Czytaliście
kiedyś książkę, w której ani jedno słowo nie było dla was zrozumiałe, a jednak
nie mogliście przestać przewracać stron? „Codex Seraphinianus” czeka na wasze
zdziwienie.
Pod
koniec lat 70 XX w. Luigie Serafini, trzydziestojednoletni
grafik i architekt, tworzy niezwykłe dzieło – książkę, której do dziś, nikt
oprócz autora nie jest w stanie odczytać. Powstała ona bowiem w wymyślonym
przez niego języku. „Codex Seraphinianus” blisko do encyklopedii, gdyż jest szczegółowym
zbiorem informacji na temat pewnego świata.
O
samej książce można powiedzieć niewiele. W formie papierowej została wydana
czterokrotnie. Oryginalne wydanie ukazało się w 1981 roku (2 tomy). Potem w
1982 wydawnictwo Abbeville wypuszcza na rynek wersje jednotomową. Kolejne
wydanie to rok 1993, a najnowsze pochodzi z 2006. Książka posiada wyraźny
podziała na rozdziały/sekcje poświecone pewnym elementom opisywanego świata.
Serafini szczegółowo odtwarza geografię, przekrój socjologiczny czy ubiory
istot tam zamieszkujących. Podobnie jest z florą i fauną. Jedyną rozszyfrowaną
częścią książki jest numeracja stron, która bazuje na liczbie 21. Wiadomo
również, że pismo powinno być odczytywane z lewej do prawej i stanowi mieszankę
alfabetu ludów semickich i łaciny.
Jak
więc czytać książkę, która mimo słów jest niezrozumiała? Fenomen kryje się w ilustracjach,
które techniką akwarelową wykonał sam autor. Opisany nimi świat jest
surrealistyczny, momentami groteskowy, symboliczny i niepokojący. Każda jednak
grafika fascynuje do tego stopnia, że chce się przewrócić stronę brnąc dalej w
historię, której się nie rozumie.
Czy
macie odwagę wejść w świat surrealizmu, gdzie głowę sarny można hodować w
doniczce, sznurowadła okazują się malutkimi wężami, a drzewa potrafią pływać. W
tym świecie żyją specyficzni ludzie: nogokłębki, parasolonogi czy kokononogi, z
których wykluwają się tygrysy. Wszystko jest znajome, a jednocześnie
fantastycznie obce, przez moment wydaje nam się, że uchwyciliśmy sens, a już po
chwili umyka ona nam bezpowrotnie. Świat Serafini’ego
jest tak niezgłębiony, jak oczy-jajka, z których wykluwają się okulary.
„Codex
Seraphinianus” został uznany za najdziwniejsza książkę świata. Jej autor nadal
żyje, jednak unika wypowiedzi na temat swojego dzieła. Dawno temu stwierdził bez
skrępowania, że tak naprawdę nie on to wszystko wymyślił. Swego czasu przygarnął
bowiem białego kota, który mu wszystko opowiedział, on tylko spisywał. Po
latach silnie podkreśla, że to, co stworzył nie ma żadnego sensu. Jego
wypowiedzi, tak jak i dzieło, budzą wiele spekulacji. Tajemniczość książki
sprawiła, że urosły wokół niej liczne zgromadzenia mające na celu złamanie
szyfru. Do tej pory jednak nikomu się to nie udało dlatego wokół ksiażki
narasta niekiedy obsesyjna fascynacja tajemnicą. Luigie jest dziwnym autorem,
gdyż sam niejednokrotnie w wywiadach stara się odciąć powłokę tajemniczości od swojego
dzieła, tak by naszym oczom ukazało się dzieło sztuki, które wyszło z galerii
do szerszej publiczności. Mówi o swojej książce bardzo nowocześnie, jak o blogu,
zapisie podróży, miejsc, osobistych przeżyć, które są udostępnione wizualnie.
Obraz trafia do ludzi bardziej, niż tekst. Według niego pisanie nie musi być koniecznie
skorelowane z obrazami. Tu autor zwraca uwagę, że dzieło ma za zadanie ukazać pewną perspektywę:
‘What I want my alphabet to convey to the
reader is the sensation that children feel in front of books they cannot yet
understand.’
Książka
nie cieszy się szeroką popularności. U kolekcjonerów jednak pierwsze wydanie stanowi niezwykły kąsek, którego ceny sięgają horrendalnych sum. Dzieło często uznawana jest za efekt halucynacji
niż świadome dzieło. Wśród wielu budzi uczucie niepokoju, dziwności, odrazy. Nie da się ukryć jej powiązań z
psycheodelią. Autor przyznaje się do uznawania meskaliny za substancję poszerzającą
granice świadomości i używania jej w celach religijnych. Chce pokazać, że życie
jest jak kalambury, nad którymi trzeba się skupić i odgadnąć ich przekaz, tu
nie ma drogi na skróty. „Codex Seraphinianus” w jego mniemaniu jest również jak
test Rorschach – widzisz to, co chcesz zobaczyć, co tkwi głęboko w twojej
podświadomości.
Dzieło Serafini’ego
zafascynowało mnie na wielu poziomach. Wizualnie nie mogłam się napatrzeć
na dziwność tego, co widzę. Pełna fascynacji przypatrywałam się kolejnym
grafikom. Po pewnym czasie zaczęłam dostrzegać, że wyłania się przede mną
konkretny świat. Stało się oczywiste, że Serafini jest artystą, bo celem każdego artysty jest zbadanie, ukazanie i opisanie
nieznanego, a on właśnie to robi. Gdy dzień później, po raz kolejny znów oglądałam
książkę, dostrzegłam jej wymiar filozoficzny: dzieło ukazuje drogę dążenia do wiedzy
i samą wiedzę. Uczuciem, którego jednak nieustannie towarzyszyło mi podczas
czytania był niepokój, narastająca obawa przed czymś bardzo realnym, bo „Codex
Seraphinianus” nie jest tak do końca fikcją. Nasz świat ma w sobie ukryty
właśnie ten wymiar, który Serafini nam pokazuje. Czynników teratoogennych w
naszym środowisku jest dużo. Uświadomienie sobie ich „niewidzialnego” istnienia
budzi głęboki niepokój. Istnieje bowiem coś, pewien czynnik zewnętrzny, którym
ma toksycznym wpływ na rozwój organizmów powodując w nich odchylenia przekraczające
normy osobniczej zmienności lub powodujący defekty funkcjonowania. To nie fantastyka,
ale teratos, którym może być infekcja
wirusowa czy bakteryjna, promieniowanie, leki, hormony, naturalne związki
chemiczne występujące w środowisku a nawet witaminy w dużych lub zbyt małych dawkach.
Mutacja przeraża najbardziej, bo dotyka nas na poziomie fizyczności, a tam
gdzie istnieją granice tego co da się zrobić, budzi się strach.
Chodźcie,
są światy inne niż ten…
Pobierz
„Codex Seraphinianus” [PDF]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz