sobota, 29 listopada 2014

[R] Echo błyskawicy - "Przebudzenie" S. King

  
S. King "Przebudzenie" /Revival/,
 Prószyński i S-ka 2014

Przebudzenie” jest kwintesencją Kinga: rozbudowany bohater, małe miasteczko, niebanalny antagonista, specyficzna społeczność małego miasteczka, silne wątki autobiograficzna, a wszystko wmieszane w opowieść obyczajową z elementami horroru egzystencjalnego. Otrzymujemy więc klasycznego Kinga na bardzo dobrym poziomie.

 „W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę i widzi intrygującego mężczyznę, jak się okazuje, nowego pastora. Charles Jacobs wraz ze swoją piękną żoną odmieni miejscowy kościół. Mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs; kobiety i dziewczęta – w tym także matka Jamie’go i jego ukochana siostra Claire – tym samym uczuciem darzą wielebnego Jacobsa. Jednak kiedy rodzinę Jacobsów spotyka tragedia, a charyzmatyczny kaznodzieja wyklina Boga i szydzi z wiary, zostaje wygnany przez zszokowanych parafian.


Jamie ma własne demony. Od wielu lat gra na gitarze w zespołach na terenie całego kraju i wiedzie tułaczy żywot rock-and-rollowego muzyka, uciekając od rodzinnej tragedii. Po trzydziestce – uzależniony od heroiny, pozostawiony na pastwę losu, zdesperowany – Jamie ponownie spotyka Charlesa Jacobsa, co ma głębokie konsekwencje dla nich obu. Ich więź przeradza się w pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło, a Jamie odkrywa, że słowo „przebudzenie” ma wiele znaczeń.” 
[S. King, „Przebudzenie”/Revival/, Prószyński i S-ka 2014, wydawniczy opis książki]

GÓRA CZASZKI – „Ja” i „On”

Początek opowieści otwiera alegoryczna zabawa pastora z małym chłopcem, która właściwie jest pierwszym silnym wyrazem bezwzględnego determinizmu w całej powieści. Tak naprawdę, to właśnie moment, w którym cień pada na nich dwóch. Zabawa początkowo wydaje się dziecinna, lecz tak naprawdę widać w niej podstępną przebiegłość „Amerykanów” oraz nieuniknioną zagładę „Niemców” i nie ważne, jaką taktykę zastosuje się do pokonania przeciwnika, ani która strona wygra, bo ważne jest to, co dzieje się „potem”.  Już na tym etapie autor zwraca nam uwagę na to, że życie tak naprawdę jest zdeterminowane przez siły potężniejsze od nas, o których istnieniu nie wiemy zbyt wiele. To niemiłe uczucie wywołane tą sceną szybko jednak mija i znów można obserwować radosnego Jamie’go biegnącego do domu napić się wody. Banalne, wydające się nic nie znaczyć spotkanie z pastorem, tak naprawdę staje się wydarzeniem determinującym całe życie chłopca. Pastor Jacobs staje się piątą osobą dramatu /s 10/. Więź, jaka zrodziła się między nimi, staje się nierozerwalna, a jej głębi nie da się streści, tak jak nie da się streścić własnego życia, bez uszczerbku na jakości owej opowieści.

Darek Kocurek, grafika, Motel
Jestem zaskoczona, bo życie i czasy Jamie’go Mortona niesamowicie mnie wciągnęły (podobnie jak „Ręka mistrza”, której najlepszym elementem były wewnętrzne zmagania bohatera z samym sobą). Szybko zdałam sobie sprawę, że krew się nie poleje jak w slasherze, ani trupy nie powstaną z cmentarzysk. Na szczęście, zanim poczułam rozczarowanie, bohater powieści sprawił, że szybko zapomniałam o niemądrej kampanii reklamowej książki i dałam się ponieść opowieści o życiu i czasach Jamie’go Mortona. Jako, że równocześnie z „Przebudzeniem” czytałam książkę Lisy Rogak „Życie iczasy Stephena Kinga” szybko dostrzegłam, gdzie pisarz zakamuflował swoje własne dzieciństwo oraz przeżycia lat młodzieńczych (a także liczne odwołania do trudu twórczej pracy pisarza). King zawsze używał swoich własnych przeżyć, aby uwiarygodnić swoją literaturę, gdyż uważa, że jest ona wiarygodna tylko wtedy, gdy ma element intymny. „Przebudzenie” nie jest jednak powieścią, w której pierwszoosobowa narracja może być utożsamiona z osobą autora. Elementy biograficzne są tu umowne, jednak ich dostrzeżenie, bądź nie, nie ma wpływu na wymowę powieści. „Przebudzenie” jest utworem, w którym narrator może być utożsamiany tylko z bohaterem powieści, stąd ograniczona wiedza o świecie przedstawionym. Dlatego o wielu sprawach nie dowiemy się wystarczająco dużo. Dane jest nam poznać ową historię jedynie z perspektywy życia chłopca, a kwestie dotyczące wielebnego Jacobsa (choć tak fascynujące) pozostają odległe i często niezrozumiałe. Jednostronna relacja bohatera skupia się w dużej mierze na jego przeżyciach wewnętrznych. To spowodowało, że łatwo i szybko przywiązałam się do postaci Mortona. Nie jest on jednak narratorem jedynie autotropicznym, gdyż bardzo ważne jest dla niego przekazanie nam wiedzy o świecie zewnętrznym.   

Opowieść nie dzieje się w czasie teraźniejszym, lecz jest przywoływana przez głównego bohatera z pewnej perspektywy czasu. Retrospektywne wydarzenia zawarte w „Przebudzeniu” rozpoczynają się w latach 60 i trwają aż do osiągnięcia przez bohatera wieku 52 lat. Głównym elementem, który określa zmienność i pozwala obserwować upływ czasu, jest wiek głównego bohatera (choć często sam zdradza orientacyjne daty wydarzeń). Na początku powieści jest dzieckiem, na jej końcu dojrzałym mężczyzną. „Ja” opowiadające i „ja” będące bohaterem powieści zbiegają się czasowo dopiero pod koniec historii. Powieść ma więc budowę klamrową i nosi znamiona utworu epickiego. Narrator/bohater nie pozostaje w ukryci, lecz zdradza skłonności do antycypacji i często zawczasu uświadamia, że ta historia nie skończy się dobrze. 

Fenomenalną zdolnością Kinga jest misterne, ale lekkie w odbiorze budowanie powieści, w której nieustannie podsyca w czytelniku ciekawości. Do tego pisarz nigdy nie zapomina o poczuciu humoru oraz delikatnych smaczkach wprowadzanych prze postacie drugo- i trzecioplanowe. Mnie szczególnie zapadła w pamięć postać dziadka Jamie’go i jego wypowiedź: „Blues to szorstka muzyka. Ten młodziak śpiewa, jakby zlał się w wyro i bał się, że mamunia zobaczy.” /s 126/. Wspomnę również, że dziadek potrafi puścić konkretną wiązankę. I o to chodzi w prawdziwym życiu, które nie boi „zDupy” strony do czegoś podejść. King zawsze potrafi oszukać czytelnika, zbudować w nim poczucie realności wydarzeń. Tak magicznie snuje opowieść, że nie potrafimy przestać czytać (słusznie więc dodawano do książki mały napój energetyczny). Pisarz stawia przed nami bardzo ogólne, a jednocześnie podstawowe pytania ontologiczne, epistemologiczne i egzystencjalne, takie, jakie każdy z nas, prędzej czy później sobie zada. Trudno więc nie „poczuć Jamie’go”. Warto też postawić sobie pytanie: po co Jamie Morton chce nam opowiedzieć swoją historię?

EPOPEJA OBYCZAJOWA

Darek Kocurek, grafika, Dream
King, jako że „Przebudzenie” jest powieścią głównie obyczajową, mocno skupił się na budowaniu świata przedstawionego wokół bohatera. Praktycznie nie ma w nim elementów niewyraźnych. Mamy określone miejsce akcji (nawet kilka), czas oraz konkretne i silnie zarysowane osobowości bohaterów drugoplanowych. Jest jednak wiele niedopowiedzeń. Tu mogłabym zachwalać to, co w Kingu kocham najbardziej, czyli to, „że widz musi pewne rzeczy wyobrazić sobie sam” [L. Rogak, „Życie i czasy Stephena Kinga”, Albatros 2014, s 81]. Jamie nie prowadzi życia jednostajnego, płaskiego, liniowego, lecz porusza się w ogromnej przestrzeni, przestrzeni jego doświadczeń i świata przedstawionego. Tu King nie zapomniał również umieścić akcji powieści w swoim Universum - [spoiler] pastor podróżując w celach zarobkowych w pewnym momencie pracuje w wesołym miasteczku o nazwie „Joyland” :)  /s 227/

Jamie, wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszka w małym miasteczku o nazwie Harlow.  Sielskość i spokój przerywa pojawienie się nowego pastora Kościoła Metodystów. Jego charyzma i młodość ożywia mieszkańców. Właściwie czytając o losach Jamiego miałam odczucie, jakbym oglądała film. Cóż, może życie jest jak film /s 9/, w którym rodzina, przyjaciele i znajomi dają nam cenne lekcje przetrwania do ostatnich scen. Choć Szekspir twierdził, że życie to teatr. Może stąd w powieści nierówne tempo: czasem mamy wartką filmową akcję, a czasem dramatyczne teatralne zatrzymanie. Warto zauważyć, że narrator opowiada nam swoją historię życia poprzez spisanie jej. Uświadamia nam, że proces pisania (czy pamiętnikarstwa) jest wspaniałą, a zarazem straszną czynnością, lekarstwem i chorobą równocześnie. Pisanie daje „dostęp do pokładów pamięci, które dotąd pozostawały głęboko ukryte.” /s 40/. Powieść jest pamiętnikiem terapeutycznym i przestrogą dla innych, choć może też być wskazaniem drogi poszukiwań.

Czy obyczajowość powieści może stanowić zarzut? W pewnym sensie, osoby którym tak potężnie rozbudowany element nie pasuje do horroru, mają racje. Dla współczesnego horror, tak mocne rozbudowanie obyczajowe, nie jest typowe.  Jednak dobry horror żeruje na realności po to, by spotęgować grozę tego, co nadprzyrodzone. King obrał sobie za temat grozy coś nietypowego, dlatego najpierw musiał zbudować odpowiedni, przekonujący nas świat, w którym możliwe są określone wydarzenia. Autor jednak nie zapomniał przy tym, co jest najważniejsze w jego powieściach - napięcie towarzyszy czytelnikowi od pierwszych scen powieści. Sama groza dominuje dopiero pod koniec historii. Jest jednak bardzo silna i budzi przerażenie czytelnika, który staje w obliczu nieuniknionego.

WIELKIE KAZANIE 

„zbawienia nie osiąga się w samotności, a języki ognia piekielnego są bardzo długie i potrafią dosięgnąć każdego„  [L. Rogak, „Życie i czasy Stephena Kinga”, Albatros 2014, s 40]


Darek Kocurek, grafika, Mary Fay
W powieści „przebudzenie” ma wiele znaczeń, jednym z nich jest kontekst religijny (metodystyczny lub ateistyczny). Widać jednak, że zamiarem Kinga nie było wejście w polemikę z samą religią, bo nie wdaje się on w dyskusję o naturze i istnieniu Boga, nie wyciąga logicznym, znaczących argumentów w tej kwestii. „Przebudzenie” nie ma być traktatem, lecz horrorem egzystencji, a ten nie wymaga logicznej argumentacji lecz emocjonalnego zaangażowania. Wielkie Kazanie, wygłoszone przez pastora robi wrażenie, ale jest tylko subiektywnym odbiorem samego Jacobsa, niczym więcej jak skutkiem tragedii, która pogrzebała wiarę. Jednak sama kwestia wiary, czy jej braku, jest w powieści dość skomplikowana. O ile, co do całkowitej utraty wiary przez Jamie’go nie mam wątpliwości, to już w kwestii pastora sytuacja nie jest dla mnie tak jasna. [spoiler] Wielebny Jacobs przechodzi przemianę o wiele bardziej skomplikowaną niż Jamie. Najpierw jest duchowym przewodnikiem-pasterzem, potem staje się jarmarcznym kaznodzieją, by w końcu stać się pogrążonym w mrocznej furii naukowcem. Nie opętał go Szatan, lecz elektryczność. Ostatecznie, gdy staje w obliczu możliwości odkrycia drugiej strony rzeczywistości, jest już wrakiem człowieka. Jacobs wygłasza swoje krytyczne wobec Boga poglądy (skazuje nawet, że religia jest ucieczką od prawdziwej rzeczywistości), ale jego zachowanie mówi coś innego: „Elektryczność to jedne z Bożych wrót do nieskończoności” /s 49/. Elektryczność postrzegana jest przez Jacobsa jako napędowa siła wszechświata, to tajemna siłą mając różnorakie zastosowanie i mogąca ukazać przejście do innego świata. Jacobs wierzy w istnienie życia po życiu i pragnie odkryć tą właśnie stronę rzeczywistości. Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że pragnie on ostatecznego dowodu, co świadczy o załamaniu i zwątpieniu, a nie utracie wiary. Jak się jednak okazuje, pastor miał głęboko mylne założenia. Tym, co stanowi ostateczny „argument” definitywnie odbiera nadzieje. Ta bowiem istnieje jedynie dopóki żyjemy.

Nie ukrywam, że zakończenie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Siedziałam i zastanawiałam się nad nim dość długo. Książka jest głęboko przygnębiająca, pozbawia nadziei i wskazuje jedynie na teraźniejszość jako źródło celu naszych działań (co może sugerować nawet konotacje hedonistyczne), jednocześnie każe nam zachować dystans do tego co po śmierci, bo na to wpływu nie mamy (tu ukazuje się stoicyzm i sceptycyzm).  Zakończenie wywołało we mnie bojaźń i drżenie, a więc uwierzyłam w wizję autora – tu mamy oczekiwany horror egzystencjalny. Uważam, że (jak już się ochłonie) zakończenie powinno stanowić dla czytelnika otwarte pytanie. Powieść Kinga przywołała u mnie echa filozofii Sørena Kierkegaarda. Dla mnie Rozpacz zawsze była pierwotnym źródłem nadziei, a ta z kolei nierozerwalnie związana jest z wiarą, której doświadczenie właśnie kryje się na dnie owej Rozpaczy. Dlatego zwątpienie nie jest utratą wiary, lecz próbą jej ostatecznego odnalezienia. Właściwie Jacobs jest tu jak Hiob, tyle że nieco inaczej podchodzi on do swojej próby wiary. W końcu za niepoznawalną granicą śmierci okazało się coś istnieć, co może również pociągać do dalszych rozważań: czy za kolejną granice również coś się nie kryje? Dlatego zakończenie w subiektywnej interpretacji może otwierać filozoficzną przestrzeń do rozważań na bardzo istotne tematy. 

PRZEBUDZENIE

Zarośnięte drogi zawsze prowadzą do opuszczonych miejsc, te miejsca są jednak opuszczone nie bez powodu. Jaką tajemnicę kryje stara chata i wbity w ziemie gigantyczny metalowy pręt…  

Darek Kocurek, grafika, Monolits
Zło potrafi kusić bardzo niewinnie zaczynając od mechanicznego Jezusa chodzącego po wodzie. Od początku fascynacja pastora Jacobsa elektrycznością jest dalece chorobliwa i niestosowna ze względu na funkcję, jaką jej przypisywał. [spoiler] Tragiczne wydarzenie powoduje, że porzuca wiarę w Stwórcę i personifikuje moc natury do postaci boskiej energii życia. Tak naprawdę nie traci on wiary, lecz dokonuje przeniesienia jej z „niewidzialnego Boga”, na widzialną siłę natury. Do samego końca wierzy w jej moc, gdyż ma dowody na jej skuteczność. To Jamie okazuje się tym, który utracił prawdziwą wiarę, on jest największą ofiarą pastora Jamie’go - "Jezu, nie istniejesz" /s 124/. W „Przebudzeniu” bardzo trudno określić jednoznacznie kto jest antagonistą, a kto protagonistą. Przecież nikt tu z nikim nie walczy, nie chce niczyjej śmierci, ani nie jest złem wcielonym. Jacobs jest naukowcem i z tej perspektywy, jego czyny nie są złe, czy nie moralne, bo takie określenia do nauki się nie stosują. Czy można go zatem określić mianem szalonego naukowca – tak, to na pewno. Niestety nauka i wiedza poszerzają się właśnie dzięki takim szaleńcom. Owszem, jego założenia okazały się błędne, ale odkrył dzięki temu coś o wiele cenniejszego, choć niekoniecznie dobrego dla ludzkości.  Nikt jednak nie mówi, że wiedza jest dobra. Jedynym, co stawia go w złym świetle jest konsekwentne szantażowanie Jamie’go oraz wykorzystywanie ludzkich dramatów do prowadzenia eksperymentów. Warto jednak zaznaczyć, że Jamie nie próbuje walczyć z przeznaczeniem (mechanizmem przyczynowo-skutkowy, który ma doprowadzić do wypełnienia się pewnego przeznaczenia), wyraża niechęć w stosunku do działań Jacobsa, ale tak naprawdę kieruje nim ciekawość. Sam nie miałby tyle odwagi, by sięgnąć tak głęboko i ponieść takie konsekwencje jak Jacobs.  Dlatego zarówno pastor jak i Jamie okazują się ofiarami ukrytego antagonisty.

Tytuł samego utworu ma metaforyczne znaczenie. Elektryczność symbolizuje jasność, a jednocześnie boską moc. Przebudzenie jest więc odkryciem pewnej wiedzy oraz ponownym powołaniem do życia. Fanatyczna fascynacja elektrycznością jest u Jacobsa typowy syndromem Victora Frankensteina i tego elementu łatwo się w powieści domyślić. King jednak postanowił tą oczywistość wykorzystać i zwieść czytelnika. Nie można więc oczekiwać tego, co oczywiste, bo nieznane, zawsze pozostanie nieprzewidywalne. Przebudzenie jest więc w powieści wielowymiarowe, ale przede wszystkim wiąże się z posiadaniem wiedzy, [spoiler] która tu okazuje się definiować sens ludzkiego życia. Dziwi mnie jednak, że Jamie zyskując wiedzę (o tym, że świat jest zdeterminowany, a ludzkość skazana jest na cierpienie) nie pyta dlaczego tak właśnie jest. Bowiem to, co uznaje za ostateczny dowód na nieistnienie Boga, ostatecznym dowodem nie jest. Nawet zdeterminowana, mechaniczna struktura musiała zostać stworzona, pytanie: przez "co" oraz jaki jest sens jej elementów i jej samej?

ECHO BŁYSKAWICY

Wokół „Revival” atmosfera narastała tym bardziej, im bardziej zbliżaliśmy się do premiery. Trailery zwiastujące powieść, wywiady z autorem (który podsycał atmosferę tajemnicy), liczne konkursy. Wszystko zapowiadało, że świat po 13 listopada będzie szeleścić kartkami powieści równocześnie. I zapewne tak właśnie było. Muszę przyznać, że marketing wokół powieści Kinga zawsze mi się podobał, bo jest przyjemny i podsyca zainteresowanie, choć często trzeba podchodzić do tego wszystkiego z dystansem, bo więcej w tym zabawy, niż samej literatury. Polskie wydanie „Przebudzenia” ubrał w niepokojącą szatę graficzną Darek Kocurek. Okładka jest intrygująca i demoniczna. Wydawnictwo Prószyński i S-ka zbudowało także interaktywną okładkę (aplikacja Actable). Na rynku pojawił się również limitowany nakład kalendarzy „Przebudzenie” (D. Kocurka), który np. przez sklep.gildia.pl był dodawany do pierwszych zamówień na książkę. Bardzo szybko pojawiły się opinie na temat powieści i tu standardowo wiele zarzucało, że „Przebudzenie” to nie horror na jaki czekali – hallo, to ziemia! Daliście się wkręcić :D 530 stron może jednak spowodować małe zagubienie.



Przebudzenie” to wspaniała powieść obyczajowa oraz przerażający horror egzystencjalny, który nawiązuje do klasyków: Lovecrafta, Shelly, Poe, Norrisa czy Stockera. Elektryzująca relacja między chłopcem, a pastorem trzyma w napięciu aż do wielkiego, burzowego finału. King każdym bohaterem opowiada nam inną historię. Jamie traci kontrolę nad sobą pogrążając się w wyniszczającym nałogu – życie staje się darem po wyjściu z piekła.  Jacobs traci wiarę, lecz dusza nie lubi pustki i wciąż domaga się odkrycia tego, co transcendentne – życie zamienia się w piekło, jeśli wciąż wraca się do przeszłości. Zakończenie można wychwalać pod niebiosa: nie tylko jest logiczne i spajające historię (co niekoniecznie w niektórych powieściach było obecne) ale przynosi brutalną, nihilistyczną wizję świata, a właściwie tego, co znajduje się za zasłoną niewiedzy, a co wywoła w czytelniku teatralny wstrząs, takie małe katharsis. Słyszycie ten dźwięk? To właśnie pękły czyjeś ciasne ramy światopoglądu.  O ile początek jest przyjemny i fascynujący, to samo zakończenie takie już nie jest, bo zmusza do poważnej refleksji filozoficznej. Dlatego jest to pozycja, która zadowoli czytelników szukających ambitnej nuty - powieść zmusza do zastanowienia się nad ukazaną przez autora opcją. Z kolei wielbiciele pełnokrwistego horroru faktycznie nie znajdą tu dla siebie wiele, ale to nie powód by książki nie czytać. Strach i lęk mają także swój wymiar egzystencjalny, którego wydźwięk potrafi być o wiele silniejszy, niż krwawe dzieło niejednego Przedwiecznego Zła. „Przebudzenie” polecam każdemu, gdyż jest to wieloznaczna i wielowymiarowa opowieść. Jestem przekonana, że każdy wejdzie z nią w jakąś reakcje. Przebudzenie jest jak błyskawica, która uderza niespodziewanie pozostawiając po sobie zgliszcza i oddalające się echo fundamentalnych pytań.

Na zakończenie przywołam słowa ojca Jamie’go, które podsumowującą książkę już na samym jej początku: „nie można robić czegoś złego tylko dlatego, że liczysz, że to zmieni coś innego na lepsze” / s 54/





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz