Znak 2015 |
Albert Espinosa był chory na raka między czternastym, a
dwudziestym czwartym rokiem życia; miał 3% szans na wyleczenie. Stracił nogę, płuco i część wątroby. Spokojnie,
„Świat na
żółto” nie jest kolejną książką o raku, to
dobrze, bo nie wszystko kręci się wokół wymiotów, cierpienia i śmierci. To książka
o tym jak żyć szczęśliwie w obliczu choroby oraz żyć szczęśliwie bez niej. Autor
zaczyna mocnym kontrowersyjnym akcentem: zrodził mnie rak, cieszę się, że go
miałem, bo bez niego byłbym inny.
„Świat na żółto to autobiografia. Opowiada o
moim życiu kiedy byłem bardzo młody. (…) nie piszę o raku, ale o tym, czego rak
nauczył mnie o codziennym życiu.” /s 11/
Nie da się o tej książce pisać obiektywnie, bo to nie
książka do czytania, a do przeżywania. Uważam, że każdy sięga po pewne rzeczy z
jakiegoś powodu, mało tego, że są rzeczy, które z jakiegoś powodu nas
do siebie przyciągają. Mam wrażenie, że po
takie poradniki/autobiografie jak „Świat na żółto” sięgają głównie osoby, które
odczuwają negatywne emocje, może nawet cierpią z bardzo różnych powodów, bo po
co miałoby się coś takiego czytać, jeśli jest się już szczęśliwym. Mój profesor
filozofii starożytnej mawiał, że filozof nie rozmawia ze szczęśliwymi ludźmi,
bo skoro są szczęśliwi, to znają już odpowiedzi. Dokładnie tak samo jest z tą
książką, jeśli ktoś szuka odpowiedzi, to tu je znajdzie.
CIESZĘ SIĘ, ŻE MAM RAKA
Z książki
płynie wszechobecna pozytywność, nie ważne o jak negatywnych elementach mówi
autor. Przypomina nam, że jesteśmy panami samych siebie, a ciało nas nie
ogranicza. Mamy powinność by tworzyć swój własny świat. Tak naprawdę nikt z nas
nie wie jakie powinno być życie. Espinosa daje jedną z wielu możliwości, jak
żyć. W swoich 23 radach mówi o rzeczach ważnych i trudnych, które stanowią
problem i źródło nieszczęścia nie tylko u chorych na raka, czy jakąkolwiek inną
chorobę, ale u każdego człowieka. Strata, zazdrość, pogodzenie się ze śmiercią,
ból, stres, brak odpowiedzi na dręczące pytania i tajemnice, depresja, choroba,
strach, brak akceptacji, brak spełnienia. O tych kwestiach mówią wszystkie poradniki.
Co więc w „Świecie na żółto” jest wyjątkowego?
Autor stosuje dość ciekawą metodę: przywrócenia ustawień
fabrycznych naszego myślenia. Wszelka kontrowersja opiera w książce opiera się
na silnych kontrastach. Kolejność udzielanych
porad ma znaczenie i nie da się ich czytać wybiórczo, bowiem sens całej metody
ukryty jest w etapach przyswajania treści. Autor najpierw podważa nasze
poczucie stałości, a na następnie na jego miejsce wstawia zmienne, które sami
wyznaczymy. Uświadamia nam, że zmiany są nieuniknione oraz nieoczekiwane i nic na
to nie poradzimy. Radzi, aby nie tylko z dystansem, ale ogromnych poczuciem
humoru podchodzić do wszystkiego, co nas potyka. Pokazuje jak wykorzystać
potencjał śmiechu i dobrej zabawy. Kładzie również akcent na poczuciu odpowiedzialności
za siebie i innych, zarówno w kontekście tworzenia społeczności, jak i
samorozwoju. W książce o chorobie jest niewiele. Autor skupia się na tym co z
owej chory wypływa pozytywnego. Mówi o szacunku do życia, gdyż choroba zmienia akcent
kładziony na odpowiedzialność wobec samego sobie. Często bowiem wyleczenie się
oznacza śmierć innych ludzi. Oznacza to, że nosząc w sobie cząstkę kogoś
innego, musimy żyć także za niego, żyć podwójnie, żyć szczęśliwie.
POKAŻ MI JAK SIĘ CIESZYĆ
„Zaakceptuj kim jesteś” /s
131/
Powiem to
już na tym etapie – jestem niezwykle zadowolona, że przeczytałam „Świat na
żółto”. Jak już napisałam, po pewne rzeczy nie sięga się przypadkowo. Espinosa
przypomniał mi o kilku sprawach, o których zapomniałam. Przeżyłam wiele pozytywnych
emocji czytając „Świat na żółto”, nie oznacza to jednak, że nie mam zastrzeżeń.
Doszłam do wniosku, że bardzo chciałabym spotkać Alberta Espinose, bo mam tak
wiele wątpliwości, co do tego o czym pisze i tak bardzo mój pogląd różni się od
jego (w pewnych kwestiach). Nasza rozmowa na gruncie filozoficznym nie
skończyłaby się wcześniej niż przed świtem następnego dnia. Powiem więc o tych
kilku sprawach, które szczególnie pozytywnie zwróciły moją uwagę.
„Każdego dnia zadaj pięć dobrych pytań” / 53/
„Odkryliśmy jednak, że ból jest wywołany myśleniem” /s 40/
Ból jest czymś
z czym zmaga się każdy człowiek. To jego staramy się unikać na co dzień. Czy
można bez niego żyć? Espinosa wybiera prostą drogę jeśli czegoś nie postrzegamy,
to coś nie istnieje. Właściwie proponuje redefiniowanie pojęcia bólu w celu
zmiany jego negatywnych konotacji. Tym samym pokazuje, że możemy przezwyciężyć różne
cielesne objawy, panować nad niepokojem i innymi reakcjami. Z książki wypływa
ogromny dystans autora do siebie i swojej cielesności.
NIE KRYTYKUJ KALEKI
Książkę przeczytałam pewnego wieczoru podczas relaksującej kąpieli. Czytało się dobrze. Tego, co zabrakło do pełni zadowolenia, to głębsza
argumentacja. Momentami wydawało mi się, że dla Espinosy wystarczy, że coś
działa, a nie ważne jest wszelki inny kontekst. Podczas czytania raziło mnie
również, że we wspomnieniach autora ból oraz wszystko co negatywne zostaje
uwznioślone, sprawia przyjemność, a nie przykrość. O „Świat na żółto” nie można
powiedzieć, ze jest odkryciem Ameryki, gdyż tak naprawdę każda sytuacja
graniczna, bez względu jak jest, otwiera nowe horyzonty rzeczywistości. Myślę
również, że z dużą wiedzą psychologiczną i filozoficzną książka nie sięgnie
wymaganego poziomu. Znając Epikura i jego czwórmian czy Berkeley'a dojdzie się do
podobnych wniosków, co autor.
Przyznam
się również, że podczas czytania ogarnął mnie smutek. Stało się to w momencie
gdy Espinosa opowiada o tym, jak od strony medycznej i technicznej przebiegała
jego choroba. Nie wiem ilu ludzi w naszym kraju dostałoby od NFZ to, co dostał
autor, by móc się wyleczyć, a potem poprawić jakość swojego życia. Elektroniczne
protezy, pogrzeb własnej nogi, indywidualny traumatolog oraz kadrę wybitnie uzdolnionych specjalistów, których każde słowo jest na wagę złota. Aż chce
się chorować na raka. Zgodzę się jednak, że książka nie jest o chorobie, ale o
życiu wynikającym z niej, ok. Ciężko jednak nie dostrzec szerszego kontekstu
tego, co autor opisuje. Nie da się zapomnieć, że za warstwą o której pisze autor kryją się inne oblicza tego co płynie z
choroby.
Dochodzimy
więc do mojego pytania fundamentalnego: na jakich wartościach opiera swoją filozofię
życia autor. Czy samo szczęście (w ujęciu psychologicznym) może być jedyną wartością?
To czego w książce brakuje, to szerszy kontekst problematyki jaką podejmuje autor.
Czy Espinosa zastanawiał się nad problematyką Boga podczas swojej choroby?
Jeśli tak, to dlaczego o tym nie pisze? W takim razie jeśli ktoś jest
chrześcijaninem, to po co ma czytać tą książkę, skoro autor odstawia tą
problematykę na półkę. Jak widać Espinosa idzie równo po linii terapeutycznej,
czasem zbaczając ku filozofii, a nie religii, która to również ma swoje modele w odniesieniu
do cierpienia.
ŻÓŁTA TABLETKA
„Świat na
żółto” jest pozycją wartościową, jeśli ktoś ma powód by po nią sięgnąć, a skoro
ja po nią sięgnęłam widocznie taki powód mam. Nad tym każdy powinien
zastanowić się indywidualnie, bowiem ta książka może okazać się pozytywną terapią, o
której długo będzie pamiętać, lub stratą czasu. Nie ma w nim dosłownych rad,
ale za to zmusza do aktywności. Poradnik został zbudowany tak, że obok
elementów emocjonalnych jest element praktyczny. Każde pytanie generuje kolejne. Nie ma prostych
rozwiązań jak radzić sobie z codziennym bólem. Książka jest jak wizyta u
lekarza, który mówi nam, że jesteśmy chorzy i przepisze nam żółtą tabletkę na poprawę
samopoczucia. Owszem uśmierzy ból, ale nie wyleczyć nas.
Ale nie zawsze wszystko
musi nas od razu leczyć, prawda? Czasem trzeba się naładować pozytywną żółtą energią, a
tej w książce jej nie brakuje. „Świat na żółto” to doskonała książka jeśli chce się
poczytać o raku i walce z chorobą bez ckliwego i sentymentalnego podejścia, za
to z dużą porcją humoru oraz optymizmu. Jeśli szuka się inspiracji, to gwarantuję, że jest jej tu pełno. Mówi się, że o prostych prawdach zapominamy najczęściej, warto więc
sięgnąć po „Świat na żółto”, by sobie właśnie o nich przypomnieć. Niezwykły człowiek napisał
zwykłą historię, ale to właśnie jest w niej niezwykłe. Optymistyczna wizja
życia szczęśliwego, bez względu na wszystko, jest piękna i do pewnego stopnia
mnie przekonuje. Od Espinosy bije ogromna otwartość, radość i to właśnie czułam
czytając jego książkę. Moje baterie zostały naładowane żółtą energią. Wszystko
jest możliwe jeśli właściwie ukierunkujemy formy tej energii.
Na podstawie
książki powstał obraz w reżyserii S. Spielberga „Red Band Society”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz