„Locke & Key” to jedna z tych historii, do których
przekonywać nie trzeba. Po przeczytaniu tomu pierwszego „Witamy w Lovecraft”
byłam urzeczona pięknem grozy i magii, jaka bije od tej opowieści. Wielka
posiadłość Keyhouse i jej sekrety
zawładnęły moją wyobraźnią. Klucz to
niesamowity przedmiot o wielowymiarowej symbolice. Powiem szczerze, że nie
pamiętam kiedy zakochałam się w swoim pierwszym kluczu. Kolekcjonuję je od
dawna, jednak jeśli ktoś mnie zapyta dlaczego to robię, nie będę w stanie
udzielić sensownej odpowiedzi. Jest we mnie pewne wewnętrzne
pragnienie, które nakazuje mi je gromadzić, ale wcale nie po to aby
otwierać drzwi. Może to paranoja... Mam wrażenie, że kiedyś znajdę wyjątkowe
drzwi i któryś z moich kluczy będzie do nich pasować. Jak widać, posiadłość Keyhouse to idealne miejsce dla mnie.
Rodzina
Locke’ów powoli zadomawia się w nowym miejscu. Po niedawnych traumatycznych
przeżyciach wszyscy próbują jakoś dojść do siebie. Najgorzej wychodzi to matce,
która pogrąża się w rozpaczy i alkoholu zapominając, że ma trójkę dzieci. Kinsey,
Bode i Tyler starają się jakoś sobą opiekować, ale kolejne klucze pakują ich w
coraz to dziwniejsze tarapaty.
LUDZIE I KLUCZE
Świat miasteczka Lovecraft
pochłania mnie bez pamięci, bo jest tu tak wiele do zobaczenia, rozszyfrowania
i poznania. Historia „Locke & Key”
składa się z przeszłości i teraźniejszości, które tańczą ze sobą namiętne tango
próbując się nawzajem zdominować. Dzięki retrospekcjom można poznać postacie,
które nie żyją już w teraźniejszości, a które miały niebagatelny wpływ na
obecny stan rzeczy. To nie są opowieści, które można przeczytać raz. Jest tu
wiele elementów do ponownego zwiedzenia oraz postaci do uważniejszego zaobserwowania.
To właśnie jest wspaniałe w tej historii, że każda postać jest niezależna i dynamiczna, ma swoją perspektywę rozgrywających się wydarzeń. Nie
mówię tu tylko o głównych bohaterach, ale również o postaciach drugoplanowych,
a nawet pobocznych. W „Locke & Key”
jest ciekawy nawet człowiek grabiący liście przed zakładem dla psychicznie
chorych. W całość fabuły wplecione są drobne
historie poboczne, które mają czytelnikowi do zaoferowania coś więcej, jeśli
tylko będzie chciał poświecić im swoją uwagę. W tym komiksie
nie należy lekceważyć niczego, każdy element jest częścią większej całości,
nawet jeśli początkowo wydaje się niepowiązany. Czytając L&K czuję się
jak Bode, który chodzi po wielkie posiadłości szukając zamka do którego pasuje
znaleziony przez niego klucz.
TWARZ ZŁA
Postacią, która od momentu swojego pojawienia się, koncentruje
na sobie całą moją uwagę, jest Zack Wells. Uosobienie zła, które czerpie
satysfakcję z powolnego zdobywania zaufania swoich ofiar. Jedni bohaterowie
są nieświadomi jego natury, inni doskonale widzą kim jest jednak niewiele mogą
zrobić, by go zdemaskować. Jego obecność u boku głównych bohaterów tworzy
niezwykłe napięcie wynikające z bliskości zagrożenia, jakiego nie są oni
świadomi. Zack czuje się bezkarny, wszechmocy i uważa, że nad wszystkim panuje.
Fakt, większość spraw układa się po jego myśli, jednak nadmierna pewność siebie
sprawia, że zaczyna popełniać błędy,
które nie umkną uwadze pewnego detektywa. Czy to jednak coś zmieni?
Zack jest bohaterem negatywnym, wydaje mi się jednak, że nie
zawsze tak było. W miarę jak zostają ujawnione kolejne szczegóły dotyczące
tajemniczego zdarzenia, które wpłynęło na losy wielu ludzi z Lovecraft, postać
ta staje się coraz bardziej skomplikowana i niejednoznaczna. „Head games” pokazuje postać Zacka w
nieco innym świetle. Nie składa się tylko z mroku, ale z wielu złożonych
odcieni. Dlaczego robi to, co robi? Czy próbuje się zemścić, a może cofnąć
czas? Komu i za co zaprzedał swoją duszę?
ŁAMIGŁÓWKI
Kolejny klucz, to coś na co czekam w tej historii najbardziej. Najbardziej
emocjonująca chwila. Pojawienie się klucza wywołuje u mnie dziecięcą radość i podniecenie. Co tym razem będzie można zrobić? Jakie tajemnice
zostaną odkryte, jakie demony uwolnione? Autorzy igrają z czytelnikiem
pokazując mu lokalizacje kluczy, ale nie pozwalając bohaterom ich tak łatwo
odnaleźć.
Tytuł albumu to „Łamigłówki”
w oryginale „Head games”. Tytuł jak
najbardziej dosłowny, bo Bode znajduje klucz umożliwiający otwarcie głowy. Pstryk,
przekręcam zamek, otwieram, wkładam, gotowe. Kto nie marzył o tak łatwym
sposobie na naukę? Wystarczy włożyć książkę i wiedza zdobyta. Cóż, proste
rzeczy mają zazwyczaj skomplikowane konsekwencje. Bohaterowie zostali wplątani
w grę z kluczami, której zasady nie do końca im są znane. Trudny czas jaki przechodzą sprawia, że traktują klucze jak przygodę nie dostrzegając ukrytego
za ich użyciem niebezpieczeństwa. Klucz umysłu pozwala otworzyć czyjąś głowę i
dowolnie zmienić jej zawartość. Ciężko w takie sytuacji nie ulec dziecięcej
ekscytacji. Kinsey nie waha się ani chwili i natychmiast wyciąga ze swojej
głowy dwie emocje, których bardzo chce się pozbyć. Jak to wpłynie na jej
postępowanie, czy stanie się kimś innym, niż była do tej pory? Bode i Tyler stanowią za to przykład na to, że wiedza i jej zrozumienie powinny iść w
parze, a czasami tak właśnie się nie dzieje. Decyzje bohaterów wydają się błahe, jednak nie należy zapominać, że
wszystko co otwierają klucze, prędzej czy później obraca się w zło.
„Head games” stawia dwa
zasadnicze pytania: co kryje się w naszych głowach oraz czy odważyłbyś się
zajrzeć do własnej, gdybyś miał taką możliwość? W moim przypadku odpowiadam dwa
razy na tak. Nie mówię, że bym się nie bała, ale ciekawość zawsze jest u mnie
silniejsza. Gdybym miała taki klucz chętnie zajrzałabym do głowy niektórych pisarek i pisarzy. Niebezpiecznie kuszące, prawda? No właśnie. Joe Hill
jest mistrzem w ukazywaniu tego, jak niewinna zabawa szybko zamienia się w
niebezpieczną grę. „Head games”
opowiada o tym co siedzi w naszych głowach: o strachu, żalu, bezsilności,
uprzedzeniach, głęboko ukrytych wspomnieniach, tajemnicach, a czasem o pustce. Historie
pokazują bohaterów, którzy są manipulowani przez innych będąc tego świadomym lub
nie. Fabuła pełna jest zakręconych zwrotów akcji, niespodziewanych pocałunków,
drastycznych śmierci i odrobiny magii. I jak tu nie chcieć do zaglądać do
czyjejś głowy?
STRACH W BUTELCE
Mrożące krew w żyłach scen grozy to specjalność Rodrigueza. Jego całostronicowe kadry robią ogromne
wrażenie. Sceny, w których bohaterowie zaglądają sobie do głów są niesamowite.
Patrząc na nie miałam wrażenie jakbym stała obok i też zaglądała do czyjegoś
umysłu. Niezwykle frapująca jest również rozkładówka z kadrem przedstawiającym
przedstawienie teatralne. Konkretnie „Burzę”
Szekspira w wykonaniu naszej paczki przyjaciół. Nieświadomi ludzi obserwują coś co wydaje im się fikcją, a
jest prawdziwą magią, która dzieje się na ich oczach. Dorośli nie dostrzegają
magii. Prawdę widzą dzieci i artyści, którzy potrafią spojrzeć na świat do góry
nogami. Inna perspektywa ukazuje, że magią nie tylko istnieje, ale i jest niebezpieczna. Innym kadrem,
który doskonale oddaje esencję komiksu, czyli połączenie grozy nadnaturalnej z
realną, jest zamknięcie Strachu i Rozpaczy w butelce. Takie wydarzenia zakłócają spójność świata, stanowią groźbę wymierzoną
w odwieczne prawa nim rządzące.
TAK DALEKO, ŻE
NIE MA JUŻ POWROTU
Jestem zachwycona „Locke&Key”,
a przedstawiony w komiksie świat pochłania mnie bez reszty. W kolejnych zeszytach
autorzy oszczędnie uchylają rąbka tajemnicy, na której zbudowana jest historia, a
to tylko zaostrza mój apetyt. Za pierwszym razem, gdy czytam komiks, delektuje się historią, zwrotami
akcji i chłonę podniecenie wynikające ze znalezienia kolejnego klucza. Za
drugim, podziwiam wszelkie szczegóły graficzne, wracam do ciekawszych momentów,
przypatruje się im. Za trzecim razem szukam ukrytych tropów, które autorzy
sprytnie zakamuflowali.
Z tyłu tomu można zaleźć opis wszystkich odnalezionych kluczy
wraz z ich historią oraz galerię artów związanych z zawartymi w tomie wydarzeniami.
Dodatkowo znajduje się również dokładny wygląd rezydencji Keyhouse z każdej
strony. Jest też plakat wzorowany na na okładce magazynu „Crime SuspenStory” z roku 1954. Muzyką, która doskonale będzie
pasować do słuchania przy czytaniu to utwór „Head
games” zespołu Foreigner z 1979 roku. Tą właśnie melodię nuci Zack, gdy
zakrada się by pogrzebać komuś w głowie.
Seria „Locke&Key” to
utrzymany w stylistyce weird fiction zlepek thrillera, fantasy i horroru. Poziom
grozy i makabry bywa wysoki, nie brak w niej również niejednoznaczności. Komiks
jest misterną łamigłówką, rodzajem gry w wyszukiwanie drobnych, niepozornych
elementów całej zagadki. Pytania są jak dziurki od klucza w zamkniętych
drzwiach. Jeśli znajdziesz odpowiedni klucz, zobaczysz co kryje się za
zamkniętymi drzwiami. Czy jesteś jednak gotowy na to co zobaczysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz