Magazyn Secret Service powstał w 1993 roku i
ukazywał się dzięki wydawnictwu ProScript, aż do 2001. Na początku swojej
działalności magazyn był prekursorem w tematyce gier komputerowych oraz na
konsole, a także informował o tym wszystkim, co było warte uwagi w dziedzinie
technologii. Redaktorzy, jako pierwsi w Polsce postanowi poświęcić uwagę
mandze, anime i kulturze japońskiej. Jako pierwsi zdawali relacje z wielkich
targów i imprez, jako pierwsi wprowadzili Cover
Dysk. Dlaczego więc, tak wielki popularny magazyn nagle znikł z rynku? To rynek
jest odpowiedzią; w pewnych latach stał on się bardzo ciężki dla prasy
komputerowej, do tego doszły małe rotacje w obrębie grona redaktorów i wieko od
trumny gotowe. Ceremonia pogrzebowa była pełna niedopowiedzeń i rzewnych łez
niedowierzania. Secret Service nie
tylko zapisał się historii branży jako prekursor, ale obrósł niemal legendą
wśród fanów. A jak to z legendami bywa, trzeba się zastanowić dwa razy, zanim
poprosimy grabarza o pomoc. Ktoś, nawet nie jeden, postanowił, że warto
przywrócić do życia legendarnego potwora z głębin, dzięki zbiórce pieniędzy na
portalu crowdfundingowym PolakPotrafi.pl. Projekt reaktywacji Secret Service spotkał się z ogromnym
zainteresowaniem, zarówno tym pozytywnym, jak i negatywnym. Dzięki niemal
pospolitemu ruszeniu zebrał rekordową ilość pieniędzy, czyli ponad 284 tys. zł
Premiera magazynu odbyła
się 30 września 2014 roku. Jak to bywa z projektami crowdfundingowymi, gazeta w
pierwszej kolejności miała trafić do osób, które wsparły magazyn, a następnie
do ogólnodostępnego kolportażu. I tu pojawia się pierwszy bardzo nie miły
zgrzyt, o którym musze powiedzieć, bo crowdfunding zobowiązuje, jest zaufaniem
i inwestycją, a tu nastąpił właśnie zonk. Wiele osób, które sfinansowały
projekt, nawet kilka dni po premierze nie otrzymało swojego egzemplarza. Drugi
zonk, doświadczyłam osobiści będąc w EMPiKu w dniu premiery. Gdy poprosiłam o
pomoc w odszukaniu SS, obsługa nie
wiedziała o co mi chodzi i nie umiała podać mi informacji czy magazyn jest
dostępny, czy nie. Oczywiście magazyn nie był dostępny i poinformowano mnie, że
jutro będzie – ba, niestety nie był. Należę do upartych osób i postanowiłam sprawdzić ile będzie owego opóźnienia.
Otóż dopiero 03.10 udało mi się kupić gazetę, a więc jakieś 4 dni po planowanej premierze. Nie wiem, czyja
to do końca wina, ale ci co zawinili, wiedzą…
Wstyd i hańba okryła wasze rodziny. No i lekcja na przyszłość: marketing i wizerunek to podstawa.
Zostawmy jednak problemy marketingowo-logistyczne z tyłu i zachwyćmy się przepiękną okładką magazynu. Widać na niej grafikę z gry "The Vanishing of Ethan Carter", która wyszła spod ręki Rafała Szłapy <3, czyli twórcy słynnego „Blera”. To bardzo piękna okładka,
twarda, delikatna w dotyku, matowa, utrzymana w klimacie komiksowym. Dotykając
jej, moja kobieca sensualność czuje się zaspokojona . Dodatkowo pismo zostało
wydane na papierze bardzo dobrej jakości. W środku znajdziemy mnóstwo zdjęć i
przemyślny layout. Czcionka jest subtelna,
tytuły nie atakują, lecz delikatnie zachęcają do wgłębienia się w tekst i już
na tym etapie czuć tajemniczy klimat retro.
Wszystkie zawarte w Secret Service
artykuły, recenzje i inne przejawy literackie czyta się szybko i przyjemnie,
ale niestety chillout nie zawsze jest
pozytywnym zjawiskiem.
Jestem kobietą i dlatego
to, co na zewnątrz i do pomacania bardzo mnie cieszy, ale to co wewnątrz jest
najważniejsze. Z początku byłam mile
zaskoczona treścią magazynu, jednak po chwili czytania zmieniła się w słup soli. Zdziwiło mnie,
że więcej niż połowa pisma skupiała się na starych grach. Z jednej strony to
ciekawe doświadczenie dla mnie, bo faktycznie dowiedziałam się mnóstwa informacji o jakich nie miałam pojęcia. Tak więc, nowości w Secret
Service jest niewiele i zdecydowanie są jedynie przystawką. Główne danie
zachęca nas do cofnięcia się w czasie. Bardzo podobał mi się artykuł poświęcony zamkowi Wolfenstein - wiele godzin przyjemnego relaksu, wspaniała gra :) Zaintrygował mnie sprzątacz Bob, czyli gra o sprzątaniu na miejscu zbrodni - "Viscera Cleanup Detail". Powiem szczerze, że na pewno znajdą się na to amatorzy-koneserzy, nawet kilku znam. No i na koniec, to co właściwie jest na początku, czyli "The Vanishing of Ethan Carter". Uwielbiam takie gry, szczególnie, gdy nie gra się samemu - bardzo zbliżają.
Od razu przyznaje się, że
nie jestem super znawcą w dziedzinie gier komputerowych. Moja opinia o Secret Service jest oparta na perspektywie
niedzielnego gracza oraz wniosków z dyskusji z moim (o wiele bardziej w
temacie) partnerem. Powiem więc czego ja w
tego typu piśmie szukam. Przede wszystkim opinii, które porwą mnie do zagrania w
coś i na których można polegać, by grając nie rozczarować się. Oczekuje eksploracji starych
gier z mroczną, krwawą przeszłością. W SS większość recenzji okazała się dość słaba, taka bez polotu. W pewnym
momencie zawiało nudą. Dlaczego? Recenzja gry ma czymś nas zaciekawić, zrazić
lub przekonać, zastanowić, może nawet zaszokować, ale na pewno pobudzić. Mnie żadna w
SS nie porwała. Momentami obraz dominuje nad treścią, która jest tak słaba, że
niknie za screenshotami. W recenzjach oprócz ogromnej dawki profesjonalizmu
powinien być temperament, profesjonalizm, głębia, kontekst, przekrój. Zbrakło mi również
wyraźnej oceny i kryteriów, którymi kieruje się gracz oraz pełnych informacji o samej grze (skoro
płacę komuś za podanie mi informacji, nie mam ochoty wyszukiwać jeszcze czegoś
w internecie). I tak doszłam do momentu, w którym miało być fascynująco, a
okazało się trochę nudno. Nie było źle, ale genialnie też nie. Rozumiem, że osoby piszące do SS należą do innego pokolenia niż ja, dlatego ich relacja z imprez była dla mnie kosmosem. Ewidentnie widać, że recenzje nowych gier
w SS nie wnoszą nic ciekawego do tematu. Moje poczucie znudzenia może wynikać również z
tego, że jestem graczem weekendowym i nie sięgam tylko do starych gier mojego
ukochanego gatunku. Dlatego szkoda, że nie pojawiły się informacje o np. „Carmagedon”, „Blood”, czy „Harvester” - dla mnie były i są najbardziej grywalne :) Recenzje nie rzuciły mnie na
kolana nie tylko ze względu na brak tytułów, które by mnie ciekawiły. Coś zgrzyta w samej warstwie pisma. Z jednaj strony
układ i styl magazynu są przemyślane, ale nie dały oczekiwanego efektu.
Będąc trochę zawiedzioną
recenzjami, poszukałam felietonów. W Secret
Service mamy ich aż cztery i każdy inny, co nie znaczy, że tak samo dobry. Pierwszy to felieton Krupika, czyli strona z pamiętnika. Bardzo dużo mówi sama grafika, ukazująca autorkę przeciętą na pół. Ciężko w naszych czas żyć z pasji do czegoś. Nielicznym się udaje, tylko pogratulować. Temat ambity, ale potraktowany po łebkach. Kolejny poświęcony jest relacji gier z telewizją. Mirek Filiciak otwiera temat, aby pokazać jak ważna jest archeologia gier, czyli minione wyobrażenia o nich i ścieżka rozwoju jaką podążają. Ciekawy, choć nieco suchy felieton. Piotr Pieńkowski z kolei serwuje nam trochę psychoanalizy i wspomnień z dzieciństwa. Felieton lekko odsłania kotarę tajemnicy o samym autorze i nic poza tym. Torę zbyt sentymentalne. Na sam koniec prawdziwy rarytas - "Hi There,". Dr Destroyer rozbawił mnie, zasmucił jednocześnie. Jego pełen sarkazmu felieton jest wciągający. Lubię czytać ludzi, którzy lubią niszczyć i jeszcze o tym opowiadać. Na sam koniec jest felieton dość dziwny - redaktor Borek przyznaje się, że nie był redaktorem. Powiem tak, jakby ktoś mi o tym tekście nie przypomniał, nie dopisałabym tych dwóch zadań korekty. Podsumowując, pamiętników nie lubię, chyba że są jakieś pikantne szczegóły, a psychoanaliza to tylko wydaniu Freuda, a nie za 14,50 zł. Tak naprawdę, z czterech felietonów jedynie dwa warto przeczytać. Felietony
same w sobie niczego nie zmieniają, a mogłyby. Tak forma wypowiedzi demaskuje wszystko, co potrafimy i co mamy do powiedzenia. Dla jednych jest tchnieniem dawnych dni, dla innych forum zmuszającym do refleksji.
Dość kontrowersja jest
atmosfera, która narosła wokół pisma w jego własnym środowisku. Całość jakoś
mnie nie dotyczy więc nie będę grzebać patykiem w nieswoim gównie. Powiem krótko:
youtuberzy pojechali po SS, jak po dzikiej
szkapie. Inne pisma, albo witały magazyn z przesadnym entuzjazmem, albo lekceważącym
sarkazmem. Zrodziły się niemiłe animozje, ironiczne komentarze i ostre słowa o
powrocie dinozaurów. Zgodzę się, że kontrowersja jest potrzeba w reklamie, ale
jak ta sytuacja odbije się na samym magazynie, zobaczymy. Wszelkie kwiatki i hocki-klocki nie umknęły
niczyjej uwadze. Może w tej całej awanturze niektórzy powinni się zastanowić
czy na pewno zrozumieli idee samego pisma i czy wyciągają przeciwko niemu
odpowiednie argumenty...
Nie chciałabym, by ktoś błędnie pomyślał,
że mają wypowiedzią przyłączam się do grona hejterów. Nic bardziej mylnego. Ciężko mówić, że się jest
zadowolonym, jeśli się nie jest – jednak to subiektywna sprawa – każdy ma prawo
do własnych odczuć. Dlatego wyszłam naprzeciw twórcom, by zrozumieć ich
przesłanie. Czytając wstęp redaktorów, a potem tekst KGB dostrzegłam idee pisma, która jest trochę archaiczna, ale
naprawdę wielka. Autorzy nie wstydzą się przyznać, że nie przystają do
współczesnych realiów w branży gier. Ich zadaniem jest stworzyć pismo, które
będzie prezentować najbardziej grywalne pozycje w historii oraz oferować
publicystykę prezentującą kamienie milowe w rozwoju gier. Chcą rozkochać
czytelników w tytułach, które z perspektywy czasu wydają się wymarłymi dinozaurami, a
które według nich kryją fascynujący świat. Stare gry mają terapeutyczne
właściwości, bo odrywają nas od codziennego, morderczego tempa świata. Mamy
więc, coś czego do tej pory nie było Secret
retro Service. Widać, że
pismo swoim ekskluzywnym wydaniem wyraźnie kieruje się ku bardziej
doświadczonym graczom, niż młodemu odbiory. Pojawia się jednak pytanie: czy na pewno dokonano rzetelnego
badania rynku i na jego podstawie podjęto decyzje o wznowieniu pisma? Czy SS na pewno ma wystarczający target?
Przed redakcją Secret Service jeszcze sporo pracy, bo
jeśli chcą być pismem ambitnym, to muszą dać najwyższą jakość recenzji i
felietonów, a w pierwszym numerze się nie popisali. Twierdzą, że zależy im
na młodzieży, więc muszą sprowadzić świeżą krew, która podziela ich ideały, a
jednocześnie otworzy okno na świat. Życzę odwagi w pokonywaniu przeciwności. Wspieram
i trzymajcie się! Do następnego numeru (czekam na rozlew krwi).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz