S. King "Przebudzenie" /Revival/, Prószyński i S-ka 2014 |
„Przebudzenie” jest kwintesencją
Kinga: rozbudowany bohater, małe miasteczko, niebanalny antagonista,
specyficzna społeczność małego miasteczka, silne wątki autobiograficzna, a wszystko
wmieszane w opowieść obyczajową z elementami horroru egzystencjalnego. Otrzymujemy
więc klasycznego Kinga na bardzo dobrym poziomie.
„W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę i widzi intrygującego mężczyznę, jak się okazuje, nowego pastora. Charles Jacobs wraz ze swoją piękną żoną odmieni miejscowy kościół. Mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs; kobiety i dziewczęta – w tym także matka Jamie’go i jego ukochana siostra Claire – tym samym uczuciem darzą wielebnego Jacobsa. Jednak kiedy rodzinę Jacobsów spotyka tragedia, a charyzmatyczny kaznodzieja wyklina Boga i szydzi z wiary, zostaje wygnany przez zszokowanych parafian.
„W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę i widzi intrygującego mężczyznę, jak się okazuje, nowego pastora. Charles Jacobs wraz ze swoją piękną żoną odmieni miejscowy kościół. Mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs; kobiety i dziewczęta – w tym także matka Jamie’go i jego ukochana siostra Claire – tym samym uczuciem darzą wielebnego Jacobsa. Jednak kiedy rodzinę Jacobsów spotyka tragedia, a charyzmatyczny kaznodzieja wyklina Boga i szydzi z wiary, zostaje wygnany przez zszokowanych parafian.
Jamie ma własne demony. Od wielu lat gra na gitarze w zespołach na
terenie całego kraju i wiedzie tułaczy żywot rock-and-rollowego muzyka,
uciekając od rodzinnej tragedii. Po trzydziestce – uzależniony od heroiny,
pozostawiony na pastwę losu, zdesperowany – Jamie ponownie spotyka Charlesa
Jacobsa, co ma głębokie konsekwencje dla nich obu. Ich więź przeradza się w
pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło, a Jamie odkrywa, że słowo
„przebudzenie” ma wiele znaczeń.”
[S. King, „Przebudzenie”/Revival/, Prószyński i S-ka 2014, wydawniczy opis książki]
GÓRA CZASZKI – „Ja” i „On”
Początek opowieści
otwiera alegoryczna zabawa pastora z małym chłopcem, która właściwie jest
pierwszym silnym wyrazem bezwzględnego determinizmu w całej powieści. Tak naprawdę, to właśnie
moment, w którym cień pada na nich dwóch. Zabawa początkowo wydaje się
dziecinna, lecz tak naprawdę widać w niej podstępną przebiegłość „Amerykanów”
oraz nieuniknioną zagładę „Niemców” i nie ważne, jaką taktykę zastosuje się do
pokonania przeciwnika, ani która strona wygra, bo ważne jest to, co dzieje się
„potem”. Już na tym etapie autor zwraca
nam uwagę na to, że życie tak naprawdę jest zdeterminowane przez siły potężniejsze
od nas, o których istnieniu nie wiemy zbyt wiele. To niemiłe uczucie wywołane
tą sceną szybko jednak mija i znów można obserwować radosnego Jamie’go
biegnącego do domu napić się wody. Banalne, wydające się nic nie znaczyć spotkanie
z pastorem, tak naprawdę staje się wydarzeniem determinującym całe życie
chłopca. Pastor Jacobs staje się piątą
osobą dramatu /s 10/. Więź, jaka zrodziła się między nimi, staje się nierozerwalna,
a jej głębi nie da się streści, tak jak nie da się streścić własnego życia, bez
uszczerbku na jakości owej opowieści.
Darek Kocurek, grafika, Motel |
Jestem zaskoczona, bo życie
i czasy Jamie’go Mortona niesamowicie mnie wciągnęły (podobnie jak „Ręka mistrza”, której najlepszym
elementem były wewnętrzne zmagania bohatera z samym sobą). Szybko zdałam sobie sprawę,
że krew się nie poleje jak w slasherze, ani trupy nie powstaną z cmentarzysk. Na szczęście, zanim poczułam
rozczarowanie, bohater powieści sprawił, że szybko zapomniałam o niemądrej
kampanii reklamowej książki i dałam się ponieść opowieści o życiu i czasach
Jamie’go Mortona. Jako, że równocześnie z „Przebudzeniem”
czytałam książkę Lisy Rogak „Życie iczasy Stephena Kinga” szybko dostrzegłam, gdzie pisarz zakamuflował swoje
własne dzieciństwo oraz przeżycia lat młodzieńczych (a także liczne odwołania
do trudu twórczej pracy pisarza). King zawsze używał swoich własnych przeżyć,
aby uwiarygodnić swoją literaturę, gdyż uważa, że jest ona wiarygodna tylko
wtedy, gdy ma element intymny. „Przebudzenie” nie jest jednak powieścią, w której pierwszoosobowa narracja może być utożsamiona z osobą autora. Elementy biograficzne są tu umowne, jednak ich dostrzeżenie, bądź nie, nie ma wpływu na wymowę powieści. „Przebudzenie” jest utworem, w którym
narrator może być utożsamiany tylko z bohaterem powieści, stąd ograniczona wiedza o świecie przedstawionym. Dlatego o wielu sprawach
nie dowiemy się wystarczająco dużo. Dane jest nam poznać ową historię jedynie z
perspektywy życia chłopca, a kwestie dotyczące wielebnego Jacobsa (choć tak
fascynujące) pozostają odległe i często niezrozumiałe. Jednostronna relacja bohatera
skupia się w dużej mierze na jego przeżyciach wewnętrznych. To spowodowało, że
łatwo i szybko przywiązałam się do postaci Mortona. Nie jest on jednak narratorem
jedynie autotropicznym, gdyż bardzo ważne jest dla niego przekazanie nam wiedzy
o świecie zewnętrznym.
Opowieść nie dzieje się w
czasie teraźniejszym, lecz jest przywoływana przez głównego bohatera z pewnej
perspektywy czasu. Retrospektywne
wydarzenia zawarte w „Przebudzeniu”
rozpoczynają się w latach 60 i trwają aż do osiągnięcia przez bohatera wieku 52
lat. Głównym elementem, który określa zmienność i pozwala obserwować upływ
czasu, jest wiek głównego bohatera (choć często sam zdradza orientacyjne daty
wydarzeń). Na początku powieści jest dzieckiem, na jej końcu dojrzałym
mężczyzną. „Ja” opowiadające i „ja” będące bohaterem powieści zbiegają się
czasowo dopiero pod koniec historii. Powieść ma więc budowę klamrową i nosi
znamiona utworu epickiego. Narrator/bohater nie pozostaje w ukryci, lecz
zdradza skłonności do antycypacji i często zawczasu uświadamia, że ta historia
nie skończy się dobrze.
Fenomenalną zdolnością
Kinga jest misterne, ale lekkie w odbiorze budowanie powieści, w której
nieustannie podsyca w czytelniku ciekawości. Do tego pisarz nigdy nie zapomina o
poczuciu humoru oraz delikatnych smaczkach wprowadzanych prze postacie drugo- i
trzecioplanowe. Mnie szczególnie zapadła w pamięć postać dziadka Jamie’go i
jego wypowiedź: „Blues to szorstka
muzyka. Ten młodziak śpiewa, jakby zlał się w wyro i bał się, że mamunia
zobaczy.” /s 126/. Wspomnę również, że dziadek potrafi puścić konkretną wiązankę. I
o to chodzi w prawdziwym życiu, które nie boi „zDupy” strony do czegoś podejść.
King zawsze potrafi oszukać czytelnika, zbudować w nim poczucie realności
wydarzeń. Tak magicznie snuje opowieść, że nie potrafimy przestać czytać (słusznie więc
dodawano do książki mały napój energetyczny). Pisarz stawia przed nami bardzo
ogólne, a jednocześnie podstawowe pytania ontologiczne, epistemologiczne i egzystencjalne,
takie, jakie każdy z nas, prędzej czy później sobie zada. Trudno więc nie
„poczuć Jamie’go”. Warto też postawić sobie pytanie: po co Jamie Morton chce nam
opowiedzieć swoją historię?
EPOPEJA OBYCZAJOWA
Darek Kocurek, grafika, Dream |
King, jako że „Przebudzenie” jest powieścią głównie
obyczajową, mocno skupił się na budowaniu świata przedstawionego wokół
bohatera. Praktycznie
nie ma w nim elementów niewyraźnych. Mamy określone miejsce akcji (nawet kilka),
czas oraz konkretne i silnie zarysowane osobowości bohaterów drugoplanowych. Jest jednak wiele niedopowiedzeń. Tu
mogłabym zachwalać to, co w Kingu kocham najbardziej, czyli to, „że widz musi pewne rzeczy wyobrazić sobie sam” [L. Rogak, „Życie i czasy Stephena Kinga”,
Albatros 2014, s 81]. Jamie nie prowadzi życia jednostajnego, płaskiego,
liniowego, lecz porusza się w ogromnej przestrzeni, przestrzeni jego doświadczeń
i świata przedstawionego. Tu King nie zapomniał również umieścić akcji powieści
w swoim Universum - [spoiler] pastor
podróżując w celach zarobkowych w pewnym momencie pracuje w wesołym miasteczku
o nazwie „Joyland” :) /s 227/
Jamie, wraz z rodzicami i
rodzeństwem mieszka w małym miasteczku o nazwie Harlow. Sielskość i spokój przerywa pojawienie się
nowego pastora Kościoła Metodystów. Jego charyzma i młodość ożywia mieszkańców. Właściwie czytając o
losach Jamiego miałam odczucie, jakbym oglądała film. Cóż, może życie jest jak
film /s 9/, w którym rodzina, przyjaciele i znajomi dają nam cenne lekcje
przetrwania do ostatnich scen. Choć Szekspir twierdził, że życie to teatr. Może stąd
w powieści nierówne tempo: czasem mamy wartką filmową akcję, a czasem dramatyczne teatralne zatrzymanie. Warto zauważyć, że narrator opowiada nam swoją historię życia
poprzez spisanie jej. Uświadamia nam, że proces pisania (czy pamiętnikarstwa)
jest wspaniałą, a zarazem straszną czynnością, lekarstwem i chorobą
równocześnie. Pisanie daje „dostęp do
pokładów pamięci, które dotąd pozostawały głęboko ukryte.” /s 40/. Powieść
jest pamiętnikiem terapeutycznym i przestrogą dla innych, choć może też być
wskazaniem drogi poszukiwań.
Czy obyczajowość powieści
może stanowić zarzut? W pewnym sensie, osoby którym tak potężnie
rozbudowany element nie pasuje do horroru, mają racje. Dla współczesnego horror,
tak mocne rozbudowanie obyczajowe, nie jest typowe. Jednak dobry horror żeruje na realności po to, by spotęgować
grozę tego, co nadprzyrodzone. King obrał sobie za temat grozy coś nietypowego,
dlatego najpierw musiał zbudować odpowiedni, przekonujący nas świat, w którym
możliwe są określone wydarzenia. Autor jednak nie zapomniał przy tym, co jest
najważniejsze w jego powieściach - napięcie towarzyszy czytelnikowi od pierwszych scen powieści. Sama groza dominuje dopiero pod
koniec historii. Jest jednak bardzo silna i budzi przerażenie czytelnika, który staje w
obliczu nieuniknionego.
WIELKIE KAZANIE
„zbawienia nie osiąga się
w samotności, a języki ognia piekielnego są bardzo długie i potrafią dosięgnąć
każdego„ [L.
Rogak, „Życie i czasy Stephena Kinga”, Albatros 2014, s 40]
Darek Kocurek, grafika, Mary Fay |
W powieści „przebudzenie”
ma wiele znaczeń, jednym z nich jest kontekst religijny (metodystyczny lub ateistyczny). Widać jednak, że zamiarem
Kinga nie było wejście w polemikę z samą religią, bo nie wdaje się on w dyskusję
o naturze i istnieniu Boga, nie wyciąga logicznym, znaczących argumentów w tej
kwestii. „Przebudzenie” nie ma być
traktatem, lecz horrorem egzystencji, a ten nie wymaga logicznej
argumentacji lecz emocjonalnego zaangażowania. Wielkie Kazanie,
wygłoszone przez pastora robi wrażenie, ale jest tylko subiektywnym odbiorem
samego Jacobsa, niczym więcej jak skutkiem tragedii, która pogrzebała wiarę. Jednak
sama kwestia wiary, czy jej braku, jest w powieści dość skomplikowana. O ile, co do
całkowitej utraty wiary przez Jamie’go nie mam wątpliwości, to już w kwestii pastora sytuacja nie jest dla mnie tak jasna. [spoiler] Wielebny Jacobs przechodzi
przemianę o wiele bardziej skomplikowaną niż Jamie. Najpierw jest duchowym
przewodnikiem-pasterzem, potem staje się jarmarcznym kaznodzieją, by w końcu stać się
pogrążonym w mrocznej furii naukowcem. Nie opętał go Szatan, lecz elektryczność. Ostatecznie, gdy staje w obliczu możliwości odkrycia drugiej strony rzeczywistości, jest już wrakiem człowieka. Jacobs wygłasza
swoje krytyczne wobec Boga poglądy (skazuje nawet, że religia jest ucieczką od
prawdziwej rzeczywistości), ale jego zachowanie mówi coś innego: „Elektryczność to jedne z Bożych wrót do
nieskończoności” /s 49/. Elektryczność postrzegana jest przez Jacobsa jako
napędowa siła wszechświata, to tajemna siłą mając różnorakie zastosowanie i
mogąca ukazać przejście do innego świata. Jacobs wierzy w istnienie życia po życiu i pragnie odkryć tą właśnie stronę
rzeczywistości. Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że
pragnie on ostatecznego dowodu, co świadczy o załamaniu i zwątpieniu, a nie
utracie wiary. Jak się jednak okazuje, pastor miał głęboko mylne założenia. Tym,
co stanowi ostateczny „argument” definitywnie odbiera nadzieje. Ta bowiem istnieje jedynie dopóki żyjemy.
Nie ukrywam, że
zakończenie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Siedziałam i zastanawiałam się
nad nim dość długo. Książka
jest głęboko przygnębiająca, pozbawia nadziei i wskazuje jedynie na teraźniejszość
jako źródło celu naszych działań (co może sugerować nawet konotacje
hedonistyczne), jednocześnie każe nam zachować dystans do tego co po śmierci,
bo na to wpływu nie mamy (tu ukazuje się stoicyzm i sceptycyzm). Zakończenie wywołało we mnie bojaźń i drżenie,
a więc uwierzyłam w wizję autora – tu mamy oczekiwany horror egzystencjalny. Uważam, że (jak już się ochłonie) zakończenie powinno stanowić dla
czytelnika otwarte pytanie. Powieść Kinga przywołała u mnie echa filozofii Sørena
Kierkegaarda. Dla mnie Rozpacz zawsze była pierwotnym źródłem nadziei, a ta z
kolei nierozerwalnie związana jest z wiarą, której doświadczenie właśnie kryje
się na dnie owej Rozpaczy. Dlatego zwątpienie nie jest utratą wiary, lecz próbą
jej ostatecznego odnalezienia. Właściwie Jacobs jest tu jak Hiob, tyle że nieco
inaczej podchodzi on do swojej próby wiary. W końcu za niepoznawalną granicą
śmierci okazało się coś istnieć, co może również pociągać do dalszych rozważań:
czy za kolejną granice również coś się nie kryje? Dlatego zakończenie w
subiektywnej interpretacji może otwierać filozoficzną przestrzeń do rozważań na
bardzo istotne tematy.
PRZEBUDZENIE
Zarośnięte drogi zawsze prowadzą
do opuszczonych miejsc, te miejsca są jednak opuszczone nie bez powodu. Jaką
tajemnicę kryje stara chata i wbity w ziemie gigantyczny metalowy pręt…
Darek Kocurek, grafika, Monolits |
Zło potrafi kusić bardzo
niewinnie zaczynając od mechanicznego Jezusa chodzącego po wodzie. Od początku fascynacja
pastora Jacobsa elektrycznością jest dalece chorobliwa i niestosowna ze względu
na funkcję, jaką jej przypisywał. [spoiler] Tragiczne wydarzenie powoduje, że
porzuca wiarę w Stwórcę i personifikuje moc natury do postaci boskiej energii
życia. Tak naprawdę nie traci on wiary, lecz dokonuje przeniesienia jej z
„niewidzialnego Boga”, na widzialną siłę natury. Do samego końca wierzy w jej
moc, gdyż ma dowody na jej skuteczność. To Jamie okazuje się tym, który utracił
prawdziwą wiarę, on jest największą ofiarą pastora Jamie’go - "Jezu, nie istniejesz" /s 124/. W „Przebudzeniu” bardzo trudno określić
jednoznacznie kto jest antagonistą, a kto protagonistą. Przecież nikt tu z
nikim nie walczy, nie chce niczyjej śmierci, ani nie jest złem wcielonym. Jacobs
jest naukowcem i z tej perspektywy, jego czyny nie są złe, czy nie moralne, bo
takie określenia do nauki się nie stosują. Czy można go zatem określić mianem
szalonego naukowca – tak, to na pewno. Niestety nauka i wiedza poszerzają się
właśnie dzięki takim szaleńcom. Owszem, jego założenia okazały się błędne, ale
odkrył dzięki temu coś o wiele cenniejszego, choć niekoniecznie dobrego dla
ludzkości. Nikt jednak nie mówi, że
wiedza jest dobra. Jedynym, co stawia go w złym świetle jest konsekwentne
szantażowanie Jamie’go oraz wykorzystywanie ludzkich dramatów do prowadzenia
eksperymentów. Warto jednak zaznaczyć, że Jamie nie próbuje walczyć z
przeznaczeniem (mechanizmem przyczynowo-skutkowy, który ma doprowadzić do
wypełnienia się pewnego przeznaczenia), wyraża niechęć w stosunku do działań Jacobsa, ale tak naprawdę
kieruje nim ciekawość. Sam nie miałby tyle odwagi, by sięgnąć tak głęboko i
ponieść takie konsekwencje jak Jacobs. Dlatego
zarówno pastor jak i Jamie okazują się ofiarami ukrytego antagonisty.
Tytuł samego utworu ma
metaforyczne znaczenie. Elektryczność symbolizuje jasność, a jednocześnie boską
moc. Przebudzenie
jest więc odkryciem pewnej wiedzy oraz ponownym powołaniem do życia. Fanatyczna
fascynacja elektrycznością jest u Jacobsa typowy syndromem Victora
Frankensteina i tego elementu łatwo się w powieści domyślić. King jednak postanowił
tą oczywistość wykorzystać i zwieść czytelnika. Nie można więc oczekiwać tego,
co oczywiste, bo nieznane, zawsze pozostanie nieprzewidywalne. Przebudzenie jest więc w
powieści wielowymiarowe, ale przede wszystkim wiąże się z posiadaniem wiedzy, [spoiler] która tu
okazuje się definiować sens ludzkiego życia. Dziwi mnie jednak, że Jamie
zyskując wiedzę (o tym, że świat jest zdeterminowany, a ludzkość skazana jest na
cierpienie) nie pyta dlaczego tak właśnie jest. Bowiem to, co uznaje za
ostateczny dowód na nieistnienie Boga, ostatecznym dowodem nie jest. Nawet zdeterminowana, mechaniczna
struktura musiała zostać stworzona, pytanie: przez "co" oraz jaki jest sens jej elementów i jej samej?
ECHO BŁYSKAWICY
Wokół „Revival” atmosfera narastała tym
bardziej, im bardziej zbliżaliśmy się do premiery. Trailery zwiastujące
powieść, wywiady z autorem (który podsycał atmosferę tajemnicy), liczne konkursy.
Wszystko zapowiadało, że świat po 13 listopada będzie szeleścić kartkami
powieści równocześnie. I zapewne tak właśnie było. Muszę przyznać, że marketing
wokół powieści Kinga zawsze mi się podobał, bo jest przyjemny i podsyca
zainteresowanie, choć często trzeba podchodzić do tego wszystkiego z dystansem,
bo więcej w tym zabawy, niż samej literatury. Polskie wydanie „Przebudzenia”
ubrał w niepokojącą szatę graficzną Darek Kocurek. Okładka jest intrygująca i
demoniczna. Wydawnictwo Prószyński i S-ka zbudowało także interaktywną okładkę
(aplikacja Actable). Na rynku pojawił się również limitowany nakład kalendarzy „Przebudzenie” (D. Kocurka), który
np. przez sklep.gildia.pl był dodawany do pierwszych zamówień na książkę. Bardzo
szybko pojawiły się opinie na temat powieści i tu standardowo wiele zarzucało,
że „Przebudzenie” to nie horror na
jaki czekali – hallo, to ziemia! Daliście się wkręcić :D 530 stron może
jednak spowodować małe zagubienie.
„Przebudzenie” to wspaniała powieść obyczajowa oraz przerażający
horror egzystencjalny, który nawiązuje do klasyków: Lovecrafta, Shelly, Poe, Norrisa czy
Stockera. Elektryzująca
relacja między chłopcem, a pastorem trzyma w napięciu aż do wielkiego,
burzowego finału. King każdym bohaterem opowiada nam inną historię. Jamie traci
kontrolę nad sobą pogrążając się w wyniszczającym nałogu – życie staje się
darem po wyjściu z piekła. Jacobs traci
wiarę, lecz dusza nie lubi pustki i wciąż domaga się odkrycia tego, co transcendentne
– życie zamienia się w piekło, jeśli wciąż wraca się do przeszłości. Zakończenie można
wychwalać pod niebiosa: nie tylko jest logiczne i spajające historię (co
niekoniecznie w niektórych powieściach było obecne) ale przynosi brutalną,
nihilistyczną wizję świata, a właściwie tego, co znajduje się za zasłoną
niewiedzy, a co wywoła w czytelniku teatralny wstrząs, takie małe katharsis. Słyszycie ten dźwięk? To
właśnie pękły czyjeś ciasne ramy światopoglądu. O ile początek jest przyjemny i fascynujący,
to samo zakończenie takie już nie jest, bo zmusza do poważnej refleksji
filozoficznej. Dlatego jest to pozycja, która zadowoli czytelników szukających
ambitnej nuty - powieść zmusza do zastanowienia się nad
ukazaną przez autora opcją. Z kolei wielbiciele pełnokrwistego horroru faktycznie nie
znajdą tu dla siebie wiele, ale to nie powód by książki nie czytać. Strach i
lęk mają także swój wymiar egzystencjalny, którego wydźwięk potrafi być o wiele
silniejszy, niż krwawe dzieło niejednego Przedwiecznego Zła. „Przebudzenie” polecam każdemu, gdyż jest
to wieloznaczna i wielowymiarowa opowieść. Jestem przekonana,
że każdy wejdzie z nią w jakąś reakcje. Przebudzenie jest jak błyskawica, która
uderza niespodziewanie pozostawiając po sobie zgliszcza i oddalające się echo
fundamentalnych pytań.
Na
zakończenie przywołam słowa ojca Jamie’go, które podsumowującą książkę już na samym jej początku: „nie można robić czegoś złego tylko dlatego, że liczysz, że to zmieni
coś innego na lepsze” / s 54/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz