środa, 16 kwietnia 2014

Horror Masakra - Death Shall Rise!


Z jednej strony pragniemy, aby horror stał się zauważalny i popularny. Ale trzeba uważnie wypowiadać życzenia – tego uczył chyba Masterton w „Dżinie”, czy coś... Jeśli horror wchodzi w mainstream, tym samym staje się popularny i dochodowy, jednak mocno traci na jakości, nie tyle wykonania, co treści. Czy niezrozumienie jest złe? Pozostając w cieniu, który wcale nie jest taki mały, horror zachowuje swoją niezależność i głębię. Kiedyś fantastyka była w podobnym punkcie. Poszła na całość i nie raz ją przez to wydymali. Teraz jest już integralną częścią popkultury, gdzie w morzu beznadziej, pływają arcydzieła – nawet w pomyjach są świeże kawałki. Zamknięcie i odseparowanie może przynieść niezwykły rozwój, jednak będzie on obarczony licznymi konsekwencjami. Warto więc się zastanowić czego tak naprawdę chcemy i  z czym to się wiąże?

Właśnie ukazał się trzeci numer Horror Masakry. Widać, jak wielkie postępy robi cała redakcja. Pismo zaczęło nabierać kształtu. Tym bardziej boli, że to ostatni numer... Zostało mi tylko postawić HM na półce obok „Czachopisma”, do którego mam równie wielki sentyment. Na szczęście redaktor naczelny Tomasz „MordumX” Siwiec nie żegna się z nami. W mrokach jego umysłu czai się już nowa „Krypta”. W oczekiwaniu na nią zaczytajmy się w ostatniej serwowanej nam MASAKRZE.


Na przystawkę dostajemy „Szszsz” Rafała Sali. Przypomina nam króciutko, że dzieci to samo zło, cóż tu więcej mówić. Na koniec uraczył nas krótkim deserem z „Ostatnią wolą”, bo na wypowiadane życzenia trzeba uważać – niektórzy traktują pewne rzeczy dosłownie...

FURA, MARIUSZ KOZIŃSKI [5/6]

„Jak głupim trzeba być skurwielem, żeby zostawić otwarte ferrari model California na niestrzeżonym parkingu w dzielnicy rozpusty?” Nie wiem, pewnie tak samo jak ten, kto postanawia do niego wsiąść. To, co wydaje się szansą, często bywa pułapką, w którą wpadamy niczym w ruchome piaski. Im bardziej się szarpiemy, tym bardziej nas pochłania.

Początkowo w opowiadaniu zadziwiła i rozbawiła mnie perspektywa tego, że mężczyznę może podniecać samochód. Choć przyznam się, że widziałam program o nietypowych uzależnieniach i tam właśnie pewien chłopak był w długoletnim związku emocjonalnym i erotycznym ze swoim samochodem. Nie pytajcie o nic więcej… TLC mnie nie przestaje zadziwiać. Dla bohatera opowiadania podróż przez miasto jest jak seks, a dodanie gazu niczym wytrysk na twarz. W całej historii nie chodzi jednak o relacje z samochodem, ale o czystą, niepohamowaną żądzę. Ja zawsze myślałam, że podniecony mężczyzna jest jedną wielką pulsującą erekcją. Tutaj dostajemy tego potwierdzenie. Zaślepiony pożądaniem bohater łatwo przekracza wszelkie granice tak dalece, że może go zaspokoić jedynie penetracja jakiej nikt jeszcze nie dokonywał. Czyli coś jakby metafora dziewictwa, tylko bardziej w oczodoły.

Mariusz Koziński stworzył ciekawego bohatera,  który jest bardzo  słownym mężczyzną, który robi to, co mówi. Mało takich :)  Mimo, że opowiadanie zaczyna się dość wulgarnie, całość nie ma takiego charakteru. Autor nie nadużywa tego środka wyrazu i wstawia go zawsze w odpowiednim momencie, dodając pieprzyka, a nie przepieprzając.

A NIECHŻE CIĘ DRZWI ŚCISNĄ, KAROL MITKA [4/6]

Schemat opowiadania całkiem popularny. Sama niedawno byłam takim nowo wprowadzającym się sąsiadem, więc pewne kwestie nadal przerabiam, niestety. Narrator, który jednocześnie jest bohaterem wydarzeń, bardzo wyraźnie odtwarza realia blokowego życia. Wczułam się więc w klimat, jednak w ostatecznym rozrachunku czegoś mi zabrakło. Zakończenie nie przystawało do apetytu, jaki na początku pobudził we mnie autor. Ostatecznie wszystko kończy się bardzo poprawnie, niby latają flaki, ale jakieś niesatysfakcjonujące to wszystko.  

ROSÓŁ Z GAMERY, KAROL MITKA [recenzja]

Karol Mitka zaciekawił mnie recenzją przygód latającego żółwia – Gamery. Magicznie wręcz wspominam wakacyjne wieczory z Godzillą, która konsekwentnie niszczyła miasto i pokonywała przeróżne potwory (motylowe, mechaniczne, czy nawet kosmiczne). To miłe, że ktoś nadal ogląda monster movies. Polecam, do niedzielnego rosołu  Gamera jest jak znalazł.

OPOWIEŚĆ, MARCIN ROJEK [6/6]

Od samego początku wieje smutkiem, pustką zatapianą w alkoholu i zapachem perfum pomieszanych z dymem po skręcie. Bohater uczestniczy w tej dziwnej libacji, jednocześnie próbuje zachować dystans do otoczenia, do „biednego życia ofiar systemu”. Ale czy on sam też nią nie jest? Kumulowana w nim frustracja musi znaleźć ujście. Zaczyna więc opowiadać...

„Opowieść” jest historią o tym, jak dobrze opowiadać - tak aż do krwi. Ciekawa i bardzo dobrze poprowadzona fabuła. Scena pocałunku przypomniała mi jak Lucyfer całuję Ewę na pożegnanie, gdy opuszcza Piekło („Sandman: Pora mgieł"). Wylewająca się z tekstu beznadzieja, depresja i niechęć do życia są mocno odczuwalne, właśnie one pozostają z nami po skończonej lekturze. Po co studenci robią te wszystkie rzeczy? To takie bezsensowne wypełnianie pustki…

PASIASTE SKRZYDŁA ŚMIERCI, MARCELINA LEWANDOWSKA [4/6]

Historia o tym, jak można zakochać się w śmierci, gdzie piękny poetycki język oddaje całą eteryczność owej fascynacji.  Lewandowska doskonale zbudowała atmosfera gotyckiej grozy. Bohater wchodzi coraz głębiej w paszczę ciemności, gdyż pragnienie odkrycia tajemnicy jest silniejsze niż strach. Szukając śmierci musimy się liczyć, że w końcu na nią trafimy. Historia Lewandowskiej jest wciągająca, istne misterium owadziego zła.

PODOPIECZNY, NORBERT GÓRA [4/6]

Pewne problemy są niewidoczne tylko dlatego, że nie chcemy ich widzieć. „Podopieczny” to historia snuta w rytmie jazzu, płynie przez nasz umysł pozostawiając za sobą koszmarną puentę. Góra precyzyjnie rysuje każdy szczegół opowiadania, jego świat jest pełen zmysłowych odczuć, rytmu, wrażliwości. Po chwili wrzuca nas w szaleńczą wichurę potwornych wydarzeń. Fabuła zarysowana jest dość podobnie do „Domu diabła”,  ale kończy się w stylu „Opowieści z Krypty”. Ambitnie i pastiszowo zarazem. No tylko to zakończenie…, ale cóż „Dom diabła” też kończy się w dość dziwaczny sposób, jakby taśmy zabrakło, czy coś.  

NAZWIJ TO, JAK CHCESZ, FILIP BOBRYK [6/6]

Zadziwiające kogo można spotkać w sraczu najbardziej podłego baru w okolicy. Kolega ze szkolnych lat stawia cały wieczór, a potem zaprasza do hotelu, który potrafi sprawić, że jesteś szczęśliwy. Potrafiłbyś odmówić?

Istotnym elementem opowiadani jest reminiscencja. Poprzez wspomnienia ukazuje się prawda o bohaterze. Być może nie bez powodu nazywa się on Proust. Autor opowiadania przeniósł do tego krótkiego horroru  motywy twórczości tego wybitnego pisarza, przynajmniej tak mi się wydawało. Zabawne, bo gdy go o te motyw zapytałam, okazało się, że nie miał takiej wyraźnej intencji :) więc możliwe, że ta interpretacja jest tylko moim małym zboczeniem (dosłownie i w przenośni).

Przypadkowe bodźce przenoszą bohatera w przeszłość, gdzie odnajdujemy jego najskrytsze pragnienia. Czym jest szczęście, czy kryje się ono w przeszłości? „Szczęście nie jest wypadkową losowych wydarzeń i adekwatnych decyzji, nad którymi wydaje się, że masz kontrolę. (…) Dobry wybór nie jest szczęściem. To przypadek. Szczęście to realizacja potrzeb i pragnień. Wszystkich.” A jaka jest ostateczna wizja szczęścia dla bohatera opowiadania?

Nazwij to, jak chcesz”, z jednej strony, można nazwać śmiałą próbą wykorzystania wątków literatury klasycznej (które świadomie, bądź nieświadomie zostały tu wpisane), z drugiej strony, jest w tym tekście jakiś dystans, poczucie humoru i ukryta groteska. Autor nie rzuca się więc na głęboką wodę ambicji, a raczej sprytnie bawi z czytelnikiem.

TO ZAWSZE BĘDZIESZ TY, JULIUSZ WOJCIECHOWICZ [3/6]

Śmierć ma wiele obliczy. Dla jednych jest tragicznym nieszczęściem, dla innych codzienną rutyną. Nasze dramaty nigdy nie będą dramatami innych. Strata, jakiej doznał bohater opowiadania popycha go ku nieoczekiwanie szalonym działaniom. Wszystko toczy się niezwykle ciekawie aż do momentu gdy kończy się pogrzeb, bo potem następuje dziwny, przydługawy środek opowiadania. Ani straszny, ani potęgujący napięcie, lekko przynudza. Nadrabia dopiero samo zakończenie.

W opowiadaniu przeraża mnie to, że faktycznie bardzo chcemy wykorzystać każdą minutę naszego czasu. Zapominamy wtedy o byciu, zwyczajnym byciu i nic więcej. Czasem z sentymentem wracam do greckiej literatury – szczęśliwi ludzie żyjący we ciąż odnawialnym czasie kołowym. Chrześcijańska liniowość odebrała nam niewinną błogość czasu. Czy potrafimy jeszcze „być” w czasie? Chyba drastycznie zjechałam z drogi...

KRWAWE DZIEWICTWO, FRANCIS VIOLENTO [5/6]

Grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne tam, gdzie chcą. Najwyraźniej bohaterka opowiadania nieco zafiksowała się na punkcie swojego dziewictwa. Nie neguję wyborów, ale pewne kwestie bywają przereklamowane. Tym bardziej, że wszystko to, co tłumimy, szybko zamienia się w perwersję. Towarzyszenie Hani na drodze ku Boskiej doskonałości było wciągające i pełne przestrogi. Temat mnie nie dotyczy :) ale znam takie ciche wody…

TAJEMNICA, A. BORECKA, T. SIWIEC [4/6]

Czy tajemnice są kluczem do szczęścia? Siwiec i Borecka próbują nam pokazać, że dochowanie sekretu jest proste, choć trochę dramatyczne. Czasem zasypiając myślimy o naszych tajemnicach, to sumienie, czy szczęście nie pozwala nam zasnąć? Proste opowiadanie, mocno zakorzenione w codzienności dotykającej nas wszystkich. Czy na miejscu bohaterki też tak byśmy postąpili? Czy dobrobyt i lekkość życia muszą być okupione czyimś cierpieniem?

NIETYPOWY SLASHER

Magdalena Maria Kałużyńska dzieli się z nami – choć tak naprawdę wiele mówiąc, mówi niewiele – przeżyciami związanymi z pisaniem książki. „Alvethor” ma być slasherem, ale nietypowym. Bohaterowie nie tylko muszą się zmierzyć z przeciwnościami losu, ale zmagania te muszą mieć sens. Ambitnie :) Kałużyńska nie chce znudzić czytelnika konwencją, więc ma zamiar sprawić, żeby to była wielowymiarowa powieść. Zakręcony slasher, czemu nie. Trzymamy kciuki, bo faktycznie przeniesienie na papier tak silnie związanej z wizualnością odmiany horroru, jest nie lada wyzwaniem.

MROCZNA POEZJA ŁUKASZA SZCZYGŁO

W końcu się doczekałam! Poezja jest niczym miód dla poszarpanych uszu. Egzystencjalny ból w wierszu „Być” jest doskonale spuentowany, niczym echo odbijające się w pustych oczodołach. „Marionetki” wypadają o wiele słabiej. W drugim wersie widać niespójność w odmianie liczby osobowej (jeśli człowiek, to krzyczy / jeśli ludzie, to krzyczą, chyba, że chodzi o człowieki ;) „Zjazd czarownic” ma kuszący i soczysty początek, traci on jednak dużo przy końcu. Wiersz ma wyraźnie dwie części (nieoddzielone graficznie pauzą). Nagle zmienia się tempo i zatraca całe podniecenie z początku wiersza. Nie rozumiem również dlaczego pierwsza część nie posiada rymów, a druga usilne chce je mieć. Podobnie jest ze stopniem zmetaforyzowania w poszczególnych częściach. Cóż, poezja nie jest prosta... Pozostanę więc przy „Być” bo cieszy mnie, że jest :)

O ile doznałam spazmów zadowolenia z możliwości obcowania z poezją, to równie mocno się zmartwiłam, bowiem mam pewne podejrzenie… Poezja jest czymś innym niż proza i nie można sobie bezkarnie wprowadzać zmian jak np. wypośrodkowywać tekstu. W wierszu są bowiem „przestrzenie”, które mają swój cel. Nie mam pewności, że wiersze właśnie w taki sposób zostały napisane, jak ukazały się w druku. Czy redakcja pogwałciła ich strukturę wypośrodkowując, czy zamierzeniem autora była taka dziwaczna forma graficzna? Pozostawiam te pytania, niech brzmią…

ZOMBIE I DŻIN [wywiady]

Pan Goryl przeprowadził w HM #3 dwa wywiady. Pierwszy z pisarką Rhiannon Frater, która opowiedziała mu jak to w swoich powieściach uwielbia przeciętnych ludzi wrzucać w wir przerażających sytuacji. Można jej również pozazdrościć cudnej kolekcji horrorowych gadżetów. Dostrzegłam również pewne podobieństwo w wyborze gier komputerowych :) Nic nie wspominam lepiej niż „Alice: The Madness Returns”, no może „Silent Hill” i „Rule of Rose",  ale to z innej beczki.

O ile wywiad z Rhiannon Frater jest bardzo ciekawy, bo odpowiedzi autorki nadały całości werwy, to ten z Grahamem Mastertonem wieje nudą. Oprócz tego, że nie kręcą filmów na podstawie jego książek, że lubi pić białe wino i nie czyta Kinga, nie dowiem się nic ciekawego, o ile te informacje są ciekawe… 

LEGENDARY MASACRE!

Trzeci numer Horror Masakry jest zbiorem opowiadań na o wiele wyższym poziomie, niż w dwóch poprzednich numerach. Dodatkowo jest również bardziej zróżnicowany. Między niepokojącymi opowieściami możemy poczytać felieton, recenzje, wywiady, a na deser dostajemy odrobinę poezji. Mamy więc wszystkie składniki doskonałej uczty. Czegóż więcej chcieć? WIĘCEJ MASAKRY!

Ogromny postęp widać w projekcie samej okładki, która nabrała soczystych kolorów. Zaczęła przyciągać uwagę i jakby mówić: „Tak, będzie rozpierducha!” :) W tym numerze o wiele solidniej przyłożono się do korekty tekstów - błędów trochę jeszcze zostało, ale już na tyle mniej, że mniej też były widoczne. Jakość druku grafik również się podniosła. Nie pojawiały się wpadki z czarnymi polami. Trzeba jednak trochę popracować nad układem, gdyż grafiki zbyt nachalnie nachodzą na tekst. Ale najważniejsze jest dążenie, perfekcja przychodzi z czasem.

Smutno jest się żegnać z czymś, co jeszcze nie zdążyło do końca rozwinąć skrzydeł. Choć może właśnie czasem trzeba przejść gruntowna metamorfozę, zamknąć pewien rozdział, aby zrobić jakiś krok do przodu. Jeśli nadchodząca „Krypta” będzie co najmniej tak dobra, jak trzeci numer HM, to naprawdę szykuje się parapetówka na wypolerowanych marmurowych płytach cmentarnych. Redakcja rozwija swoje umiejętności i coraz większą wagę przywiązuje do jakości tekstów i ogólnego wyglądu. Najważniejsze, że działają i oby nie stracili werwy jako mroczni posłańcy w całkiem nowej „Krypcie”. Serce krwawi, ale żyje nadzieją - death shall rise!



długich dni i zaczytanych nocy

Alicya Rivard



4 komentarze:

  1. fajnie piszesz oby więcej takich blogerek :D pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Właśnie skończyłam czytać - trawię :) Zaskoczyłyście mnie, bo oczekiwałam czegoś innego, dlatego trochę się muszę zastanowić :)

      Usuń