierwszego np. do słabości von Skalpela, jeśli chodzi o klub Malibu. Jeśli czytało się wcześniejsze przygody potworów z zamczyska, wiele sytuacji jest śmieszniejsze, ale ich nieznajomość aż tak wiele nie ujmuje dalszym opowieściom. Głównym przesłaniem serii dziwnych przygód Malkolma jest pokazanie, że nie liczy się wygląd zewnętrzny, ale to jacy jesteśmy w środku. To nasze plany, marzenia i postępowanie definiuje nas samych. Bardzo istotny jest również wątek akceptacji zarówno tej płynącej od bliskich, jak i tej jaką możemy uzyskać od innych ludzi. Ponownie zostaje również podkreślony motyw małej społeczności, w której współistnieją odmienne istoty.


Sięgając po kolejną część z serii Nawiedzone zamczysko możemy mieć pewność, że złożona i pełna opisów historia zaciekawi nasze małe potworki, a poziom literacki pomoże im w nauce umiejętności czytania oraz pracy z tekstem. Paul Martin oraz Manu Boisteau postawili na przygodę, grozy jest tu więc jak na lekarstwo. Za pomocą ostrego skalpela oddzielili od typowych przedstawicieli horrorów element lękotwórczym i tchnęli w nich nowe życie. Dokonali degradacji ich podstawowej funkcji, czyli straszenia, ale dali im coś w zamian: złożoną osobowość oraz poczucie humoru. Historii można zarzucić pewną trudność, brak bowiem konkretnych wniosków do zaistniałych sytuacji. Jest to jednak tekst do samodzielnego czytania i na tym etapie kontaktu z literaturą, dziecko musi wysilić się o samodzielne próby interpretacyjne. Nie powinno tu jednak zabraknąć rodzica, który gdy usiądzie z dzieckiem, będzie mu w stanie pomóc doszukać się ciekawych wątków do przedyskutowania. Warto dokonać analizy charakteru poszczególnych bohaterów, spróbować umotywować ich intencje oraz zwrócić uwagę na elementy humorystyczne. W tym tomie istotne będzie również omówienie szerzej wątku monstrum Frankensteina w literaturze.


zobacz całą serię



Tekst ukazał się w ramach coniedzielnego cyklu "Małe potworki" na Okiem na Horror



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz