sobota, 1 sierpnia 2015

[R] Deliryczne wizje, kanibalizm, duchy - nawiedzony hotel zaprasza!



Zysk i S-ka 2015
Zbiór opowiadań W. Collinsa otwiera nowela „Nawiedzony Hotel”,   której akcja rozgrywa się w roku 1860. Cała intryga zaczyna się od zerwania zaręczyn, czyli sytuacji dość dramatycznie jak na owe czasy. Od tego momentu, niefortunnego dla jednej i szczęśliwego dla drugiej, dwie kobiety,  stają się zagorzałymi wrogami. Jedna jest zraniona  i porzucona, wręcz umiera z tęsknoty za ukochanym.  Druga, zamiast cieszyć się szybkim zamążpójściem, jest przekonana o swojej rychłej śmierci w skutek wiszącej nad nią klątwy. Jak się jednak okazuje, pierwszy umiera ktoś zupełnie inny. „Nawiedzony hotel” to nie tylko sprytnie uknuta intryga kryminalna, ale przede wszystkim plejada wspaniałych postaci: cieszący się opinią niekonwencjonalnego i utalentowanego lekarz, doktor Wybrow, tajemnicza madame o kredowobiałej cerze i lśniących oczach, skromna wdowa, porzucona narzeczona szukająca ukojenia, chory kurier imający się każdej pracy, właściciel hotelu, jest również duch, w owym hotelu, ale to na końcu…

Wilkie Collins - uwielbiany pisarz swoich czasów.
Szkieletem historii „Nawiedzonego hotelu” jest wątek kryminalny: morderstwo, które oczywiście na początku wygląda jak naturalny zgon w skutek choroby. Zbyt wiele jednak wokół tej śmierci niewyjaśnionych wydarzeń i zjawisk nadnaturalnych, by bohaterowie w to uwierzyli, każdy z nich ma swój własny powód, by drążyć temat. Oprócz podejrzanych, znaczy bohaterów, mamy również miejsce zbrodni, czyli hotel, choć w momencie zbrodni hotelem nie był i wtedy też w nim nie straszyło. Element grozy jest w powieści drugorzędny, choć gdy ostatecznie się przejawia ma drastyczny przebieg. Collins doskonale zbudował w tym opowiadaniu napięcie, które stopniuje powoli z każdym zwrotem akcji przybliżając bohaterów do odkrycia tajemnicy. Zagadka hotelowej śmierci jest bardzo skomplikowana i nie wstydzę się przyznać, że mój trop okazał się błędny. To jednak dobrze świadczy o tej opowieści. Naprawdę czytałam historię z zapartym tchem, nie tylko będąc zaangażowaną w towarzyskie perypetie bohaterów, ale również snując swoje hipotezy. Jestem przekonana, że kto zacznie czytać „Nawiedzony hotel”, ten nie przestanie dopóki nie pozna zakończenia. W tym opowiadaniu nie da się go przewidzieć.  
 
Na samym początku, gdy czytałam, miałam wrażenie, że błądzę w chmurze nonsensów, a to za sprawą nagromadzenia wątków oraz bohaterów, którzy na domiar złego dużo się przemieszczają. Ruch, w którym nieustannie pozostają, podtrzymuje napięcie utworu – nowe miejsca, to nowe odkrycia i nowi ludzie, którzy mają nowe informacje. W „Nawiedzonym hotelu”  napięcie zostało zbudowane na zmieniających się nastrojach bohaterów. Myślę, że z łatwością każdy czytelnik znajdzie w tej opowieści postać, do której się przywiąże. Ja początkowo śledziłam perypetie porzuconej narzeczonej, czyli  Agnes, ale gdzieś od połowy historii ewidentnie bardziej spodobała mi się perspektywa Henrry'ego. Choć podejrzewam, że hrabina Naronne, femme fatale tej opowieści, skradnie również nie jedno czytelnicze serce. To postać, która do samego końca jest wielką zagadką i to jej przypada rola demaskująca całą intrygę. Robi to w wielkim stylu, pisząc sztukę teatralną.  
 
NAWIEDZONE POKOJE

„Nawiedzony hotel” to doskonała kryminalna historia z nutką grozy. Jest również najlepszym opowiadaniem w całym zbiorze. Oprócz niego, warte wyróżnienia są jeszcze dwa inne. Pierwsze, „Diabelskie okulary” to historia zamykająca zbiór. Okulary zrobiły na mnie wrażenie, bo puenta utworu jest jak strzała godząca w czuły punkt naszego ja: okoliczności decydują o wszystkim. Stary wilk morski, na łożu śmierci wyznaje, że podczas wyprawy na biegun północny musiał walczyć o życie, jednak z pomocą przyszedł mu sam Diabeł. Uratował go i wręczył mu przedmiot, którego nie można się pozbyć:  diabelskie okulary. Jest to prosta historia z nutką komediową, która obnaża ludzką naiwność: dlaczego tak bardzo pragniemy poznać myśli innych, skoro potem tego żałujemy? Lepiej wiedzieć wszystko, czy myśleć tak, jak jest nam wygodnie? Drugie opowiadanie, „Pan Zant i duch”  jest opowieścią o zjawisku nadprzyrodzonym, którego nie sposób wyjaśnić, dlatego narrator od razu uprzedza,  że przedstawiona przez niego historia może wzbudzić wątpliwości ze strony rozumu, bowiem nie odnosi się do zmysłów, a przeczuć. Mowa oczywiście o duchu, który w jasny dzień zstąpił miedzy żywych. Napomknę, że oczywiście miał powód. Jednocześnie jest to również piękna opowieść o rodzącej się miłości, w której bardzo kibicowałam panu Rayburnowi, trochę wzdychając: gdzie się podziali tacy mężczyźni? Mężczyzna podczas spaceru ze swoją córką po parku, spotyka dziwną kobietę,bladą, poruszająca się jakby była w transie. Zaniepokojony pan Rayburn postanawia upewnić się czy wszystko z nią w porządku. Tak splatają się ich losy. Kobieta uwikła go w swoje problemy, tak że nie będzie już pewny, czy jest ona ofiarą nerwowych halucynacji, czy obiektem nadnaturalnego objawienia. Eh, panie Rayburn…

W zbiorze znajduje się dziewięć opowiadań, z pośród których jedno zostało przeniesione na mały ekran ("Zatrute łoże") w 1967 roku przez Witolda Lesiewicza. Reżyser zmienił tytuł na „Przeraźliwe łoże” i stworzył krótkometrażowy dreszczowiec luźno nawiązujący do opowiadania Collinsa. Fabuła została wzbogacona o nowe postacie, a kilka elementów całkiem zmieniono lub pominięto. Idea niebezpiecznego łoża pozostała jednak ta sama. Warto więc zobaczyć; w końcu to tylko 27 minut. 

KOLEJNE POKOJE

1884 Chatto & Windus yellowback
„Wyśniona kobieta” przedstawia historię gościa zajazdu, którego nawiedziła w nocy straszna zjawa próbująca zabić go nożem. Ten dziwny sen na jawie okazuje się być doświadczeniem, który zmieni całe jego życie. Opowiadanie o sile uczuć, które sprawiają, że serce zaczyna górować nad rozumem. Takie historie doskonale opowiada się przy kuflu piwa, często puentując wątpliwości słowami: "A kto to wie…". Bardzo podobnie jest z utworem "Panna Jaromette i pastor", gdzie chodzi o wynik pewnego procesu. Ksiądz, który przypomina sobie o tym wydarzeniu opowiada swojemu towarzyszowi prawdziwą wersję wydarzeń, które doprowadziły do tragicznej śmierci. W tym opowiadaniu ważną rolę odgrywa przeznaczenie, które splata drogi osób nieświadomie ze sobą połączonych. Takie zrządzenie losu łączy również bohaterów  "Martwej ręki". Arthur Holliday ma pecha i nie może znaleźć gospody do przenocowania. Jedyne wolne łóżko sąsiaduje z łożem nieboszczyka. Problem jednak nie polega na tym, że leżą tutaj zwłoki, ale czy przypadkiem owe zwłoki nie zostały tutaj ukryte? W tej historii Collins jak zwykle genialnie obraca kota ogonem, a może nieboszczyka nogami. To co początkowo jest tu zabawne, staje się smutne, tak jak to, co początkowo będące zagrożeniem, staje się zbawienie. Collins lubi takie huśtawki nastrojów i zaskakiwanie. W „Do nieba razem z brygiem”  autor pokazuje, że nie każdy ma takie szczęście, że prześladuje go normalny duch. Bohater opowiadania zostaje nawiedzany przez Świecznik Sypialniany. Tak, przez zwykły lichtarz, taki ze świeczką, która miała podpalić lont. To historia z rodzaju tych, co to uciekli Śmierci spod kosy. To z kolei nie udało się bohaterowi „Dziewiąta!. Tutaj bardzo szybko nasunęło mi się skojarzenie z Pięcioma flakonikami” M. R. Jamesa.  Ciężko bowiem szukać w niej wyjaśnienia, czy sensu, pozostaje przyjąć to, że czasem kogoś dotykają nadnaturalne rzeczy. Całą rodzinę Dupartów od zawsze spotykał dziwny los, wszyscy umierali o godzinie dziewiątej.  Mężczyzna tuż przed egzekucją opowiada współwięźniowi o swojej dziwnej przypadłości. Oczywiście poznanie całości historii, nie przynosi rozwiązania zagadki.

PIĘKNA EPOKA

Nie bez znaczenia, dla zrozumienia całego zbioru, jest spojrzenie na zawarte w nim utwory z perspektywy epoki, w której powstały. Mowa o okresie po 1860 roku, a przed drugą wojną światową. Króluje wtedy modernizm. To okres rozkwitu, postępu i dobrobytu. W opowiadaniach Collinsa nie widać drastycznej biedy, czy problemów (jeśli już zawsze są jakieś perspektywy na poprawę). Postęp techniczny ułatwił życie, a rozwijająca się nauka otwarła nowe możliwości (również popełniania przestępstw). W tym okresie następowały liczne przemiany społeczno-obyczajowe, co jednych cieszyło, a u innych budziło niepokój. Collins doskonale oddaje ducha modernizmu, gdyż jego bohaterowie nie ufają już wizji racjonalistycznej dopuszczając inne możliwości, dają się śmiało ponieść nowinkom, chętnie inwestują i podróżują. Szybki rozwój gospodarczy i rozwój sztuki sprawił, że okres ten nazwano la belle epoqe. Bohaterki opowieści Collinsa żyją w dostatku, szukają nowinek oraz poświęcają czas na branie udziału w ciekawych wydarzeniach. Szlachetni mężczyźni zajmowali się biznesem, inwestowali i zarabiali. Niejednokrotnie pojawia się jeden schemat: dama w opresji i szlachetny mężczyzna próbujący jej pomóc. Oczywiście dobro zawsze zwycięża zło, dlatego "Nawiedzony hotel" to doskonała propozycja dla lubiących happy end w powieściach grozy. od całego zbioru bije pozytywna aura.

KLASYCZNA UCZTA KONESERA

Antologia opowiadań Collinsa, wydana przez Zysk i S-ka, jest ucztą czytelniczą dla wielbicieli klasyki, bo prawdziwa uczta, to nie tylko samo danie, ale również sposób jego podania. (Nad cudownością owego wydania rozprawiałam już przy okazji czytania zbioru "W ciemnym zwierciadle" J. S. La Fanu.) Ja byłam wielce ukontentowana, a co najważniejsze, byłam zaskoczona, jak proza Collinsa łatwo zwiedziła mnie na manowce, ale tak właśnie przejawia się wyjątkowa inteligencja jaką dysponował ten pisarz. Wykorzystywał ją do tego, by ukrywać skomplikowany mechanizm kryminalny za  subtelną owaką utkaną z wątków. Każda z opowieści Collinsa dzieje się w realnym  świecie, który autor oddał z wyjątkową szczegółowością. Nie mniej czasu poświęcił swoim bohaterom. Nie ma w opowiadaniach ani jednej zbędnej postaci. Ich mnogość nie przytłacza, lecz przeraża, bo ukazuje, że nić powiązań między ludźmi opiera się na małych drobiazgach, które sprawiają, że stają się oni od siebie zależni. Bohaterowie ściśle na siebie oddziaływają. Ich reakcje są natychmiastowe i emocjonalne, stąd element zaskoczenia. W opowieściach Collinsa, z każdą przewróconą stroną napięcie rośnie, a groza kumuluje się. 

Nawiedzony hotel liczy sobie już 137 lat.
Czytając prozę Collinsa, największą przyjemność sprawiło mi zagłębianie się w niezwykle realistyczny świat epoki, ale również cieszyło mnie to, że autor tak sprawnie połączył kryminał z powieścią grozy. Mrożące krew w żyłach przygody bohaterów mają swój niezapomniany urok: deliryczne wizje, kanibalizm, duchy, widma, zwidy wieczorne, doppelgangery, tajemnicze skrytki i magiczne przedmioty. Collins pisał każde opowiadanie, jakby z myślą o czytelniku, zawsze bowiem pozostawia wolne pole dla jego wyobraźni i interpretacji. Do tego drażni, komplikuje, wprowadza w błąd. Pokazał, że niezwykłe historie kryją się w przypadkowych odkryciach. Nie obawiał się zestawienia realistycznego wątku kryminalnego z duchami i zjawami. „Nie ma współcześnie metody, która w satysfakcjonujący sposób powiązałaby przyczyny ze skutkami. Istnieją ludzie, którzy mogliby rzucić światło w pewnych kwestiach, ale skoro to nie robią, nie należy nalegać.” / s 6/ Zbiór „Nawiedzony hotel” pokochają wielbiciele klasycznych opowieści niesamowitych i będą się zaczytywać z zapartym tchem, to mogę gwarantować. Groza to emocje, a emocje to wyzwanie. Collins stworzył wspaniałe opowieści, które nic nie tracą z biegiem czasu. Po skończonej lekturze, zamknęłam zbiór i westchnęłam.  Im więcej i częściej wracam do klasyki, tym bardziej jestem przekonana o tym, że talent do opowiadania, ta magiczna moc ożywiania historii nieprawdopodobnych, to rodzaj błogosławieństwa. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz