wtorek, 13 stycznia 2015

[R] Świeża kałuża krwi - "Alvethor. Białe miejsce" M. Kałużyńska


"Alvethor. Białe miejsce" tom 1,
Oficynka 2014
"Białe miejsce" jest pierwszym tomem trylogii Alvethor i stanowi odważną próbę zmierzenia się Kałużyńskiej z rozczłonkowaniem ludzkiego ciała. W książce jedna wanna krwi to mało, dlatego posoka wypływa na chodniki miasta strumieniami. Krwawa Kałuża szatkuje, dekapituje, miażdży, mutuje i podpala swoich bohaterów, a potem z pełną premedytacją ożywia, by potrząsać nimi niczym szmacianymi lalkami. Mało tego, miesza w to wszystko swoją niepokojącą wizję czasoprzestrzeni kosmicznej wraz z tym, co tam się czai.
„Idąc tym korytarzem,
Nie patrz pod nogi,
Bo sufit jest i ściany,
A nie ma podłogi…” /Alvethor, Zapis w Księdze Zgromadzenia/



CZY MOŻNA ZABIĆ CZŁOWIEKA ZA TO, ŻE ŚMIERDZI?

Powieść otwiera epilog o nazwie "Loft". Nasza uwaga zostaje skierowana właśnie na ów Loft należący do pewnego biznesmena, a dokładnie na jego resztki, gdyż lokal spłonął w pożarze. Jego właściciel zginął na miejscu, choć to nie do końca precyzyjne określenie tej sytuacji. Podczas oględzin policja odkrywa niezidentyfikowanego pochodzenia substancję o wyjątkowo odrażającym zapachu, która pokrywa zwłoki mężczyzny. Śledczy patolog nie jest w stanie wiele o niej powiedzieć, a właściwie nic co o niej się dowiedział nie trzyma się kupy. Podejrzewa nawet, że ma do czynienia z odkryciem na skalę światową, gdyż czarna organiczna substancja zawiera kody genetyczne dużych drapieżników. Porównuje ją nawet do lubrykantu. Po co jednak istnieje substancja ułatwiająca prześlizgiwanie się drapieżnikom?


Michał Rejman
Michał Rejman jest fryzjerem, a jego historia zaczyna się w zakładzie, ale psychiatrycznym. Cóż, nigdy nie wiadomo, co komu odpierdoli /s 61/. To zasada bomby niespodzianki: każdy człowiek ma skazę, która wybuchnie w nieoczekiwanym momencie. Spokojny fryzjer wybiega na ulicę i zabija nożyczkami przechodnia. Tak też trafia pod opiekę ordynatora szpitala doktora Wojciech Łazarza, który sceptycznie przyjmuje jego wytłumaczenie zbrodni. Przychodzi jednak taki moment, dość drastyczny w okolicznościach, że i on zaczyna słyszeć dziwny głos: "Kwantyfikacja tezy!". Teraz już sam nie wie co myśleć o pacjencie czy to wyrafinowany morderca, agresywny wariat, a może strażnik porządku we wszechświecie.

Anna Gołębiowska jest pracownicą dużej korporacji. Właśnie udaje się do toalety, aby w tajemnicy puścić dymka. Tam też, siedząc z podkulonymi na sedesie nogami, zastanawia się nad swoim życiem. A właściwe nad tym jak bardzo nie rozumie innych ludzi i jak nienawidzi z nimi rozmawiać, słuchać ich problemów. Tajemnicza, piękna i mądra Anna siedząca w korporacyjnym kiblu, zmierzy się z czymś, co odmieni ją na zawsze.

Piątek, tygodnia koniec i początek, ale nie dla Agaty Brzozowskiej, która ma zamiar spędzić ten wieczór w domu, sama, z książką, mapami i internetem. Najpierw jednak musi wypełnić swój obowiązek pouczenia współlokatorki o niebezpieczeństwach sypiania z przygodnymi partnerami. Rozmowa jak zwykle prowadził donikąd, a dodatkowo wywołała u Agaty straszny ból głowy i mdłości. Jej stan się pogarsza do tego stopnia, że zaczyna mieć omamy słuchowe; słyszy jakieś dziwne szmery dochodzące z sypialni współlokatorki... 

Małgorzatę Ziołek także boli głowa, choć jest ku temu konkretny powód. Budzi się obolała i zdezorientowana, nie pamięta niczego, co robiła. Wygląda tak samo źle, jak się czuje. Co gorsze, ataki bólu nie ustępują, lecz nasilają się paraliżując jej ciało. Małgorzata umiera, choć nie do końca przestaje istnieć.

W tym samym czasie, gdy bohaterowie stoją w obliczu nieznanego, okolicą wstrząsa seria brutalnych morderstw. Giną cztery osoby, wszystkie mają odcięte głowy.

NIEKONWENCJONALNA TRANSFORMACJA

Agata Brzozowska
Nie każdy ma poczucie humoru, a Kałużyńska ma go akurat dużo, specyficznego, horrorowo-hardcorowego. To też podarował go trochę bohaterom książki. Oprócz tego, żeby nie było nudno, poddała ich "transformacji'. Widać, że pisarkę fascynują sytuacje ekstremalne, dlatego stawia swoich bohaterów pod ścianą i każe wybierać, testuje ich. Stąd wartka akcja i niespodziewane obroty wydarzeń. Zwykły świat staje się nagle pełen niezwykłych okoliczności. Tu widać klasyczny schemat horroru jakiemu hołduje Kałużyńska: w centralnym punkcie mamy bohaterów, tuż za nimi najistotniejsza jest tajemnica wiążąca się z niewyobrażalnym zagrożeniem, które z kolei pociąga za sobą brutalne, budzące obrzydzenie morderstwa.    

Ze względu na liczne dekapitacje, przychodzi moment, w którym trzeba zadać pytanie: czy „Alvethor” jest slasherem? Otóż tak, ale niekonwencjonalnym. Jeśliby już podjąć próbę klasyfikacji książki, to powiedziałabym, że to sci-fi horror z elementami slashera. Wątek sci-fi jest wyjątkowo silny, właściwie dominuje, a co mnie zdziwiło, to on właśnie najbardziej fascynuje i zaspokaja intelektualną potrzebę dociekań. Mam wrażenie, że groza wiąże się tu właśni z tym elementem, który kryje się za granicą niewiedzy. Za to wyjątkowo brutalne morderstwa realizują założenie horroru, że spotkanie z nieznanym oznacza walkę o przetrwanie.   

BIAŁE MIEJSCE

„Alvethor” to powieść, w której nie ma jednej tajemnicy. Można porównać ją go zbioru niewiadomych będących częścią złożonej i wielopoziomowej enigmy. A to doskonały początek, drażni, pobudza i wyzwala pierwotny instynkt podążania za niesamowitą opowieścią. Historia jest na takim etapie, że bohaterowie nie mogą udzielić nam odpowiedzi, bo nie wiedzą jak zadawać pytania. Coś czai się w ciemnościach, coś pierwotnego, ciemnego i złego. Ciemność jest tym, co otacza światło nieustannie próbując do niego się dostać. Czasem otwierają się przejścia, przez które przechodzą niepojęte rzeczy. Jednak jak wszystko we wszechświecie, taka sytuacja musi być kontrolowana. Dlatego proces rekrutacji trwa nieustannie.

Anna Gołębiowska
„Alvethor. Białe miejsce” ukazuje świat przedstawiony w pewnym zarysie. Można powiedzieć, że o wszystkim dowiadujemy się wystarczająco, ale nie wyczerpująco. Ma się przeczucie, że autorka zgromadziła sporą wiedzę, skrupulatnie ją przetworzyła i nadał jej nową jakość, a teraz dawkuje nam ją próbując od niej niebezpiecznie uzależnić. Pisarka pobudza w nas ciekawość serwując wszystko po małym, krwistym kawałeczku. Bardzo spodobało mi się, że Kałużyńska nie epatuje elementami slashera, krew się leje, ale nie przesadnie. Obrazowe opisy wydarzeń okrasiła agresywnym i cynicznym poczuciem humoru. Umieściła również w tekście liczne odwołania do popkultury, które stanowiła małe smaczki dla czytelnika. Postawiła na połechtanie czytelnika tajemnicą, rozdrażnienie go niedosytem i pozostawienie w niepewności. „Alvethor” to książka przemyślana, dopracowana o wyważonych proporcjach między jej poszczególnymi elementami. Jednym słowem, Kałużyńska spełniła swoje groźby: napisała powieść fascynującą i przerażającą. 

ŚWIEŻA KAŁUŻA KRWI


Małgorzata Ziołek

Magdalena Kałużyńska jest zjawiskiem. Jedną z nielicznych kobiet na polskiej scenie grozy. Miała odwagę stawić czoło horrorowi i pokazała, że słaba płeć potrafi równie dobrze uprawiać zapasy w kisielu, jak we krwi. „Alvethor” jest świeży, jędrny i co najistotniejsze, nie popada w parodię gatunku (a to ostatnio często się spotyka), a wręcz przeciwnie, w sposób godny podziwu hołduje najkrwawszym przejawom horroru. W otwartym koncepcie powieści kryje się ogromny. potencjał. Podskórnie przeczuwam więc, że Kałużyńska planuje rozpieprzyć system bez znieczulenia. Nie boje się powiedzieć, że dla mnie czytanie „Alvethora” było perwersyjną przyjemnością, na pograniczu z intelektualną rozrywką. Teraz czuję głód i pozostaje mi jedynie czekać na tom drugi, albo błagać...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz