niedziela, 7 lutego 2016

Łamigłówki, to wszystko co od ciebie mam. "Locke&Key" #2

„Locke & Key” to jedna z tych historii, do których przekonywać nie trzeba. Po przeczytaniu tomu pierwszego „Witamy w Lovecraft” byłam urzeczona pięknem grozy i magii, jaka bije od tej opowieści. Wielka posiadłość Keyhouse i jej sekrety zawładnęły moją wyobraźnią.  Klucz to niesamowity przedmiot o wielowymiarowej symbolice. Powiem szczerze, że nie pamiętam kiedy zakochałam się w swoim pierwszym kluczu. Kolekcjonuję je od dawna, jednak jeśli ktoś mnie zapyta dlaczego to robię, nie będę w stanie udzielić sensownej odpowiedzi. Jest we mnie pewne wewnętrzne pragnienie, które nakazuje mi je gromadzić, ale wcale nie po to aby otwierać drzwi. Może to paranoja... Mam wrażenie, że kiedyś znajdę wyjątkowe drzwi i któryś z moich kluczy będzie do nich pasować. Jak widać, posiadłość Keyhouse to idealne miejsce dla mnie. 

Rodzina Locke’ów powoli zadomawia się w nowym miejscu. Po niedawnych traumatycznych przeżyciach wszyscy próbują jakoś dojść do siebie. Najgorzej wychodzi to matce, która pogrąża się w rozpaczy i alkoholu zapominając, że ma trójkę dzieci. Kinsey, Bode i Tyler starają się jakoś sobą opiekować, ale kolejne klucze pakują ich w coraz to dziwniejsze tarapaty.

LUDZIE I KLUCZE

Świat miasteczka Lovecraft pochłania mnie bez pamięci, bo jest tu tak wiele do zobaczenia, rozszyfrowania i poznania. Historia „Locke & Key” składa się z przeszłości i teraźniejszości, które tańczą ze sobą namiętne tango próbując się nawzajem zdominować. Dzięki retrospekcjom można poznać postacie, które nie żyją już w teraźniejszości, a które miały niebagatelny wpływ na obecny stan rzeczy. To nie są opowieści, które można przeczytać raz. Jest tu wiele elementów do ponownego zwiedzenia oraz postaci do uważniejszego zaobserwowania. To właśnie jest wspaniałe w tej historii, że każda postać jest niezależna i dynamiczna, ma swoją perspektywę rozgrywających się wydarzeń. Nie mówię tu tylko o głównych bohaterach, ale również o postaciach drugoplanowych, a nawet pobocznych. W „Locke & Key” jest ciekawy nawet człowiek grabiący liście przed zakładem dla psychicznie chorych.  W całość fabuły wplecione są drobne historie poboczne, które mają czytelnikowi do zaoferowania coś więcej, jeśli tylko będzie chciał poświecić im swoją uwagę. W tym komiksie nie należy lekceważyć niczego, każdy element jest częścią większej całości, nawet jeśli początkowo wydaje się niepowiązany. Czytając L&K czuję się jak Bode, który chodzi po wielkie posiadłości szukając zamka do którego pasuje znaleziony przez niego klucz.

TWARZ ZŁA

Postacią, która od momentu swojego pojawienia się, koncentruje na sobie całą moją uwagę, jest Zack Wells. Uosobienie zła, które czerpie satysfakcję z powolnego zdobywania zaufania swoich ofiar.  Jedni bohaterowie są nieświadomi jego natury, inni doskonale widzą kim jest jednak niewiele mogą zrobić, by go zdemaskować. Jego obecność u boku głównych bohaterów tworzy niezwykłe napięcie wynikające z bliskości zagrożenia, jakiego nie są oni świadomi. Zack czuje się bezkarny, wszechmocy i uważa, że nad wszystkim panuje. Fakt, większość spraw układa się po jego myśli, jednak nadmierna pewność siebie sprawia, że zaczyna popełniać  błędy, które nie umkną uwadze pewnego detektywa. Czy to jednak coś zmieni?

Zack jest bohaterem negatywnym, wydaje mi się jednak, że nie zawsze tak było. W miarę jak zostają ujawnione kolejne szczegóły dotyczące tajemniczego zdarzenia, które wpłynęło na losy wielu ludzi z Lovecraft, postać ta staje się coraz bardziej skomplikowana i niejednoznaczna. „Head games” pokazuje postać Zacka w nieco innym świetle. Nie składa się tylko z mroku, ale z wielu złożonych odcieni. Dlaczego robi to, co robi? Czy próbuje się zemścić, a może cofnąć czas? Komu i za co zaprzedał swoją duszę?

ŁAMIGŁÓWKI

Kolejny klucz, to coś na co czekam w tej historii najbardziej.  Najbardziej emocjonująca chwila.  Pojawienie się klucza wywołuje u mnie dziecięcą radość i podniecenie. Co tym razem będzie można zrobić? Jakie tajemnice zostaną odkryte, jakie demony uwolnione? Autorzy igrają z czytelnikiem pokazując mu lokalizacje kluczy, ale nie pozwalając bohaterom ich tak łatwo odnaleźć.

Tytuł albumu to „Łamigłówki” w oryginale „Head games”. Tytuł jak najbardziej dosłowny, bo Bode znajduje klucz umożliwiający otwarcie głowy. Pstryk, przekręcam zamek, otwieram, wkładam, gotowe. Kto nie marzył o tak łatwym sposobie na naukę? Wystarczy włożyć książkę i wiedza zdobyta. Cóż, proste rzeczy mają zazwyczaj skomplikowane konsekwencje. Bohaterowie zostali wplątani w grę z kluczami, której zasady nie do końca im są znane. Trudny czas jaki przechodzą sprawia, że traktują klucze jak przygodę nie dostrzegając ukrytego za ich użyciem niebezpieczeństwa. Klucz umysłu pozwala otworzyć czyjąś głowę i dowolnie zmienić jej zawartość. Ciężko w takie sytuacji nie ulec dziecięcej ekscytacji. Kinsey nie waha się ani chwili i natychmiast wyciąga ze swojej głowy dwie emocje, których bardzo chce się pozbyć. Jak to wpłynie na jej postępowanie, czy stanie się kimś innym, niż była do tej pory? Bode i Tyler stanowią za to przykład na to, że wiedza i jej zrozumienie powinny iść w parze, a czasami tak właśnie się nie dzieje. Decyzje bohaterów wydają się błahe, jednak nie należy zapominać, że wszystko co otwierają klucze, prędzej czy później obraca się w zło.

„Head games” stawia dwa zasadnicze pytania: co kryje się w naszych głowach oraz czy odważyłbyś się zajrzeć do własnej, gdybyś miał taką możliwość? W moim przypadku odpowiadam dwa razy na tak. Nie mówię, że bym się nie bała, ale ciekawość zawsze jest u mnie silniejsza. Gdybym miała taki klucz chętnie zajrzałabym do głowy niektórych pisarek i pisarzy. Niebezpiecznie kuszące, prawda? No właśnie. Joe Hill jest mistrzem w ukazywaniu tego, jak niewinna zabawa szybko zamienia się w niebezpieczną grę. „Head games” opowiada o tym co siedzi w naszych głowach: o strachu, żalu, bezsilności, uprzedzeniach, głęboko ukrytych wspomnieniach, tajemnicach, a czasem o pustce. Historie pokazują bohaterów, którzy są manipulowani przez innych będąc tego świadomym lub nie. Fabuła pełna jest zakręconych zwrotów akcji, niespodziewanych pocałunków, drastycznych śmierci i odrobiny magii. I jak tu nie chcieć do zaglądać do czyjejś głowy?

STRACH W BUTELCE

Mrożące krew w żyłach scen grozy to specjalność Rodrigueza.  Jego całostronicowe kadry robią ogromne wrażenie. Sceny, w których bohaterowie zaglądają sobie do głów są niesamowite. Patrząc na nie miałam wrażenie jakbym stała obok i też zaglądała do czyjegoś umysłu. Niezwykle frapująca jest również rozkładówka z kadrem przedstawiającym przedstawienie teatralne. Konkretnie „Burzę” Szekspira w wykonaniu naszej paczki przyjaciół. Nieświadomi ludzi obserwują coś co wydaje im się fikcją, a jest prawdziwą magią, która dzieje się na ich oczach. Dorośli nie dostrzegają magii. Prawdę widzą dzieci i artyści, którzy potrafią spojrzeć na świat do góry nogami.  Inna perspektywa ukazuje, że magią nie tylko istnieje, ale i jest niebezpieczna. Innym kadrem, który doskonale oddaje esencję komiksu, czyli połączenie grozy nadnaturalnej z realną, jest zamknięcie Strachu i Rozpaczy w butelce. Takie wydarzenia zakłócają spójność świata, stanowią groźbę wymierzoną w odwieczne prawa nim rządzące.

TAK DALEKO, ŻE NIE MA JUŻ POWROTU

Jestem zachwycona „Locke&Key”, a przedstawiony w komiksie świat pochłania mnie bez reszty. W kolejnych zeszytach autorzy oszczędnie uchylają rąbka tajemnicy, na której zbudowana jest historia, a to tylko zaostrza mój apetyt. Za pierwszym razem, gdy czytam komiks, delektuje się historią, zwrotami akcji i chłonę podniecenie wynikające ze znalezienia kolejnego klucza. Za drugim, podziwiam wszelkie szczegóły graficzne, wracam do ciekawszych momentów, przypatruje się im. Za trzecim razem szukam ukrytych tropów, które autorzy sprytnie zakamuflowali.

Z tyłu tomu można zaleźć opis wszystkich odnalezionych kluczy wraz z ich historią oraz galerię artów związanych z zawartymi w tomie wydarzeniami. Dodatkowo znajduje się również dokładny wygląd rezydencji Keyhouse z każdej strony. Jest też plakat wzorowany na na okładce magazynu „Crime SuspenStory” z roku 1954. Muzyką, która doskonale będzie pasować do słuchania przy czytaniu to utwór „Head games” zespołu Foreigner z 1979 roku. Tą właśnie melodię nuci Zack, gdy zakrada się by pogrzebać komuś w głowie.  


Seria „Locke&Key” to utrzymany w stylistyce weird fiction zlepek thrillera, fantasy i horroru. Poziom grozy i makabry bywa wysoki, nie brak w niej również niejednoznaczności. Komiks jest misterną łamigłówką, rodzajem gry w wyszukiwanie drobnych, niepozornych elementów całej zagadki. Pytania są jak dziurki od klucza w zamkniętych drzwiach. Jeśli znajdziesz odpowiedni klucz, zobaczysz co kryje się za zamkniętymi drzwiami. Czy jesteś jednak gotowy na to co zobaczysz?

Odważysz się wejść?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz