Co
to były za święta! A, jak :) W końcu chodzi o to, żeby wspólnie spędzać czas i
jeść, dużo i dobrze jeść, nie zapominając o przepijaniu ;) Było więc rodzinnie, czyli
szczypta kąśliwości z dużą dozą miłości. No i oczywiście to, co rodzinnie wychodzi najlepiej, a więc długie spacery po ulicach pogrążonych w spokojnym świątecznym wieczorze. Szkoda tylko, że znów w Wigilię nie było śniegu, znaczy spadł, ale trochę spóźniony :) Mieliśmy za to zbłąkanego gościa. Podczas jednego ze spacerów zaczepił nas kitek, który powędrował za nami aż do domu, więc nie było wyjścia jak nakarmić go i zabrać do siebie na noc. Następnego dnia grzecznie wrócił do swojego domu lub skądkolwiek był ów dobry zbłąkany duszek. Mam nadzieję, że jego ugoszczenie sprowadzi na dom szczęście w nadchodzącym roku. Wróćmy jednak do tego, co po obfitym kolacjo-obiedzie wigilijnym nastało - prezenty! Wśród nich nie mogło zabraknąć książek. A oto one:
Książka, na którą bardzo długo czekałam i wiedziałam, że będzie moim prezentem. Gdy
tylko autorka ogłosiła, że ma szatański plan napisania nowej powieści, byłam
podekscytowana. Kałużyńska nie rzuca słów na wiatr i nie przejmuje się krytyką, tak więc powstał „Alvethor. Białe miejsce”. Pozycja intrygująca,
na którą czekałam z nutką niepokoju i fascynacji, bo sam pomysł wydawał się
szalony. Kałużyńska postanowiła porwać się na literacką wersję gatunku
filmowego, slashera. Jest więc zapewnienie, że krew będzie się lać potokami,
bryzgać po ścianach wszystkich wymiarów rzeczywistości ukazując nowe zastosowania
wielu metalowych przedmiotów. Książka jest wielką zagadką i czuję, że cała
zabawa będzie polegać na pytaniach bez odpowiedzi, a to uwielbiam najbardziej.
Wiem, że autorka niezwykle drobiazgowo przygotowywała się od strony merytorycznej
do napisania tej książki, dlatego zapewne znajdziemy w niej wiele pobudzających
apatyt na więcej smaczków naukowych (i nie tylko). Szykuje się więc na rozpoczęcie Nowego Roku intelektualna uczta pełna makabry, suspensu, grozy i filozofii.
Rrrr!
Wydawnictwo BOSZ
Wszyscy
kochamy niesamowite opowieści, dlaczego więc nie szukać inspiracji dla
fantastyki i horroru u rodzimych źródeł. Słowiańskie baśnie, podania i legendy
kryją potwory, które kryją się tuż obok nas. Ich bogactwo oraz zróżnicowanie próbują oddać w książce „Bestiariusz słowiański: czyli rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach” Witold Vargas i Paweł Zych [trailer można zobaczyć tutaj]. Ich wspólne ilustracje pozwolą poznać ponad 100 potworów. Zachwycając się
zagranicznymi monstrami nie doceniamy tego co nasze, albo po prosu mało o tym wiemy. Czy koś z was zna ćwoka, kocmołucha, matohę czy babę grochową? Przedchrześcijańska demonologa
ludowa potrafi działać na wyobraźnie, jeśli się na nią otworzymy. Szczerze mówiąc zawsze darzyłam wielką sympatią Beboki :) Album
wydawnictwa BOSCH niewątpliwie będzie niesamowitą podróżą śladami pradawnej,
słowiańskiej magii.
Jak widać, nie mogę więc powiedzieć, że jestem niezadowolona. Nie "składałam zamówienia" na stertę książek, bo nie samymi książkami człowiek żyje - biżuteria, ubrania, sprzęty elektroniczne, kosmetyki, dziwne ozdoby domowe, czy też są mile widziane ;) Co jednak najważniejsze, w tym roku nie otrzymałam ani jednego zbędnego prezentu, który walałby się po kątach przez następny rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz