Trylogia Miasteczko Palokaski jest
przykładem tego, co potrafi dobry marketing, jak duży ma wpływ na to co czytamy
oraz jak bardzo "inni" próbują nam wmówić, co jest dobre, a co złe. Na całym świecie
w trylogię Palokaski zainwestowano mnóstwo pieniędzy, aby wykreować ją na nowe
Twin Peaks. Atmosferę podgrzewać miała informacja, że prawa
do adaptacji wykupiono tuż po publikacji tomu pierwszego. Otrzymaliśmy więc produkt ładnie opakowany w domysły. Co tak naprawdę znalazło się w środku? Na początek sino szare, obrzmiałe ciało ślicznej młodej dziewczyny o imieniu Laura.
Nie wszyscy wierzą w teorię o samobójstwie nastolatki. Tylko Miia, psycholog
policyjny, zdaje sobie sprawę, że aby rozwikłać zagadkę trzeba najpierw dowiedzieć
się co spotkało inną zaginioną dziewczynę, Venlę. Dobrze się zaczyna? Cóż, nie wszystko
co dobrze się zaczyna, dobrze się też kończy.
7
GRZECHÓW GŁÓWNYCH PALOKASKI
Czasem myślę sobie, że pisarze powinni
najpierw wiedzieć jak skończy się ich powieść, a dopiero potem wymyślać jej początek.
Najgorsze jest bowiem to, jak po dobrej historii dostajemy słabe zakończenie. Palokaski kończy się dziwne, jakby
pośpiesznie, zostaje masa pytań i niedokończonych wątków. Całą jednak powieść
za dobrą uznać też nie można. Z tą trylogią jest trochę jak z piękną dziewczyną
w nocnym klubie, gdy zapomnimy sprawdzić dowód, rano okazuje się, że jest
jednak trochę za młoda. Laura, Noora i Venla grzeszą, choć grzeszyć nie
powinny, podobnie jak ich twórcy. Powieść jest niedopracowana pod wieloma
względami, chaotyczna, miejscami niezrozumiała, nielogiczna i pozbawiona oryginalności.
Mimo wszystko pomysł na fabułę jest ciekawy. Autorzy go nie udźwignęli, ale ratunek
tkwi właśnie w zrobieniu z tego serialu, pod warunkiem, że scenarzysta napisze wszystko
od nowa. Nie wybiegajmy jednak w tak
odległą przyszłość, bo grzechy J. K. Johannson są tu i teraz. Nie rozwodząc się
zbytnio wymienię 7 rzeczy, które po prostu wypalały oczy, gdy się je czyta.
1. FABUŁA i AKCJA: Dobra akcja sama się
nakręca, a w Palokaski jest ona jak zbyt szybko puszczona pozytywka. Tempo jest
nierówne, a niektóre watki prowadzą w ślepy zaułek. Momentami bywa zwyczajnie
nudno. Autorzy mieszają wątki, chaotycznie ujawniają fakty z życia bohaterów, zapominają
o oczywistych elementach i często nie podążają podjętymi w poprzednich tomach motywami.
2. ŚLEDZTWO: Policjanci próbujący
rozwiązać zagadkę śmierci Laury niewiele robią, kręcą się w kółko jak zbite z
tropu psy. Na koniec zagadkę rozwiązuje ktoś zupełnie niepozorny.
3. BOHATERKA: Miia dostrzega zależność
między zgonami nastolatek, a zniknięciem swojej siostry, jednak wszystko co
robi przychodzi jej jakby przypadkiem. Nie odkrywa niczego sama, lecz dzięki
innym postaciom, które podsuwają jej rozwiązania. Jest jak pies, któremu wkłada
się kość do pyska. Z jakiegoś powodu, po tomie pierwszym autorzy odsuwają panią
pedagog na boczny tor. To trochę niepokojący zabieg, bo potem nie za bardzo
wiadomo kto jest bohaterem tej opowieści. Ostatecznie Miia zlewa się z innymi
bohaterami, staje w jednym rzędzie i robi sobie ślubne zdjęcie. Tej postaci
najbardziej mi szkoda, bo świetnie się zapowiadała.
4.POSTACIE: Autorzy wprowadzają dużo
postaci, które pojawiają się i znikają. Żaden bohater nie jest
charakterystyczny, a ich prywatne historie są zwyczajnie nieciekawe. Czasem
wprowadzenie nowego bohatera jest bezsensowne jak w przypadku policjantki
Emillii („Venla”), która jest całkowicie zbyteczna dla fabuły. Równie dobrze
bez niej sprawy potoczyłyby się tak samo, tylko może trwałoby to nieco dłużej. Podobnie jest z postacią dziennikarza (Pasi
Tikka) o którym z biegiem historii się zapomina, a to właśnie do niego będzie należał
finał powieści. Przypomina mi się powieść Jonathana
Carrola „Kraina Chihów”. Spokojnie, nie linczujcie mnie za to porównanie, bo to
porównanie nie jest, a kontekst. Kontekst, który pokazuje, że dobry pisarz jest
jak bóg spod którego palców małomiasteczkowa społeczność zostaje uwikłania w
niesamowite wydarzenia. Słaby pisarz powoduje, że mieszkańcy będą poruszać się
groteskowo, jak marionetki na zbyt grubych sznurkach.
5.PERSPEKTYWA: W każdym z tomów jest postać centralna wokół której nakręca się historia, jednak z jakichś dziwnych powodów nie koniecznie jest to główny bohater. (Właściwie trudno powiedzieć kto nim jest.) Na dodatek do tego galimatiasu perspektyw autorzy w tomie trzecim dorzucają retrospekcję losów Venli, której mroczna historia przeradza się ostatecznie w nielogiczny absurd.
6. TWIN PEAKS: To zniewaga porównywać
Palokaski do Twin Peaks. Autorzy sprytnie jednak kamuflują swoją idee odejścia od
elementów grozy. Po pierwszym tomie ma się jednak nadzieję.
7. KLIMAT: Duszny,
mroczny i ciasny od nagromadzonych postaci. Obfituje w emocjonalne skoki,
niejasności i nielogiczne wydarzenia. Jedyne
co w powieści budzi grozę i ma surrealistyczny wymiar, to logika jaką posługują
się autorzy.
Po skończeniu ostatniego tomu Palokaski zamknęłam książkę i
zapytałam siebie: co właściwie skłoniło mnie, by po to sięgnąć? Powody były
trzy: lubię historie o małych społecznościach, mroczne kryminały i Lyncha. Jednak, jak pisał Gaiman w „Trigger warning”:
literatura to zawsze ryzykowna przygoda. Nigdy nie wiemy czy obietnice zostaną spełnione, czy nie spotka nas coś
złego. Takie jednak ryzyko jest wkalkulowane w bycie czytelnikiem. Czasem nie słuchamy głosu rozsądku i ignorujemy
dziwne zgrzyty, dlatego przytrafiają nam się słabe książki.
Jak
daleko stąd do TWINPEAKS

Dostrzegam, że autorzy
się starali, chcieli pokazać niejednoznaczne sytuacje moralne oraz zagrożenia
płynące z możliwości globalnej komunikacji. Szkoda tylko, że poszli w najbardziej banalne
rozwiązania, stąd pełno tu kiczu i stereotypów. Jednak po coś one
tutaj są. Kicz i stereotypy to najprostszy, bez wysiłkowy sposób myślenia o
świecie. Przyjmuję schemat i go powielam. Z tego właśnie powodu Palokaski
jest tak złe, że aż dobrze się je czyta. To „małomiasteczkowa” rozrywka
dla weekendowych czytelników. Jeśli
macie trochę zbędnego czasu i potrzebę zresetowania mózgu, to zaproście w piątek
wieczorem Laurę, w sobotę Noorę, a w niedzielę Venlę. Gwarantuję, dziewczyny
są niewymagające, a wy będziecie zadowoleni niezobowiązującym towarzystwem.
Ambitniejsze rzeczy poczytacie na trzeźwo.
Po przeczytaniu „Laury” naprawdę
miałam duże nadzieje. Szkoda,
że Palokaski okazało się tak wielkim rozczarowaniem. Nie takiego miasteczka Twin
Peaks oczekiwałam. Dawno jednak nic tak bardzo mnie nie zawiodło, więc w
jakiś sposób zapamiętam Palokaski i ze względu na owo rozczarowanie stawiam
je na półce z moimi ulubionymi trylogiami. Doskonałość widać w pełni tylko wtedy, gdy
dostrzegamy skazę. Długich dni i zaczytanych nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz