![]() |
BRAMA nr 2/2015 |
Na sam początek muszę powiedzieć, że zajechało kontrowersją. Redaktor naczelny nie napisał wstępniaka. Tak, to skandal niemały. Zastąpił go Ryszard Brzeziński z zespołu redakcyjnego magazynu. Tłumaczył kolegę dość sensownie i faktycznie raz wybaczyć takie faux pas mogę. Ale panie Redaktorze, choćby noc zarwać, a do czytelników zwrócić się trzeba, tego wymaga honor i obowiązek tej funkcji. Nie wyobrażam siebie, że w trzecim numerze zabraknie wstępniaka od naczelnego dowódcy. Jeśli trzeba, to stawiam zgrzewkę powera. Ok, konwenanse zostawmy już w spokoju i zerknijmy co jest za Bramą w tym numerze...
W bieżącym numerze znajduje się osiem opowiadań. Z pośród nich moją uwagę przykuła piątka szczęśliwców. Pierwszy z tekstów to „EDEN 02”, jego autorem jest Grzegorz Gajek.
Historia ma doskonale wyważoną proporcję między enigmatycznością świata
przedstawionego, a tym co jest konieczne by czytelnik wiedział i mógł wczuć się
w ów świat. Niby prosta opowieść sci-fi, a jednak coś w niej jest. Drugie
opowiadanie to „MIECZ REBELII” Adama Kubiaka, czyli kolejny smaczny kawałek
tortu sci-fi. Pełnokrwiste postacie, które przyciągają uwagę, niezwykła dynamika wydarzeń oraz wielowątkowość.
Naprawdę czytała z zapartym tchem. Trzecia historia, która skradła moje serce to „CYLINDER”
napisany przez Aleksandrę Brożek-Sala. Cóż,
na wstępie usprawiedliwię się, bo można czasem mnie łatwo kupić: dając mi klucz,
częstując sushi lub prowadząc rozmowę o Alicji. Pani Aleksandra mnie skusiła na
niesamowitą randką z szalonym kapelusznikiem, tajemnicę, nieprzewidywalną namiętność z nutką grozy, a właściwie koszmaru, który zaczął się niewinnie, a skończył
makabrycznym wybudzeniem. Agnieszka, bohaterka historii, jest jak prawdziwa
Alicja: "Młoda i naiwna. A przy tym
strasznie wybuchowa i niegotowa na kompromis". Niestety, jak każda
Alicja dostaje nauczkę. Ostatnie opowiadanie, które mnie uwiodło zostało napisane
przez Juliusza Wojciechowicza i nosi tytuł „LEGION”. Kiedy o nim myślę, uśmiecham
się nieco, ale moje rozbawienie nie
wynika z humorystycznego charakteru tej historii, a z niepokoju jaki wywołało
zakończenie. Lubię groteskę i surrealizm, szczególnie w wydaniu bizarro. Poza tym "żłobek makabry" zapisałam sobie w notesie. Dobra robota
panie pisarzu, doceniam poświęcenie.
W czasopiśmie znajdują się jeszcze cztery inne historie, którym mniej lub bardziej czegoś brakuje. Carla Mori i jej „OSTATNIE
CIĘCIE” coraz mocniej utwierdza mnie w przekonaniu, że nie każdy psychopata
jest wyjątkowy. W opowieści o takich ludziach muszą wywoływać w czytelniku
jakieś poruszenie. Może to być kwestia brutalności, wymyślności, przebiegłości,
charakteru głównego bohatera, albo najzwyczajniej zaskoczenia wynikającego z fabuły.
Niestety kiedy się czegoś domyślam, przestaje mnie to podniecać. Nie ma nic
gorszego, niż przewidywalny psychopata. Myślę, że z tego samego powodu nie da
się przebrnąć przez „Eleganckiego
mordercę” Cezarego Łazarewicza.
Sprawę przekombinował też troszkę Michał Grabowski w opowiadaniu „MARTWE ECHA
WSPOMNIEŃ”. Co my tu mamy? Zombie,
zombie, wszędzie zombie. Taki krótki epizod z „The Walking Dead”. Sentymentalny, niejednoznaczny, ciężki. Nie
jestem zwolenniczką aby czystej śmierci przypisywać jakieś moralizatorskie
dyrdymały. Żałuję, że zombie tak jak wampiry zostały pochłonięte przez machinę nadmiernej
interpretacji. Kiedyś stworów z kaset VHS można się było bać, a teraz? Niestety ciężko jest się bać
czegoś, co się zaczyna rozumieć. Strach rodzi się jedynie w
zetknięciu z niepojętym. Na odejście od naturalizmu z kwestii zombie trzeba
mieć pomysł i dobry powód, by to zrobić. Nutka „duchowości” w martwych ciałach
ewidentnie lepiej wyszła w „Mieście
zombie” B. Keena, czy „Komórce” S.
Kinga.
„CHROBOT, KTÓRY MNIE KOCHA” w
wykonaniu Pawła Mateja ma jeden element, który wyjątkowo lubię: gdy autor
potrafi przywołać ze wspomnień czytelnika jakieś doznanie i uczynić z niego
punkt zaczepienia dla opowieści. Jak komuś może się podobać słodki zapach
gnicia owoców? Intrygujący element, przywołanie zapachu i sprawienie by stał
się przyczyną gęstniejącej atmosfery wokół głównego bohatera. Od samego
początku historia spowita jest duszącymi oparami zgnilizny. Niestety przeszkadzała
mi zbyt duża ilość barwnych przemyśleń bohatera, które sprowadziły
akcję niemal do zera. W efekcie wyszło smutne i przytłaczające opowiadanie o
umieraniu. Czy taki miał być efekt?
Na sam koniec Redakcja serwuje „CZARĘ
GNIEWU” autorstwa Lecha Muchy. O ile w przypadku "Leginu" moje rozbawienie było nerwowe i pełne niepokoju,
to "Czara gniewu" wywołała je poprzez zbyt poważne potraktowanie kary za grzechy. Ja
idę w stronę "Przebudzenia" S. Kinga i uważam, że nie istotne co jest po drugiej stronie, to co najgorsze może nas spotkać, to sama śmierć (pomijając
czytanie kiepskich opowiadań). Poza tym największym mankamentem tego tekstu jest to, że historia kończy się tak naprawdę w połowie, tylko dlatego, że autor zdradza
imię pasażerki, co każdego czytelnika naprowadza na miejsce i sens podróży, po
co czytać dalej. Jeśli istnieje Piekło, to w jego bibliotece można wypożyczać
tylko takie opowieści.
Gdy zobaczyłam informację, że na
łamach BRAMY ma się ukazać cykl autorstwa Marka Zychli, pisnęłam z radości. Po
przeczytaniu pierwszego tekstu z serii, trochę zrzedła mi mina. Autor postanowił
wyciągnąć od ludzi zasłyszane lub doświadczone przez nich samych historie o
duchach i innych zjawiskach nadprzyrodzonych. Świetny pomysł, myślę, że jednak
trochę gorzej z wykonaniem. „Wakacje z
duchami” to sentymentalna podróż w czasie, moim zdaniem aż nazbyt
sentymentalna. Myślałam, że tu chodzi o duchy, a nie „przygasanie” i wspominanie. Ja oczekiwałam czegoś w stylu „Czynnik PSI” albo „Nie do wiary”. A może z prawdziwymi historiami jest tak, że nie
zawsze bywają ciekawe. Nie wiem, ale chętnie się przekonam, co ukaże się w
kolejnej odsłonie.
Jeśli chodzi o teksty
publicystyczne i artykuły to w BRAMIE znajduje się ich trochę mało. Jednym z nich
jest „Panteon bogów z Theros” Pauliny Rzeszutek. Zgrabnie opisała bogów ze
świata Magic the Garhering. Tekst jednak kierowany jest raczej do początkujących graczy. Duży potencjał ma „Apokalipsa według Hollywood”
Ryszarda Brzezińskiego, gdzie porównuje on do siebie filmy „Mad Max. Na drodze gniewu” oraz „Terminator”. Tekst dobrze się zaczyna, ale jego iskra szybko przygasa i ostatecznie nie wnosi nic w temacie, o którym pisze. Jeśli chodzi o mroczne klimaty, to jak zwykle Anna Dymna
przygotowała swoją niezwykłą opowieść. Tym razem o domu, w którym mieszkał Edgar Allan Poe. Bardzo mi się podoba, że tekst obrazują
zdjęcia jej autorstwa. W końcu coś z odrobiną zaangażowania i emocji autora.
Jak już
zwróciłam uwagę, trochę w czasopiśmie mało jest artykułów, przez co widać znaczną dysproporcję
miedzy częścią literacką, a publicystyką. W tej drugiej wciąż brakuje tekstów
niosących treści nie tylko rozrywkowe, ale takie które rozpoczynają ważne dyskusje,
relacjonujące jakieś ciekawe wydarzenia lub opisujące mało znane tematy. Brak
zróżnicowania merytorycznego tekstów powoduje, że starsi czytelnicy mogą nie
znaleźć nic ciekawego dla siebie. Czekam na takich autorów i takie teksty,
które sprawią, że będę miała ochotę z kimś o nich porozmawiać.
Za wrotami drugiego numeru BRAMY znalazła kilka fajnych opowiadań. Niestety, mimo iż okładka robi wrażenie, to obietnica jaką składa, pozostaje bez pokrycia. W środku panuje rozgardiasz, pośród którego nie da się odnaleźć nic wyjątkowego. Nie można jednak powiedzieć, że załoga nie zrobiła postępów. W kwestiach technicznych na pewno posunęli się do przodu. Czekam na kolejny numer, bo słyszałam, że ma być w nim nie lada rewolucja. Wieść niesie o przegrupowaniu się i przybyciu świeżej krwi. Mam nadzieję, że rąk do pracy nie zabraknie. Będzie to trzeci numer BRAMY i mam co do niego spore wymagania. Najwyższa pora się ogarnąć technicznie, określić w kwestii tematyki, grupy odbiorców oraz wyznaczyć pewien poziom zarówno tekstów literackich, jak i publicystycznych. Ten numer powinien być inny od poprzednich. Pora pokazać klasę. Trzymam kciuki, aby poszło jak najlepiej, bo jeśli nie to będzie mi smutno.
Za wrotami drugiego numeru BRAMY znalazła kilka fajnych opowiadań. Niestety, mimo iż okładka robi wrażenie, to obietnica jaką składa, pozostaje bez pokrycia. W środku panuje rozgardiasz, pośród którego nie da się odnaleźć nic wyjątkowego. Nie można jednak powiedzieć, że załoga nie zrobiła postępów. W kwestiach technicznych na pewno posunęli się do przodu. Czekam na kolejny numer, bo słyszałam, że ma być w nim nie lada rewolucja. Wieść niesie o przegrupowaniu się i przybyciu świeżej krwi. Mam nadzieję, że rąk do pracy nie zabraknie. Będzie to trzeci numer BRAMY i mam co do niego spore wymagania. Najwyższa pora się ogarnąć technicznie, określić w kwestii tematyki, grupy odbiorców oraz wyznaczyć pewien poziom zarówno tekstów literackich, jak i publicystycznych. Ten numer powinien być inny od poprzednich. Pora pokazać klasę. Trzymam kciuki, aby poszło jak najlepiej, bo jeśli nie to będzie mi smutno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz